Open'er Festival 2012 - dzień 1 - The Kills, Bjork, New Order, Yeasayer
Pierwszy festiwalowy dzień obfitował w ciekawe koncerty od popu przez rock do hip hopu, ale żaden z nich nie zasłuje na miano najlepszego koncertu dnia. Poprawnie, bez wielkich uniesień.
Muzyczne szaleństwo rozpoczęliśmy od występu Enchanted Hunters - nowej twarzy na rodzimym rynku. Zespół pokazał się świeżo po wydanym debiucie. Sentymentalne akustyczne wojaże przeplatały sie z sympatycznym humorem członków zespołu. Brakuje im może jeszcze koncertowego obycia - ale wszystko jest na najlepszej drodze. Będziemy obserwować co z nich się jeszcze wykluje...
Kolejny koncert - szalona Alison Mosshart i spółka. Szkoda, że The Kills występowali tak wcześnie - ani to człowiek jeszcze nie rozgrzany, a i słońce w pełni nie nastraja. Ale Allison pokazała to co umie najlepiej - charyzmą mogłaby obdarować pół miasta. Zmierzwiony blond włos z rózowymi końcówkami będzie zapewne dominującym trendem tego lata.
Drugi występ na Openerze wielkiej Bjork. Bajkowe klimaty i nastrojowa atmosfera. Niestety odniosłam wrażenie, że z każdą minutą ludzi ubywało. Bo albo kupuje się tę konwencję albo nie. Prawdopodobnie też dlatego, że wiekszość utworów pochodziła z ostatniej płyty "Biophilia". A nieznajomość kawałków nigdy raczej nie porywa. Sprawdzały się za to znakomicie te najbardziej znane kompozycje jak: "All is full of love".
Główną scenę tego dnia zamykał New Order. I był to topowy rockowy koncert. Przewijały się kawałki Joy Division z flagowym "Love will tear us apart" na koniec. Panowie w wieku naszych ojców mogli pokazać młokosom jak wykrzesać energię z tłumu. Nie zabrakło też moich ulubionych utworów: Blue Monday i True Faith. I po reakcjach widziałam, że nie tylko moich.
Yeasayer w namiocie! Powtórka sprzed dwóch lat. Jedyny koncert tego dnia na którym byłam w całości. Namiot rozgrzany do czerwoności. Gdy z ust wokalisty padają słowa, że to ich ulubiony festiwal - publika szaleje. Mimo, że dominowały utwory nowsze, bardziej elektroniczne.. wszyscy jak jeden mąż tańcowali pod sceną, a namiot mimo dużej konkurencji pękał w szwach - widzimy się Panowie we wrześniu!
World Stage (już jak zwykle chce się dodać) pięknie przygotowana... najlepiej. Więc jak tu koncert punkowo-folkowy Gogola Bordello nie mógł się udać. Dzikość serca wokalisty szybko rozlała się po publice i szaleństwa było co nie miara. Bardzo pozytywnie byłam zaskoczona frekwencją. Nie jest to przecież zespół jakoś bardzo znany. Przypuszczam, że Ci co przechodzili przypadkiem... zostawali po prostu posłuchać...wróć - potańczyć :)
Po pólnocy rozpoczął również na World Stage jedyny "czarny" akcent tego dnia - Wiz Khalifa. Scena podobnie cudownie przygotowana i brzmienie zwyczajnie głaskało błonę bębenkową. Całe mnóstwo ludzi w czapeczkach i z szerokimi spodaniami. Mimo, że prawdziwe instrumenty jakie zagościły na scenie to tylko perkusja, klawisze i bas - cała reszta z komputera - zupełnie nie było tego odczuć. Propsy również dla kolesia za konsolą - wielki chłop - a jakie piękne chórki robił.
Z niecierpliwością czekamy na dzisiejsze koncerty w wykonaniu Bon Iver, Penderecki/Greenwood, Justice czy Jamie Woon....
tekst: Sabina Lawrów
Galeria zdjęć: Heineken Open'er Festival 2012 - dzień pierwszy - 4.07.2012
Zobacz fotorelację z czwartego dnia Heineken Open'er Festival 2012