Wywiad z Adamem Pierończykiem - dyrektorem artystycznym Sopot Jazz Festivalu!
Rozmowa z Dyrektorem Artystycznym prestiżowego Sopot Jazz Festival - Adamem Pierończykiem - między innymi o kulisach i nowym formacie festiwalu oraz dzisiejszym zapotrzebowaniu publiczności na muzykę alternatywną.
Marcin Warnke: 20 października rozpoczyna się Sopot Jazz Festival, którego organizatorami są Pomorska Agencja Artystyczna BART oraz miasto Sopot. Pan jest Dyrektorem Artystycznym całego wydarzenia, proszę powiedzieć o Pańskiej roli w przygotowaniu tego festiwalu.
Adam Pierończyk: Jako Dyrektor Artystyczny jestem odpowiedzialny za cały program festiwalu, za koncepcję artystyczną festiwalu, czyli dobór artystów, kolejność, konstelacje w jakich artyści wystąpią w Sopocie oraz za całokształt stylistyczny. Mimo, iż festiwal ma w nazwie słowo jazz, które panuje nad całą nazwą, chodziło mi zdecydowanie o to, żeby nie był to stricte jazzowy festiwal. Chciałem zarazić publiczność jazzową innymi ciekawymi zespołami i stylistykami muzycznymi, a słuchaczy, którzy przyjdą zobaczyć zespoły nie-jazzowe, chciałbym zarazić muzyką improwizowaną czyli jazzem.
Udało się Panu zaprosić artystów z bardzo odległych zakątków świata. Proszę opowiedzieć kogo będziemy mieli szansę zobaczyć podczas tego festiwalu.
Cały festiwal zaczniemy wernisażem wystawy fotograficznej. Będą to prace niemieckiego fotografika – Manfreda Lebera. Około czterdziestu zdjęć, głównie czarno-białych wielkich nazwisk historii jazzu, jak John Coltrane, Miles Davis, Dizzie Gilespie, Duke Ellington i wielu innych ważnych w historii jazzu muzyków. Co ważne, te prace nie były nigdy dotąd publikowane ani pokazywane na świecie, także jest to absolutna premiera, jak i większość koncertów, jakie odbędą się podczas festiwalu, będą miały swoją polska premierę z czego bardzo się cieszę.
Pierwszego dnia będziemy mieli dwóch muzyków pochodzących z Trinidadu i Tobago - Anthony Joseph od kilkunastu lat mieszkający w Londynie – poeta, wokalista i performer wystąpi wraz ze swoim rodakiem - Courtneyem Jonesem, grającym na perkusji i instrumentach perkusyjnych. Drugi akcent zagraniczny to uznany saksofonista tenorowy z Budapesztu - Mihaly Dresch, który w swej twórczości w bardzo oryginalny sposób łączy elementy folkloru węgierskiego ze współczesnym jazzem. Pierwszy dzień zakończymy akcentem lokalnym w bardzo ważnym miejscu dla Sopotu – w klubie Spatiff. Wytąpi tu Irek Wojtczak z koncertem, który nazwaliśmy roboczo „Irek Wojtczak Spatiff Session“. Będzie to projekt z kilkoma muzykami trójmiejskimi, dość otwarty, który ma szansę przeobrazić sie w jam session.
Drugi dzień będzie najbardziej jazzowy z całego festiwalu, zagrają trzy zespoły. Pierwsze dwa będą spotkaniem międzynarodowym muzyków polskich z gośćmi festiwalu. Jako pierwszy wystąpi tenorzysta amerykański – Steven Reiley, który zagra z polską sekcją rytmiczną. Steven jest bardzo ciekawym saksofonistą, nietypowym, jak na dzisiejsze czasy, ponieważ ma brzmienie, powiedziałbym antyczne. Brzmi jak saksofonista z lat czterdziestych czy pięćdziesiątych, natomiast wyraz jego gry jest bardzo współczesny. Nigdy dotąd nie występował u nas w kraju, także cieszę się, że udało mi się go ściągnąć na festiwal.
Drugim zespołem będzie kwartet trębacza - Roberta Majewskiego z programem z jego ostatniej płyty „My One and Only Love“.
Trzeci zespół to akcent lokalny, gitarzysta sopocki – Maciek Grzywacz zagra wraz ze swoim kwartetem.
Trzeci, finałowy dzień będzie najbardziej egzotycznym dniem festiwalu. Wytąpią dwa zespoły z Afryki oraz Ameryki Południowej. Pierwszy z nich to grupa Marokańczyka - Majida Bekkasa, który jest jednym z bardziej znanych muzyków z tego kraju. Poprosiłem go żeby przyjechał z tradycyjnym, ludowym zespołem marokańskim. Muzycy wystąpią w szatach ludowych, ponadto będą śpiewać, tańczyć na scenie. Jest to bardzo ciekawa, niebanalna muzyka – Gnawa, łącząca w sobie elementy czarnej muzyki afrykańskiej z muzyką arabską.
Swego czasu miałem przyjemność bywać bardzo często w Maroku, gdzie grałem na festiwalu w Rabacie. Później okazało się, że po moim koncercie organizatorom zależało żebym został Dyrektorem Artystycznym tegoż festiwalu i rzeczywiście tworzyłem ten festiwal od strony artystycznej przez dwa lata, zresztą wspólnie z Majidem. On był odpowiedzialny za część marokańską, ja za część europejską. Było to bardzo ciekawe doświadczenie. Właśnie w tamtym okresie przywiozłem kilkadziesiąt płyt z muzyką Gnawa, która jest naprawdę bardzo wciągająca. Wydaje mi się, że zwłaszcza dla niewtajemniczonych słuchaczy będzie bardzo ciekawa.
Następnie wystąpi 75-letni kultowy muzyk brazylijski - Hermeto Pascoal. W latach szcześćdziesiątych nagrał płytę z Milesem Davisem. Sam Davis wyrażał się o nim, że jest muzykiem, który na świecie robi największe wrażenie. Myślę, że słuchacze będą mogli sie przekonać, że nie było to przesadzone. Pomimo swego wieku, jest w świetnej formie i nadal jest bardzo muzykalny. Cały czas tworzy własne instrumenty, czy to z muszli, czy ze szklanek. Zdarza mu się podobno grać na własnej brodzie. Znalazłem jego filmiki na internecie, ze środka dżungli, gdzie siedząc z Indianami po pas w sadzawce grają razem na muszlach. Proszę mi wierzyć nie jest to szarlatan. Może się wydawać na pierwszy rzut oka że jest to tylko show i poza, jednak w tym wypadku tak nie jest. Jest to muzyk bardzo poważany na całym świecie. Wydaje mi się, że w dalszym ciągu niezbyt znany u nas w kraju. Z tego co wiem był w Polsce tylko jeden raz w 1989 roku na Jazz Jamborre. Jestem bardzo zadowolony, że udało mi się go ściągnąć na jeden jedyny koncert do Polski i do Europy.
Cały festiwal zakończymy już bardziej klubowo, też ciekawym akcentem według mnie, bo będzie to w jednej osobie rapper i saksofonista jazzowy – Soweto Kinch z Londynu. Osobiście nigdy nie przeżyłem tak ciekawego występu artysty, który łączy Hip-Hop i Jazz. Ani jego Hip-hop ani jego Jazz nie są banalne. Mówię o nim, że jest najlepszym saksofonistą wśród rapperów i najlepszym rapperem wśród saksofonistów. Obydwie rzeczy robi na niewiarygodnie wysokim poziomie. Myślę, że jego koncert może być ciekawy zarówno dla młodzieży, która słucha Hip-Hopu, a także dla słuchaczy jazzowych.
Muszę powiedzieć, że festiwal zapowiada się fascynująco. Jestem ciekawy co skłoniło Pana do takiego wyboru artystów oraz czy festiwal posiada motyw przewodni?
Motywem przewodnim na pewno jest dla mnie jakość muzyki i jej autentyczność. Nie zwracam się do produktów sprawdzonych, promowanych, często nieciekawych. Umówmy się, jeśli ktoś ma mówiąc kolokwialnie kupę pieniędzy jest w stanie wypromować wszystko. Mogę nagrać z Panem płytę w studiu. Jeżeli będę miał dwa miliony złotych mogę ją wypromować, mówiąc, że jest to genialny produkt, że czegoś takiego jeszcze nie było. Wystawimy bilbordy na całym mieście, w całej Polsce, może nawet w Europie i ludzie zwrócą na to uwagę. Idąc dalej, większość ludzi nie zna się na muzyce i potrafi w to uwierzyć. Oczywiście po jakimś czasie okazało by się, że to jest gniot (śmiech), najprawdopodobniej.
Niekoniecznie (śmiech).
Myślę, że byłby to gniot, z mojej strony przynajmniej.
Z mojej prawdopodobnie też (śmiech).
Prawda jest taka, że wypromować można wiele rzeczy za duże pieniądze. Duże wytwórnie w tej chwili funkcjonują w taki sposób. Inwestuje się pieniądze w artystów, którzy rokują szanse, na to, że pieniądze po jakimś czasie zwrócą się jak najszybciej. Jeśli artysta się nie sprzedaje, zostaje odtrącony. Większość dużych wytwórni, a nawet wszystkie w taki sposób funkcjonują. Często nie ma to nic wspólnego z muzyką, ponieważ wygląda to tak, że producent, który wchodzi do studia z muzykiem, wpływa na większość, bądź cały program, który artysta musi wykonać. Tak na prawdę z twórczością niezależną nie ma to nic wspólnego. W dzisiejszych czasach artyści coraz częściej zaczynają być niezależni i suwerenni. Zaczynają wydawać swoje niezależne płyty, gdyż mają takich produkcji po prostu dosyć. Nawet Brandford Marsalis, który jest muzykiem stricte jazzowym, miał przygody z Hip-Hopem, czy ze Stingiem, co na pewno pomogło mu medialnie. Nagrywał także dla wielkich koncernów, jak CBS czy Columbia, z tego co pamiętam, natomiast w dzisiejszych czasach sam wydaje swoje płyty, dzięki czemu ma kontrolę nad całością procesu twórczego. Nie musi się przed nikim kajać i uzgadniać, czy nagrać przebój Nirvany, etc. Zauważyłem, że w dzisiejszych czasach, zwłaszcza w produkcjach jazzowych, czy pseudo-jazzowych istnieje tendencja, by nagrywać jeden z tworów Nirvany, Bjork, czy innego znanego utworu rockowego. Przyciąga to publiczność i do tego bardzo często artyści są zmuszani. Taka jest prawda.
od lewej: Branford Marsalis, Adam Pierończyk, Greg Osby
Ktoś trafnie określił, że festiwal, którego koncepcje przygotowałem jest w pewnym sensie anty-festiwalem, bo nie ma headlinera, pozostali muzycy są w większości nieznani, bardzo dobrzy, ale nieznani. Organizatorem jest miasto Sopot, czyli instytucja państwowa. Jeżeli chodzi o kulturę, uważam, iż pieniądze państwowe powinny być inwestowane w rzeczy, które wymagaja więcej uwagi i są na wyższym poziomie, niż te, które się dobrze sprzedają, co od strony edukacyjnej nie jest rozwijające dla publiczności. Jeśli chodzi o krzewienie kultury strona państwowa powinna iść właśnie w tym kierunku.
W pewnym sensie uzurpuję swoje prawo jako muzyk, który jeździ od wielu lat po świecie, gra na dużych festiwalach do wyboru takich artystów, którzy według mnie są na prawdę dobrzy. Często podczas organizacji innych festiwali wybiera się termin, a następnie sprawdza strony internetowe agencji koncertowych i wybiera artystów, którzy są w danym terminie w trasie koncertowej, bo jest taniej, etc. Przez to wiele festiwali wygląda niestety bardzo podobnie. Wybiera się jedną gwiazdę komercyjną a następnie tak zwane dopychacze, żeby zapełnić dwa czy trzy dni festiwalowe. Osobiście chodziło mi o coś innego. Udało mi się zaprosić muzyków jak Hermeto z Brazylii, za niemałe pieniądze, lecz uważam, że było warto.
Jeżeli chodzi o inspiracje, są to częściowo muzycy, których słucham w domu prywatnie, bądź też artyści, na których natknąłem się w internecie. Na pewno nie opierałem się na recenzjach dziennikarzy, rekomendacjach, wygranych nagrodach Grammy, czy ilością sprzedanych płyt. Zawsze chciałem przyciągnąć publiczność, która mi zaufa jako muzykowi, który stara się bronić, że tak powiem górnolotnie, muzyki prawdziwej.
Takich festiwali jest tak na prawdę mało. Mam nadzieję, że ten rozpocznie nową tendencję w Polsce, czy chociażby w Trójmieście na prezentowanie artystów mniej znanych, jednak bardziej interesujących od tak zwanych „odgrzewanych kotletów“.
Oczywiście. Nie jest tak, że wszystkie znane nazwiska nie są tego warte. Jeśli chodzi o jazz, dziś często królują wokalistki, które nie śpiewają tak na prawdę jazzu, a coś, co kojarzy mi się z country. Przykleja im się etykietkę jazzu, jedynie dlatego by płyta lepiej się sprzedała. W pewnym sensie jest to robienie ludziom wody z mózgu. Wielu z nich po jakimś czasie łapie się na tym, że coś, co było im wpajane jako jazz, wcale nim nie było. Idąc na prawdziwy koncert jazzowy, dziwią się, że nie znają takiej muzyki. Uważają, iż jazz powinien być tym, co słyszeli na płycie, czyli tak jak wspomniałem country.
Przypomniały mi się słowa Steve‘a Jobsa, który powiedział, że „ludzie nie wiedzą czego im potrzeba, należy im to pokazać“.
To jest to, co powiedział Pan wcześniej, prawda?
Tak, w pewnym sensie podświadomie jest to również moją intencją. Mam nadzieję, że zainteresowana publiczność doceni moje starania i że te koncerty się sprzedadzą.
Będąc jakiś czas temu na konferencji poświęconej festiwalowi w Sopocie, potrzebowałem usług krawca. Znalazłem bardzo przytulną pracownię, gdzie Pani która przerabiała moją koszulę, zapytała: „Czy ja Pana skądś znam?“. Powiedziałem, że „nie bywam często w telewizji, ale może“. Pani spytała „jest Pan muzykiem?“, odpowiedziałem, „tak jestem“, „a tak to ja byłam na Pańskim koncercie, gra Pan może w Sopocie znowu, chętnie bym przyszła?“. Powiedziałem, że „tym razem przygotowuje festiwal, który odbędzie się w październiku, zapraszam“. Na co Pani odpowiedziała, „przyjdę jeśli program nie będzie zbyt komercyjny“.
W takim razie jest zapotrzebowanie na tego typu muzykę.
Tak, wydaje mi się, że zapotrzebowanie jest. Ludzie mają często dosyć, jak Pan powiedział odgrzewanych kotletów.
Również jestem tego zdania. Sam zawsze poszukuję nowych ciekawych muzyków, nie osiadam na laurach. Myślę, że jest więcej takich ludzi, jak Pan i ja, oraz Pani krawcowa.
To się okaże tak na prawdę za dwa dni, jak się sprzedadzą bilety oraz jak dopisze publiczność.