4 lipca 2006
18:00
Info
Sonic Sp. z o.o. ul. Mścisławska 6
01-647 Warszawa
"The Eraser" - album wyrwany z kontekstu muzyki Radiohead
W najbliższy poniedziałek będzie mieć swą premierę debiutancki album Thoma Yorka, wokalisty jednej z najważniejszych grup współczesnego rocka - Radiohead.
"The Eraser" jako album napisany i zaprojektowany ubiegłego lata w domu, przy pomocy jakiegoś niezbyt wyszukanego instrumentu klawiszowego, a następnie nagrany w studiu w Londynie na głos, gitarę akustyczną i laptop, może być rzeczywiście - jak mówi Yorke - wyrwany z kontekstu muzyki Radiohead.
Jednak wysoka jakość skomponowanych przez wokalistę piosenek, bo jest to album raczej piosenkowy, potwierdza, że jest on nie tylko głosem, ale także mózgiem i duszą zespołu. Jednocześnie, „The Eraser", z racji swego bardziej kameralnego, by nie powiedzieć minimalistycznego, elektronicznego brzmienia, podkreśla szczególnie silnie refleksyjną naturę Yorke'a, ale również znane przecież z nagrań Radiohead zaangażowanie w żywotne sprawy tego naszego świata.
Nie tak nachalne, jak to znamy z przykładu pompatycznego i często irytującego dobrodzieja ludzkości Bono, ale przecież słyszalne, jak to było w przypadku zdecydowanie antybushowskiego albumu „Hail To The Thief" (2003). Tym razem obiektem szczególnej troski Yorke'a jest nasza zdewastowana, rabunkowo eksploatowana planeta, która reaguje na popełniany na niej gwałt grożącymi katastrofą zmianami klimatycznymi.
W utworze będącym ostrzeżeniem, „The Clock", Yorke zdaje się mówić, że zegar tyka. Wciąż jeszcze jest czas, by się opamiętać. I działać, a nie bezproduktywnie paplać, jak to czynią politycy, o tym, że coś z tym problemem trzeba by zrobić. A co do fanów Radiohead, mogą spać spokojnie.
Zespół jest w trasie i w przeddzień wydania nowego, siódmego studyjnego albumu. A zresztą, skoro gitarzysta Radiohead, Jonny Greenwood, mógł nagrać solowy album („Bodysong", 2003), dlaczego nie miałby tego zrobić Yorke?
Recenzja albumu "The Eraser" w INFOMUSIC...
(Sonic Records)
"The Eraser" jako album napisany i zaprojektowany ubiegłego lata w domu, przy pomocy jakiegoś niezbyt wyszukanego instrumentu klawiszowego, a następnie nagrany w studiu w Londynie na głos, gitarę akustyczną i laptop, może być rzeczywiście - jak mówi Yorke - wyrwany z kontekstu muzyki Radiohead.
Jednak wysoka jakość skomponowanych przez wokalistę piosenek, bo jest to album raczej piosenkowy, potwierdza, że jest on nie tylko głosem, ale także mózgiem i duszą zespołu. Jednocześnie, „The Eraser", z racji swego bardziej kameralnego, by nie powiedzieć minimalistycznego, elektronicznego brzmienia, podkreśla szczególnie silnie refleksyjną naturę Yorke'a, ale również znane przecież z nagrań Radiohead zaangażowanie w żywotne sprawy tego naszego świata.
Nie tak nachalne, jak to znamy z przykładu pompatycznego i często irytującego dobrodzieja ludzkości Bono, ale przecież słyszalne, jak to było w przypadku zdecydowanie antybushowskiego albumu „Hail To The Thief" (2003). Tym razem obiektem szczególnej troski Yorke'a jest nasza zdewastowana, rabunkowo eksploatowana planeta, która reaguje na popełniany na niej gwałt grożącymi katastrofą zmianami klimatycznymi.
W utworze będącym ostrzeżeniem, „The Clock", Yorke zdaje się mówić, że zegar tyka. Wciąż jeszcze jest czas, by się opamiętać. I działać, a nie bezproduktywnie paplać, jak to czynią politycy, o tym, że coś z tym problemem trzeba by zrobić. A co do fanów Radiohead, mogą spać spokojnie.
Zespół jest w trasie i w przeddzień wydania nowego, siódmego studyjnego albumu. A zresztą, skoro gitarzysta Radiohead, Jonny Greenwood, mógł nagrać solowy album („Bodysong", 2003), dlaczego nie miałby tego zrobić Yorke?
Recenzja albumu "The Eraser" w INFOMUSIC...
(Sonic Records)
więcej: www.theeraser.net
reklama