3 listopada 2005
00:00
JVC Festival - Fuzja gatunków
Jeden z najważniejszych jazzowych festiwali w Polsce JVC Festival już za nami, zastępując tym samym miejsce dotychczasowego Jazz Jamboree.W ciągu dwóch dni na scenie Sali Kongresowej zaprezentowali się muzycy najrózniejszej maści.
Ideą tegorocznego program JVC miało być zaspokojenie zarówno gustów najbardziej wyrafinowanych odbiorców jazzu jak i również tych, którzy „przygodę” z tą ambitną muzyką dopiero zaczynają. Różnorodność organizatora w doborze występujących artystów była więc zamierzona.
Pierwszego dnia mieliśmy okazję wysłuchać między innymi dwóch wokalistek. Jako pierwsza zaśpiewała Anna Serafińska, uznawana za artystkę światowego formatu. A to za sprawą znalezienia się w finale prestiżowego festiwalu w Montreux .Występ zaczęła od przenikliwego scatu w stylu Eli Dudziak i należy przyznać, że wyszło jej to wręcz znakomicie. Sposób w jaki bawiła się swoim głosem potwierdzał nieprzeciętne możliwości wokalne oraz wypracowaną technikę. Zaprezentowała poza tym utwór Kofty i amerykański standard - oba wykonane perfekcyjnie.
Gwiazdą wieczoru według planu okazała się Madeleine Peyroux. Z pewnością nie przypadła ona do gustu fanom jazzu w sensie tradycyjnym, oferując repertuar ze swojej ostatniej płyty „Careless Love”. Śpiewała nad wyraz spokojnie, jednak na tyle charakterystycznie, iż przydomek „białej” Billie Holiday pasuje do niej znakomicie. Jej głos momentami tak bardzo przypominał barwę wspomnianej divy jazzu, że nasuwało się aż pytanie, czy przypadkiem nie mamy do czynienia z pastiszem. Jednak piosenkarka ta ma liczne grono swoich fanów, a jej lekko bluesowe wykonanie „Dance Me to the End of Love” Cohena, czy „Smile” nagradzane są zawsze gromkimi brawami.
Finałem wieczoru był występ Charliego Hadena. Towarzyszyła mu Liberation Music Orchestra wraz z kompozytorką i aranżerką Carlą Bley. Zagrali utwory z ostatniej płyty „Not in Our Name”, wyrażające niezadowolenie artysty z polityki krajowej i zagranicznej USA. Koncert rozpoczął znany wszystkim ” This is not America”, który przy tak licznej sekcji dętej zabrzmiał naprawdę poruszająco.
Drugi dzień Festiwalu zakwalifikowano jako wieczór pianistów. Już pierwszy z nich postawił bardzo wysoko poprzeczkę. Włodek Pawlik zaserwował utwory z płyty „Anhelli”. Na kontrabasie towarzyszył mu Paweł Pańta, zaś na perkusji zagrał Cezary Konrad. Skomplikowane frazowania i powtarzane motywy oraz początkowe melancholijne brzmienia potwierdziły światowy poziom tego artysty. Publiczność nie ukrywała zachwycenia.
Następnie swój fortepianowy popis dał Jason Moran i towarzyszący Badwagon. Występ ten stanowił fuzję transjazzu, ragtime’u, boogie woogie i ellingtonowskich motywów - prawdziwe granie „czarnego” pianisty.
Gwiazdą festiwalu był niewątpliwie Chic Corea. Występ z formacją The Touchstone dla koneserów jazzu nie stanowił nic nowego, gdyż Corea gościł w Polsce wielokrotnie i znany jest polskiej publiczności w prawie każdym repertuarze. Ale nie to jest najważniejsze. Artysta ten po raz któryś z rzędu udowodnił lekkość i witalność swojego grania oraz sceniczno-muzycznego porozumienia z muzykami. Ich gra stworzyła spójną całość nawiązując do utworów z albumu Chica „My Spanish Heart”.
KAMILA CZERNIAWSKA
Ideą tegorocznego program JVC miało być zaspokojenie zarówno gustów najbardziej wyrafinowanych odbiorców jazzu jak i również tych, którzy „przygodę” z tą ambitną muzyką dopiero zaczynają. Różnorodność organizatora w doborze występujących artystów była więc zamierzona.
Pierwszego dnia mieliśmy okazję wysłuchać między innymi dwóch wokalistek. Jako pierwsza zaśpiewała Anna Serafińska, uznawana za artystkę światowego formatu. A to za sprawą znalezienia się w finale prestiżowego festiwalu w Montreux .Występ zaczęła od przenikliwego scatu w stylu Eli Dudziak i należy przyznać, że wyszło jej to wręcz znakomicie. Sposób w jaki bawiła się swoim głosem potwierdzał nieprzeciętne możliwości wokalne oraz wypracowaną technikę. Zaprezentowała poza tym utwór Kofty i amerykański standard - oba wykonane perfekcyjnie.
Gwiazdą wieczoru według planu okazała się Madeleine Peyroux. Z pewnością nie przypadła ona do gustu fanom jazzu w sensie tradycyjnym, oferując repertuar ze swojej ostatniej płyty „Careless Love”. Śpiewała nad wyraz spokojnie, jednak na tyle charakterystycznie, iż przydomek „białej” Billie Holiday pasuje do niej znakomicie. Jej głos momentami tak bardzo przypominał barwę wspomnianej divy jazzu, że nasuwało się aż pytanie, czy przypadkiem nie mamy do czynienia z pastiszem. Jednak piosenkarka ta ma liczne grono swoich fanów, a jej lekko bluesowe wykonanie „Dance Me to the End of Love” Cohena, czy „Smile” nagradzane są zawsze gromkimi brawami.
![[img:1:L]](/img/artykuly/zdjecia/jvc-festival-fuzja-gatunkow-10734-min.webp)
Drugi dzień Festiwalu zakwalifikowano jako wieczór pianistów. Już pierwszy z nich postawił bardzo wysoko poprzeczkę. Włodek Pawlik zaserwował utwory z płyty „Anhelli”. Na kontrabasie towarzyszył mu Paweł Pańta, zaś na perkusji zagrał Cezary Konrad. Skomplikowane frazowania i powtarzane motywy oraz początkowe melancholijne brzmienia potwierdziły światowy poziom tego artysty. Publiczność nie ukrywała zachwycenia.
Następnie swój fortepianowy popis dał Jason Moran i towarzyszący Badwagon. Występ ten stanowił fuzję transjazzu, ragtime’u, boogie woogie i ellingtonowskich motywów - prawdziwe granie „czarnego” pianisty.
Gwiazdą festiwalu był niewątpliwie Chic Corea. Występ z formacją The Touchstone dla koneserów jazzu nie stanowił nic nowego, gdyż Corea gościł w Polsce wielokrotnie i znany jest polskiej publiczności w prawie każdym repertuarze. Ale nie to jest najważniejsze. Artysta ten po raz któryś z rzędu udowodnił lekkość i witalność swojego grania oraz sceniczno-muzycznego porozumienia z muzykami. Ich gra stworzyła spójną całość nawiązując do utworów z albumu Chica „My Spanish Heart”.
KAMILA CZERNIAWSKA
reklama