Fink w Stodole

Na zbliżającą się wielkimi krokami zimę, jedyną odtrutką jest odpowiednia muzyka. Szczególnie dobrze na zimowe wieczory spisuje się twórczość Finka, przepełniona emocjami, melancholijnymi tekstami i delikatnymi hipnotycznymi dźwiękami gitar akustycznych.

Nic dziwnego, że koncert w Stodole został wyprzedany. Artysta przyjechał promować swój najnowszy album "Hard Believer", a set składał się z mieszanki utworów z tej płyty oraz dobrze znanych "Perfect Darkness", "Yesterday Was Hard On All of Us", "Looking Too Closely" czy zagranego na bis "This Is The Thing". Wiele utworów zostało zagranych w wersjach wydłużonych, jednak dobrze przepracowanych przez zespół. Przez to w całym secie zmieściło się praktycznie 12 piosenek, ale każda z nich pochłaniała swoim klimatem i dawała to czego nie byliśmy w stanie usłyszeć na płytach, a dopiero w muzyce na żywo.

Fink wyraźnie kolejny raz zadowolony z Polskiej publiczności, która nie szczędziła mu braw, swoim niskim głosem zaczarował cały klub. Publiczność natomiast wprawiona w zadumę i poniesiona klimatem urzekających melodii oraz narastających brzmień śpiewała razem z artystą teksty które dobrze zna i które coś dla niej znaczą. Tę niewidzialną więź można było poczuć w powietrzu, jednak mam wrażenie, że niektórzy nie potrafili się zachować w tak intymnej dla wielu sytuacji.

Bardzo pomysłowo zostały dobrane światła w formie czterech filarów pulsujących reflektorów, które rozświetlały nie tylko scenę, ale i całą salę klubu, dopełniając całokształt muzyczny i tworząc znakomity nastrój. Podsumowując Brytyjczyk wraz z zespołem zaserwował świetnie przygotowaną i oprawioną porcję muzyki, którą w naszym kraju coraz bardziej się ceni, a nawet pomaga przetrwać w ciężkich chwilach. Dlatego Fink po nowym roku znów odwiedzi nas na kilka koncertów.

Krzysztof Magura