Lindsey Stirling - "Brave Enough" (recenzja)
Losy Lindsey Stirling śledzę niejako od początków jej kariery. Pamiętam jeszcze nagrania zamieszczane przez nią na YouTube, mój zachwyt wykonywanymi coverami i w końcu kolejne albumy pełne wspaniałych dźwięków. W cztery lata od debiutu pora na trzeci album skrzypaczki, pierwszy z tak dużą ilością wokali.
Fani spragnieni nowych piosenek mogli nieco obawiać się zapowiedzianych kolaboracji wokalnych, których tym razem miało być zdecydowanie więcej niż na ostatnim albumie. W rezultacie otrzymaliśmy 8 piosenek z wokalami na 14 dostępnych w wersji standardowej. Co przynosi ta zmiana? Otwierający album "Lost Girl" to delikatne dźwięki skrzypiec i elektronicznie przerobiony wokal. Czyli w sumie to, co doskonale znamy już z poprzednich albumów. Jeśli zainteresowani jesteśmy formą gości zaproszony do kolaboracji, to będziemy mogli sprawdzić tę kwestię w utworze tytułowym. Przyznać muszę, że wokal Christiny Perri świetnie wkomponował się w piosenkę. Dawne czasy przywodzi na myśl singlowe "The Arena" mogące stanowić swoiste the best of Stirling, z kolei "The Phoenix" przynosi nam nieco elektroniki. Tej ostatniej znajdziemy naprawdę dużo w "Prism", co nie każdemu przypadnie do gustu. A jeśli jesteśmy już przy utworach instrumentalnych, to na uznanie zasługuje z całą pewnością piękne "Gavi's Song" i w niczym mu nie ustępujące "First Light".
Przejdźmy teraz do tego, co mogło wydawać nam się bardziej ryzykowne, a mianowicie kompozycji z wokalami. Popowego charakteru nabiera "Where Do We Go", które obdarzone zostało liczną elektroniką, gdyby nie skrzypce, skłonni bylibyśmy pomyśleć, że to kolejna kompozycja sprezentowana przez David Guetta'e. Pięknie brzmi "Those Days" zaśpiewane przez duet Dan + Shay. Więcej miejsca na skrzypce znalazło się natomiast w "Hold My Heart". Nutka zaskoczenia może nas z kolei czekać w "Don't Let This Feeling Fade", który jest moim zdecydowanym faworytem, przede wszystkim z racji występującym w nim elementów hip-hopowych. Warto przyjrzeć się również "Love's Just A Feeling". Choć tak naprawdę każdy z utworów ma nam coś zaoferowania i trudno poddawać je szczególnemu stopniowaniu w ocenie.
W całości album jest dość różnorodny i nie od razu można określić, jaki ma się do niego stosunek. Poprzednie płyty budziły mój zachwyt. Nie inaczej jest teraz, choć jest to raczej zachwyt fragmentaryczny. Piosenki z wokalem wypadają dobrze, nie zagłusza on skrzypiec, które nie tylko go uzupełniają, ale i zawsze znajdą dla siebie miejsce w całym tym zestawieniu. Wielu pokochało Lindsay za połączenie skrzypiec, kojarzonych zazwyczaj z muzyką poważną, z innymi gatunkami. Nowy album to w zasadzie w wielu aspektach kontynuacja tego co skrzypaczka już wcześniej nam prezentowała.
Dostaliśmy przy tym dopracowany koncept nie pozbawiony pięknych momentów. Jeśli baliśmy się, że otrzymamy materiał odznaczający się wysoką dawką komercji, to możemy odetchnąć, znowu będziemy oczarowani.
Tracklista:
1. Lost Girls
2. Brave Enough (feat. Christina Perri)
3. The Arena
4. The Phoenix
5. Where Do We Go (feat. Carah Faye)
6. Those Days (feat. Dan + Shay)
7. Prism
8. Hold My Heart (feat. ZZ Ward)
9. Mirage (feat. Raja Kumari)
10. Don’t Let This Feeling Fade (feat. Rivers Cuomo & Lecrae)
11. First Light
12. Love’s Just a Feeling (feat. Rooty)
13. Something Wild (feat. Andrew McMahon In the Wilderness)
14. Gavi’s Song
Recenzowała: Monika Matura
Ocena: 5/6
Warto posłuchać: "The Arena", "Prism", "Don't Let This Feeling Fade"