Wirtuoz mistrzowskiego brzmienia
Koncert Herbiego Hancocka w ramach tegorocznego festiwalu WSJD był wydarzeniem bodajże najbardziej oczekiwanym przez wszystkich fanów jazzu. Mistrz fortepianu i tym razem nie zawiódł złaknionej dźwięków jego instrumentu, publiczności.
Herbie Hancock to jedna z tych gwiazd światowego jazzu, którą polska publiczność przyjmuje z największym entuzjazmem, a większości płyt słucha wręcz z namaszczeniem. Warszawski koncert tego wybitnego pianisty okazał się jego następnym wielkim sukcesem. Do samego końca nie było wiadomo, co tak naprawdę zaprezentuje nowy kwartet Hancocka. Pomysł na projekt, który składał się z części akustycznej przeplecionej elektrycznymi motywami syntezatora Mistrza, okazał się niczym chybionym. Po raz kolejny Hancock udowodnił, że jest klasą samą w sobie. Zapraszając do współpracy skrzypaczkę Lily Haydn pokazał swoje zupełnie nowe brzmienie- wypełnione dźwiękami instrumentu pochodzącej z kręgu progresywnego rocka artystki. Jej występ może nie dorównywał technice i wirtuozerii Hancocka, ale na pewno był ciekawym motywem, który przy dalszej współpracy zespołu z pewnością się rozwinie.
Koncert rozpoczął się kompozycją „Footprints” wybitnego saksofonisty Wayne’a Shortera, z którym Hancock miał okazję współpracować w zespole Milesa Davisa. Brawurowe wykonanie tej kompozycji od razu ukazało pianistyczne możliwości artysty, który w miarę rozwijania się utworu, po prostu oddawał się granej przez siebie muzyce. Ciekawym okazała się fuzja elektroniki z akustycznym graniem. W konsekwencji wydawało się, że wszystko zostało zagrane bez wykorzystania elektroniki. Do takich efektów zdolni są tylko mistrzowie. W dalszej części koncertu Hancock zaprezentował materiał pochodzący z lat. 50. i 60.- okresu, który większość jazzmanów ceni sobie najbardziej. Kompozycja „Mayden Voyage” okazała chyba najbardziej interesująco rozwiniętym tematem wieczoru. Jednak z największą owacją publiczności spotkał się utwór „Cantaloupe Island”, który młodszym słuchaczom znany jest z repertuary grupy Us3. Na zakończenie koncertu Hancock zaprezentował zupełnie nową wersję „Chameleona”, a towarzyszący mu muzycy pokazali przy tej okazji naprawdę największą klasę. Koncert był naprawdę świetny i sądząc po rozentuzjazmowanej publiczności, nikt nie wyszedł z niego rozczarowany.
Kamila Czerniawska
foto: Kamila Czerniawska