9 marca 2007
13:31
Info
Sonic Sp. z o.o. ul. Mścisławska 6
01-647 Warszawa
Nietuzinkowy debiut Little Man Tate - recenzja
Debiutancki album następnej - po Arctic Monkeys - wielkiej nadziei Sheffield: Little Man Tate. I to nadziei realnej, zważywszy oryginalność ich muzyki i rozgłos, jaki zdobyli po wydaniu pierwszego singla „The Agent", zanim jeszcze podpisali kontrakt z V2.
Zespół potrafił równie efektywnie wykorzystać MySpace do promocji siebie i swej muzyki, jak Monkeys, ustrzegł się jednak pokusy, by stać się taki, jak ich sławni koledzy. LMT od początku ma swoją własną wizję wysokooktanowego gitarowego rocka, co zostało natychmiast zauważone i docenione przez recenzentów tak znaczących pism, jak „NME", „Q", „Sandman", „Rolling Stone" i „Spin".
Poniżej prezentujemy fragment recenzji:
Album otwiera świetne, opatrzone ironicznym tekstem(jak zresztą reszta utworów) „Man I Hate Your Band”, przywodzące chwilami na myśl The Strokes,. Poprzeczka ustawiona wysoko, jednak Anglicy stają na wysokości zadania i dalej jest równie ciekawie. Słychać wpływy zespołów zza miedzy – przede wszystkim Arctic Monkeys, ale momentami także i Blur. Mamy tu przekrój od brit-popu w spokojniejszych fragmentach po rock’n’rollową, punkową wręcz zadziorność. Solidnym szkieletem muzyki Little Man Tate jest sekcja rytmiczna, nadająca motoryki i energetycznego uderzenia. Dobrze, że nie ograniczają swej roli tylko do wybijania rytmu i wzmacniania melodii, bo od razu robi się ciekawiej.
Dalszą część recenzji można przeczytać tutaj:
Zobacz wideoklip do "Sexy in Latin":
Zespół potrafił równie efektywnie wykorzystać MySpace do promocji siebie i swej muzyki, jak Monkeys, ustrzegł się jednak pokusy, by stać się taki, jak ich sławni koledzy. LMT od początku ma swoją własną wizję wysokooktanowego gitarowego rocka, co zostało natychmiast zauważone i docenione przez recenzentów tak znaczących pism, jak „NME", „Q", „Sandman", „Rolling Stone" i „Spin".
Poniżej prezentujemy fragment recenzji:
Album otwiera świetne, opatrzone ironicznym tekstem(jak zresztą reszta utworów) „Man I Hate Your Band”, przywodzące chwilami na myśl The Strokes,. Poprzeczka ustawiona wysoko, jednak Anglicy stają na wysokości zadania i dalej jest równie ciekawie. Słychać wpływy zespołów zza miedzy – przede wszystkim Arctic Monkeys, ale momentami także i Blur. Mamy tu przekrój od brit-popu w spokojniejszych fragmentach po rock’n’rollową, punkową wręcz zadziorność. Solidnym szkieletem muzyki Little Man Tate jest sekcja rytmiczna, nadająca motoryki i energetycznego uderzenia. Dobrze, że nie ograniczają swej roli tylko do wybijania rytmu i wzmacniania melodii, bo od razu robi się ciekawiej.
Dalszą część recenzji można przeczytać tutaj:
Zobacz wideoklip do "Sexy in Latin":
więcej: www.littlemantate.com
reklama