Muzyka ponad podziałami politycznymi - ostatni dzień Open'era 2010
Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. 4 dni święta muzyki pod rozgrzanym niebem upłynęło zdecydowanie za szybko
Noc z soboty na niedzielę spędziłam w Gdańsku.. aby wypełnić swój obywatelski obowiązek. I o ile mi wiadomo, reszta festiwalowiczów, którzy mieli dalej niż ja do domu - bez problemu mogli również to uczynić. Przejazd przez Trójmiasto wprost do miasteczka festiwalowego trwał ok. 2 godzin. - w największym upale. Wielu z nas siedziało na podłodze skm-ki, wielu te 30 min poświęciło na drzemkę. To już czwarty dzień - ostatni.
Jestem już ok. godz. 17 na terenie..ale jestem zbyt zmęczona i pierwszy koncert na którym się pojawiam to Kings of Convience. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona frekwencją. To ich pierwszy występ w Polsce. Mam ich za całkiem sporą niszę i w dodatku.. grają muzykę nastrojową, trochę nie-openerową. Muzycy zostają wywołani oklaskami i okrzykami na scenę punktualnie o 19. Tylko Erlend, Eirik i dwie gitary akustyczne. Jedna z piosenek zostaje zadedykowana fanom, stojącym z przodu z bannerem. Większość piosenek jest śpiewana razem z muzykami. Każda z nich nagradzana gromkimi brawami z pięknym "I Don't Know What Can I Save You From" na czele. Bardzo udany koncert - muzykom udało się bardzo szybko nawiązać kontakt z widzami. Stworzyło się swego rodzaju sprzężenie zwrotne. Żałuję tylko, że ten koncert nie odbywał się kilka godzin później. Norwegowie pięknie ukołysali by nas do snu.
Od lat wiadomo, że hip-hop i reggae ma u nas duże powodzenie, oddanych fanów i zawsze można liczyć na nich w Gdyni. Ale czy ktoś mógłby przebić Cypress Hilla i Matisyahu z poprzednich dni? Wydaje się, że duet Nas & Damian Marley wypadł całkiem nieźle. Było poprawnie muzycznie, ale jednak najsłabiej z tej trójki. Brakowało mocy. Myślę, że głównym powodem było nadmierne promowanie ich nowej wspólnej płyty. Na festiwalu najlepiej sprawdzają się przecież znane hiciory - wielu spod sceny, gdyby nie festiwal - nigdy nie wybrałoby się na ich koncert.
I koncert na który czekałam najbardziej - Archive. Ileż to już razy byli u nas? Tyle samo ile razy chciałam ich zobaczyć. W końcu. Koncert emocji. Koncert, gdzie zamykaliśmy oczy i wszystko działo się w naszej wyobraźni. Nie byłam przekonana do ostatnich płyt grupy. Rzadziej je słuchałam. Koncert to zupełnie powywracał. "Bullets" z ostatniego krążka mogę zamknąć w słowie - czadowy! Aż trudno mi myśleć co by było, gdybyśmy do tego tryskającego wulkanu dźwięków, dostali jeszcze bisy, a w nim takie hiciory jak "Again" czy mój ulubiony "F*** U"? Ten koncert mógłby wtedy walczyć o palmę pierwszeństwa w kategorii "Best of HOF ever". I do tego towarzystwo wokoło mnie! Zdecydowanie najlepsze, najbardziej wyselekcjonowane spośród wszystkich. Bo muzyka Archive... praktycznie mało znana poza Polską ( ciekawe prawda?) nie trafia do tych, co nazywają ją "smutami". Jeszcze inni "poligloci" mówią "Arcziff", ale Ci co zebrali się pod sceną o 23 nazwę "kwiatem polskiej młodzieży" ;) Większość stanowili dżentlemeni i z co drugim umówiłabym się na kawę - bo i przystojny, i mądrze patrzy z oczu i do tego zna się jeszcze na muzyce!
Zrobiło mi się smutno, że to już koniec, więc niespodziewanie zostałam na Fatboy Slimie. Nie unikniemy tu porównań z poprzednim setem w Gdyni - z 2005r. Od wizualizacji można było dostać oczopląsów - było zdaje się lepiej. Ale proszę mnie wyprowadzić z błędu - czyżby końcówka występu (repertuar) nie była identyczna jak 5 lat temu?
Podsumowując tegorocznego "Otwieracza" należałoby wymienić kilka rzeczy. Na początek - dziękujemy, że są 4 dni...pełnowartościowe dni! Kolejną rzeczą - profesjonalne reżyserowanie obrazem na telebimach. Pokłony na panów kamerzystów i realizatorów! Dalej - duża odległość dwóch największych scen. Rozumiem tych co mówią, że w końcu dźwięki się ze sobą nie sprzężają. A co ze Sceną World? Nie mniej ważną ostatecznie niż namiot? Ale dobrze, że organizator nie boi się zmian. Trochę fermentu intelektualnego i znajdziemy kompromis. Pogoda - wyśmienita! Jak sądzę wliczona w cenę biletu ( spora podwyżka w porównaniu z poprzednimi edycjami). Długość setów - dłuższe są czasem o kilkanaście/kilkadziesiąt minut! Nawet te na dużej scenie! Brawo za bezpieczeństwo. Barierki w kształcie krzyża - jak sądzę zdały egzamin na 5! I w tym roku nie powtórzyła się sytuacja z koncertu Kings of Leon - gdzie zamiast oglądać i przeżywać koncert - wyciągaliśmy mdlejących ludzi. Kids Zone - rzeczywiście ciekawy pomysł. Ale przed 18 rokiem życia - festiwal tylko z rodzicami. I to bez żadnych wyjątków. Minusik jeszcze jeden, ale ważny - znowu powtórzyła się sytuacja, że z powodu zbyt wielu ludzi ok. 20-21 wpuszczani są oni bez kontroli i opasek, a poziom stresu czekających 2 godziny na wejście - obniża się dopiero po kilku koncertach. Nie mam pojęcia jak temu zapobiec... Pierwszego dnia szczególnie... Proponuje na godz. 17 ustawić jakiś duży koncert, który sporo osób nie będzie chciało odpuścić.
Ta edycja obfitowała w gwiazdy sprzed lat - super. Myśleliśmy że już ich nigdy nie zobaczymy na żywo, ale Opener kojarzył mi się zawsze z poszerzaniem horyzontów muzycznych. Tak więc w przyszłym roku poproszę: Więcej świeżej krwi (np. Bat For Lashes), tyle samo rock n' rolla, co w tym (np. Them Crooked Vultures), chociaż jednego mocnego gitarowego grania (chociażby "She Wants Revenge"), dalej proszę mnie zaskakiwać bukietem dźwięków świata (może daleki wschód tym razem?) - ale hip-hop i reggae znam z
podwórka i polscy fani hh zasługują na dużą scenę. Jak zapraszać ponownie do Gdyni to kogoś na miarę
Jacka White'a czy Massive Attack. Ślicznie proszę, już dziś rezerwując pierwszy weekend lipca 2011!
Tekst: Sabina Lawrów
Zobacz pozostałe relacje z Open'era 2010 : Pierwszy Dzień|Drugi Dzień | Trzeci Dzień