Mark Lanegan Band w Progresji
Jeden z najbardziej charakterystycznych wokalistów alternatywnego rocka, porównywany zazwyczaj do Toma Waitsa zagrał w stolicy.
Dzięki ilości wypitej whisky i wypalonych papierosów Mark Lanegan wyszedł na scenę i od razu zaczarował swoim głębokim chropowatym głosem poprzez bluesowe ballady lub rockowe, aczkolwiek tętniące emocjami utwory. Jego koncert w warszawskiej Progresji poprzedził Duke Garwood, dając świetny występ, trzeba przyznać bardziej bogaty w oświetlenie w porównaniu do setu Lanegana, który wyraźnie woli klasyczny i klimatyczny półmrok. Garwood z perkusistą rozgrzali publiczność porcją melodyjnych bluesrockowych kawałków. Jest to jeden z tych supportów, którym po koncercie trzeba się przyjrzeć bliżej, jeśli uprzednio nie było takiej okazji, tym bardziej, że artysta właśnie wydał swój nowy album "Heavy Love". Lanegan natomiast otworzył swój występ utworem "When Your Numer Isn't Up" z płyty "Bubblegum". Niski barytonowy wokal nad klimatycznym akompaniamentem zespołu wytworzył mocno melancholijną aurę wsród wsłuchanych fanów. Prawdziwość Marka na scenie buduje napięcie, które jest wyraźnie wyczuwalne dla jego fanów. Koncert artysty składał się głównie z przekroju jego solowej kariery, jednak mogliśmy także usłyszeć takie numery jak "Revival" z repertuaru Solusavers czy "Deepest Shade" The Twilight Singers. Było oczywiście także kilka utworów z jego nowego krążka "Phantom Radio" takich jak "Judgement Time", czy "Floor Of The Ocean". Mark nie nawiązywał zbytniego kontaktu z publicznością, oprócz dziękowania za brawa w bardziej znamienitych momentach emocjonalnej podróży przez utwory bliskie jego sercu, jak i sercom publiczności. To całkowicie zrozumiałe tymbardziej dlatego, że po koncercie dostaliśmy zapowiedź, że artysta będzie dostępny dla każdego przy stoisku z płytami. Po bisie, na którym zespół zagrał m.in "Methamphetamine Blues", do Marka ustawiła się długa i szeroka kolejka fanów, którzy mogli zamienić słowo, zdobyć podpis lub zrobić sobie zdjęcie, żeby ten wieczór mógł zostać jeszcze lepiej zapamiętany.
tekst: Krzysztof Magura