26 marca 2007
00:00
Inauguracja Festiwalu Wielkanocnego
Projekt Henryka Miśkiewicza 'Jazzsinfonica' zainaugurował tegoroczny Festiwal Wielkanocny Ludwiga Van Beethovena. Mimo burzy oklasków czuć było niedosyt, bo niewątpliwie koncertowi temu zabrakło porywających momentów.
Po raz pierwszy w historii Festiwalu organizowanego przez Elżbietę Penderecką, koncert rozpoczynający to doniosłe wydarzenie miał charakter fuzji dwóch dalekich, a zarazem bardzo sobie bliskich muzycznych gatunków. Specjalnie na tę okazję znakomity jazzowy muzyk Henryk Miśkiewicz przygotował projekt, który z założenia łączyć miał jazz i muzykę klasyczną. Jak było w rzeczywistości, mogli przekonać się ci, którzy wczorajszego wieczoru tak tłumnie przybyli do Teatru Wielkiego.
Niestety to, co zaprezentowali wszyscy występujący w tym projekcie muzycy, trudno zaklasyfikować zarówno do muzyki klasycznej jak i do jazzu. Pomimo programu, wydawać by się mogło bardzo ciekawego, składającego się z samych „perełek” muzyki Beethovena i bliskich jego twórczości wielkich kompozytorów, całość wypadła mało porywająco. Zarówno znawcom jazzu jak i wielkim miłośnikom muzyki wielkiego kompozytora, którego imieniem sygnowany jest Festiwal, trudno było doszukac się momentów, które mogłyby do głębi zachwycić.
Henryk Miśkiewicz oraz Andrzej Jagodziński dołożyli największych starań w „nowe” aranżacje klasycznych „przebojów”. Przy pomocy Michała Nestorowicza, Polskiej Orkiestry Radiowej oraz szeregu znanych postaci sceny jazzowej, pokazali jak klasyka może łączyć się z synkopowanym rytmem. Szkoda, że granica między obydwoma gatunkami nie była tak widoczna…
Koncert rozpoczął się od bodaj najlepszej tego wieczoru, aranżacji V Symfonii Beethovena. Zarówno w tym jak i kolejnym utworze, Henryk Miśkiewicz zachwycił zgromadzonych pięknym saksofonowym solo. Może gdyby cały koncert utrzymany by został właśnie w takiej instrumentalnej formie, wypadłby bardziej interesująco.
Pierwszy dzień Festiwalu zdominowały tym razem śpiewające panie. Na scenie Teatru Wielkiego usłyszeć można było piękny głos Grażyny Auguścik, Ewę Bem, Annę Marię Jopek oraz Urszulę Dudziak, która w rytmie chopinowskiego Mazurka F-dur, jak zwykle zaprezentowała swoje „scatowe” popisy. Nie lada eksperymentem, który niewątpliwie przypadł zgromadzonym do gustu, była ekspresyjna aranżacja „Lacrimosy” w wykonaniu solistki Izabeli Kłosińskiej. Na finał panie wspólnie zaśpiewały „Odę do radości”, której niestety zabrakło charakterystycznej dla niej wzniosłości.
A już dziś w Filharmonii Narodowej, z zupełnie innym repertuarem, wystąpi bardzo lubiany przez polską publiczność, skrzypek Nigel Kennedy.
Po raz pierwszy w historii Festiwalu organizowanego przez Elżbietę Penderecką, koncert rozpoczynający to doniosłe wydarzenie miał charakter fuzji dwóch dalekich, a zarazem bardzo sobie bliskich muzycznych gatunków. Specjalnie na tę okazję znakomity jazzowy muzyk Henryk Miśkiewicz przygotował projekt, który z założenia łączyć miał jazz i muzykę klasyczną. Jak było w rzeczywistości, mogli przekonać się ci, którzy wczorajszego wieczoru tak tłumnie przybyli do Teatru Wielkiego.
Niestety to, co zaprezentowali wszyscy występujący w tym projekcie muzycy, trudno zaklasyfikować zarówno do muzyki klasycznej jak i do jazzu. Pomimo programu, wydawać by się mogło bardzo ciekawego, składającego się z samych „perełek” muzyki Beethovena i bliskich jego twórczości wielkich kompozytorów, całość wypadła mało porywająco. Zarówno znawcom jazzu jak i wielkim miłośnikom muzyki wielkiego kompozytora, którego imieniem sygnowany jest Festiwal, trudno było doszukac się momentów, które mogłyby do głębi zachwycić.
Henryk Miśkiewicz oraz Andrzej Jagodziński dołożyli największych starań w „nowe” aranżacje klasycznych „przebojów”. Przy pomocy Michała Nestorowicza, Polskiej Orkiestry Radiowej oraz szeregu znanych postaci sceny jazzowej, pokazali jak klasyka może łączyć się z synkopowanym rytmem. Szkoda, że granica między obydwoma gatunkami nie była tak widoczna…
Koncert rozpoczął się od bodaj najlepszej tego wieczoru, aranżacji V Symfonii Beethovena. Zarówno w tym jak i kolejnym utworze, Henryk Miśkiewicz zachwycił zgromadzonych pięknym saksofonowym solo. Może gdyby cały koncert utrzymany by został właśnie w takiej instrumentalnej formie, wypadłby bardziej interesująco.
Pierwszy dzień Festiwalu zdominowały tym razem śpiewające panie. Na scenie Teatru Wielkiego usłyszeć można było piękny głos Grażyny Auguścik, Ewę Bem, Annę Marię Jopek oraz Urszulę Dudziak, która w rytmie chopinowskiego Mazurka F-dur, jak zwykle zaprezentowała swoje „scatowe” popisy. Nie lada eksperymentem, który niewątpliwie przypadł zgromadzonym do gustu, była ekspresyjna aranżacja „Lacrimosy” w wykonaniu solistki Izabeli Kłosińskiej. Na finał panie wspólnie zaśpiewały „Odę do radości”, której niestety zabrakło charakterystycznej dla niej wzniosłości.
A już dziś w Filharmonii Narodowej, z zupełnie innym repertuarem, wystąpi bardzo lubiany przez polską publiczność, skrzypek Nigel Kennedy.
TAKST&FOTO: Kamila Czerniawska
reklama