Coke Live pod znakiem Florence- relacja
Jak sprawić, aby festiwal został wyprzedany? Zaprosić Florence and the Machine. Trudno ukryć, że dwudniowy krakowski festiwal zdominowała Florence z zespołem, która na nowo zdefiniowała pojęcie udanego koncertu.
Z całą pewnością dzień pierwszy upłynął pod znakiem dominacji Szkotów i polskiej reprezentacji w postaci panien o ciekawych wokalach. Koncertowy dzień rozpoczeła Mela Koteluk, która zdołała już stać się klasą samą w sobie i Monika Brodka, która po świetnie przyjętej "Grandzie" w 2010 roku stała się ciekawą alternatywą dla współczesnego popu ( a może i rocka), wyśmienicie brzmi na scenie, a posuwa się coraz dalej, jeszcze bardziej urozmaicając swoje kompozycje, co wychodzi jedynie na plus. Nie zabrakło także akcentu polskiego rapu w postaci Bisz B.O.K. Band i w końcu o 21 czas na początek szkockiej inwazji w postaci Billy Clyro, nie ukrywam, że czekałam na "The Captain" i nie zabrakło go, zabrzmiało jako druga piosenka, a później jeszcze między innymi takie hity jak "Mountains" na zakończenie, czy znane z reklamy Coke'a "Biblical" , jeżeli ktoś martwił się o przyjęcie szkockiej grupy przez publikę, to zupełnie nie miał o co.
Fani kameralnego grania z lekkim opóźnieniem mogli zaspokoić swoje uszy pianinem Reginy Spector, która jak się zdaje w pełni wynagrodziła im spóźnienie. I w końcu główna gwiazda czyli Franz Ferdinand, nie zabrakło znanych przebojów jak "No You Girls" czy "Ulysses", ale także i zupełnie nowych utworów z nadchodzącego albumu. Nie będzie zbrodnią, jeśli przyznam, że wiele utworów brzmi lepiej niż w wykonaniu studyjnym. Koncertem zamykającym był grający o ciekawej porze Dawid Podsiadło, czyli zwycięzca drugiej edycji X-Factor. Nie wiem czy ten fakt, czy też platyna którą pokrył się jego debiutancki album, sprawiły, że festiwalowy namiot pękał w szwach a tłumy wylewały się poza jego obszar (tego chyba jeszcze nie było). Ten fakt, mógłby być jeszcze uzasadniony podczas występu zagranicznej gwiazdy. To cieszy tym bardziej, gdy uświadomimy sobie, jaką muzykę gra Dawid. Z całą pewnością nie jest to muzyka komercyjna, choć "Trójkąty i Kwadraty" od których zaczął koncert, brzmią jeszcze lepiej na żywo. Rzec można więc, że tak pięknie jak zaczął się ten dzień festiwalu, tak i zakończył się z klasą.
Drugi dzień Coke Live Music Festival z całą pewnością już od początku należał do głównej gwiazdy tego wieczoru czyli Florence and The Machine, lecz zanim wybiła 23, czekało nas jeszcze sporo całkiem dobrej muzyki. Fani reagge nie mogli narzekać na brak atrakcji za sprawą Mariki i Spokoarmii oraz Ras Luty.Wielu czekało również zapewne tego dnia na koncert legendarnej grupy Wu- Tang Clan, który z powodów problemów z transportem został przesunięty na godzinę 1 w nocy. W zamian za to o godzinie 21 wystąpił zespół tres.b czyli kolos z korzeniami duńsko-polsko-angielsko- amerykańskimi, reprezentujący indie rocka, wypadający w efekcie może na swój sposób smętnie, ale i interesująco, być może nie jest to zespół, który wpada w ucho po pierwszym przesłuchaniu, ale zainteresował mnie na tyle, że sięgnę po ich dokonania.
Muzycy skończyli kilkanaście minut po godzinie 22. Czekając na koncert Florence, obserwować można było stopniowy wzrost liczby fanów pod sceną. Nic a nic nie przeszkadzał im czas oczekiwania. Zwykło się mówić, że polska publika jest szczególna, nie inaczej było i tym razem, fani przygotowali specjalną niespodziankę, którą były wianki na głowach oraz kartki z napisami - co dała mi Florence. Gwiazda nie od razu spostrzegła przygotowane przez fanów niespodzianki, jednak gdy już do tego doszło, wzruszona ukryła twarz w dłoniach a nieco później chętnie zbiegała do fanów w pierwszych rzędach by "ukraść" im wianki i przyozdobić nimi scenę oraz poszczególnych członków zespołu. Wokalistka wesoło hasała na bosaka po scenie w pełni korzystając ze swoich ogromnych zdolności wokalnych a w przerwie obsypywała siebie i kolegów z zespołu brokatem.
Na koniec dnia pozostałą nam Katy B, czyli angielska wokalistka, która zatrzęsła małą sceną. Brytyjka nie omieszkała wspomnieć, że to właśnie Polska była pierwszym krajem w którym poza Wyspami wystąpiła wokalistka. W ramach podzięki zaprezentowała po raz pierwszy nowy utwór "5. a.m.". Nie należy również zapomnieć o przesuniętym koncercie Wu-Tang Clan, mimo późnej pory fanów pod sceną nie brakowało.
Ta edycja z całą pewnością zostanie zapamiętana głównie ze względu na koncert Florence and The Machine (także dlatego, że w tym czasie był to jej jedyny koncert). Pozostaje mi jedynie oczekiwać równie dobrej zabawy w przyszłym roku i zacierać ręce na zespoły, a że będą to gwiazdy pokaźnego formatu, o to się nie boję.
Tekst: Monika Matura
Zdjęcia: Organizator