7 października 2008
22:26
Powrót do korzeni na jubileusz Ery Jazzu
Takiego koncertu, w tak wspaniałej atmosferze warszawska publiczność nie przeżyła bardzo dawno. Ciemnoskóry pianista Omar Sosa podczas jubileuszowego koncertu Ery Jazzu zabrał publiczność w najdalsze rejony historii jazzu. Afrykański klimat jego występu sprawił, że zgromadzeni w Filharmonii słuchacze na prawie dwie godziny odpłynęli w otchłanie źródeł ich ulubionej muzyki.
Dziesięcioletnia działalność Ery Jazzu została uświetniona koncertem, który na długo pozostanie w pamięci tych, którzy zdecydowali się świętować ten okrągły jubileusz w warszawskiej Filharmonii. Występ znakomitego pianisty Omara Sosy nie tylko przekazał słuchaczom nieprawdopodobną energię, ale pozwolił, by na czas trwania występu ulec niesamowitej magii jego muzyki.
Czym artysta nas zaskoczył? Długo by wymieniać. Podczas koncertu była zarówno pianistyka na najwyższym poziomie jak i zaangażowanie oraz niezrównane emocje, które sprawiły, że zgromadzeni dwukrotnie wzywali muzyka na bis.
Omar Sosa, bodajże w najlepszy ze znanych mi sposobów pokazał to, co w muzyce afrykańskiej najciekawsze. Rytm, pulsacja oraz mnóstwo momentów melodyjnych, które z pewnością jeszcze długo brzmieć będą w głowach przybyłych na ten koncert. Zawiedzeni mogli być wyłącznie ortodoksyjni fajni jazzu, którzy liczyli na szalone improwizacje i wirtuozerskie popisy. Ale te, zastąpione zostały motywami prosto z Afryki. Energetyczny śpiew i taniec urzekł zgromadzonych, którzy siedząc w fotelach, delikatnie podrygiwali w rytm narzucony przez kwartet Sosy.
Czym artysta nas zaskoczył? Długo by wymieniać. Podczas koncertu była zarówno pianistyka na najwyższym poziomie jak i zaangażowanie oraz niezrównane emocje, które sprawiły, że zgromadzeni dwukrotnie wzywali muzyka na bis.
Omar Sosa, bodajże w najlepszy ze znanych mi sposobów pokazał to, co w muzyce afrykańskiej najciekawsze. Rytm, pulsacja oraz mnóstwo momentów melodyjnych, które z pewnością jeszcze długo brzmieć będą w głowach przybyłych na ten koncert. Zawiedzeni mogli być wyłącznie ortodoksyjni fajni jazzu, którzy liczyli na szalone improwizacje i wirtuozerskie popisy. Ale te, zastąpione zostały motywami prosto z Afryki. Energetyczny śpiew i taniec urzekł zgromadzonych, którzy siedząc w fotelach, delikatnie podrygiwali w rytm narzucony przez kwartet Sosy.
Organizator koncertu, Dionizy Piątkowski nie na darmo zdecydował się zaprosić na tę uroczystość właśnie tego muzyka, którego twórczość w wielu momentach od jazzu odbiega, będąc bliższą muzyce rozrywkowej. Omar Sosa zaprezentował bowiem warszawskim słuchaczom wszystko, co do tej pory w tym festiwalu było najlepsze. Po pierwsze muzykę, która ma poruszyć, zachęcić do zabawy, a i sprawić, że miłośnicy synkopowanych rytmów nie będą zawiedzeni poziomem wykonawstwa.
KAMILA CZERNIAWSKA
więcej: www.omarsosa.com
reklama