Free Form Festival po raz kolejny podbił Warszawę
Free Form Festival w miniony weekend odbył się w towarzystwie dwóch chłodnych wieczorów, jednak muzyka i atmosfera pozwalała zapomnieć o panującej na zewnątrz temperaturze. Po raz kolejny w SOHO Factory na warszawskiej Pradze sympatycy muzyki elektronicznej mogli nasycić swoje uszy, chociaż festiwal został przesunięty z maja na październik, line-up skompletowano godny.
Od razu zaczęło się dziać. Pierwszy występ na drugiej scenie należał do polskiego duetu XxanaxX, który swoją mieszanką electro-popowych piosenek ściągnął pierwszych gości festiwalu. Wokalistka Klaudia Szafrańska poza miłem głosem, świetnie układającym się w takich klimatach potrafi również dobrze się ruszać i co za rym idzie, rozruszać warszawską publiczność, co nie jest łatwe o godzinie 19, kiedy festiwal ma się skończyć późną nocą. Zespół zdołał jednak zagrać energiczny set, bogaty w brzmienia i emocje. Następna, już na scenie głównej, pojawiła się KARI, polska odpowiedź na muzykę ze skandynawii, chłodną, melodyjną i magiczną. Nasza rodaczka nadaje jej nieco więcejciepła, dzięki czemu dźwięki wydają się zyskiwać jeszcze większą moc.
Zespół, który KARI spotkała na Wyspach Brytyjskich idealnie spełnia jej wizję, dzięki czemu muzyka jest bardzo spójna i pochłania również w całości. KARI pracuje obecnie nad nowym projektem więc mimo, że jej postać jest już większości znana, będzie na co czekać tej zimy. Mocno oczekiwanymi artystami na festiwalu było niemieckie trio Moderat. Niestety tutaj wrażenia z koncertu pozostają mieszane, mimo że na występie bawiły się tłumy, sama muzyka zdawała się powtórką z rozrywki. Intensywne transowe elektroniczne utwory zaczęły spełniać jedynie swój obowiązek, a minimalne zmiany w aranżacjach nie usatysfakcjonowały wszystkich. No ale jak to mówią, wszystkim nie dogodzisz... Zdecydowanie większym postępem wykazał się Jon Hopkins, zdumiewający muzyk i mózg, który swoją twórczością hipnotyzuje publiczność. Fantastyczne wizualizacje i glitchowo-housowe majstersztyki, wywołały tony energii w praskiej hali. 35-letniego artystę można nazwać wirtuozem muzyki elektronicznej, po współpracach z takimi gigantami jak Brian Eno czy nawet Coldplay, jego ścieżka kariery jest prosta do sukcesu wspomnianych.
Drugi dzień festiwalu na głównej scenie zaczął się żywiołowym występem Kele, wokalisty Bloc Party, który wydaje właśnie swoją drugą płytę "Trick", zapewniając dużo zabawy uczestnikom Freeformu. Energiczny set brytyjskiego artysty stanowił świetny start tego wieczoru. Na drugiej scenie polski kolektyw Skalpel zaserwował jazzowo-filmową wycieczkę po wyrafinowanych akustyczno-elektronicznych utworach z połamanymi rytmami i pociętymi dźwiękami. Skalpel jawi muzykę jazzową jako bardziej rozrywkową, jak opisuje ich nową EP-kę wydawca: "jazz tanecznym krokiem wychodzi z ciemnej, zadymionej piwnicy na klubowy parkiet". Zatem kolejny festiwal to miejsce dla Skalpela wręcz idealne. Gwiazdą drugiego dnia Freeform festivalu był zdecydowanie Trentemøller, duński DJ i producent muzyczny z Kopenhagi. Zespół jawiący się na scenie jako cienie, ze światłami za jego plecami, zagrał dynamiczny set rzekrojowy ze swojej twórczości, w większości instrumentalny ale niezwykle porywający i niepozwalający ustać w miejscu. Ostatni występ na europejskiej trasie koncertowej zaowocował żywiołową mieszanką klubowo-rockowego pazura. Po północy czekał na nas jeszcze deser w postaci drum'n'bassowego szaleństwa duetu DJ-MC Sigma, wtedy w całej hali publiczność tańczyła bez opanowania. Festiwal zamknęli Klaxons, sprawdzeni brytyjczycy będący już prawie 10 lat na scenie indie-rockowej. Po raz pierwszy zawitali do Warszawy promując swój trzeci album "Love Frequency".
W rezultacie festiwal Freeform, chociaż nieco z podciętymi skrzydłami przez majowy incydent obronił się zestawem całkiem dobrej sztuki, okraszonej dobrze zrealizowanym eventem, który wpisuje się miejmy nadzieję na stałe w listę festiwalową Stolicy.
Tekst: Krzysztof Magura, foto: Ewa Kuba.