5 listopada 2005
14:30
Wycieczka z The Darkness do piekła i z powrotem
One Way Ticket To Hell... And Back to finał rocznej podróży z Lowestoft do Londynu i z Monmouth do Los Angeles... Wszystko po to, by udowodnić że każdy inny zespół jest w tej chwili całkowicie nieistotny... By udowodnić, że największą kapelą na świecie pozostaje The Darkness.
Od opublikowania pierwszej EP w 2002 roku, zespół osiągnął więcej niż większość innych może sobie wymarzyć. Ponad 3,5 miliona sprzedaży debiutanckiego albumu („Permission To Land” z 2003 roku) na świecie, z czego 1,5 miliona przypada na Wielką Brytanię. Bezprecedensowe, trzy wyprzedane koncerty w Wembley Arena, cztery single w Top 10, trzy nagrody Brit, wyróżnienie Ivor Novello dla „Kompozytorów roku” oraz rola gwiazdy na festiwalach Reading i Leeds. Sukces na skalę nie widzianą od pokoleń...
Producentem albumu jest Roy Thomas Baker (David Bowie, Queen, The Rolling Stones, Free, The Who). „One Way Ticket To Hell... And Back” to Darkness w najbardziej ambitnej, pełnej polotu formie. Słychać orkiestrę, mellotron, syntezator Mooga, sitar, skrzydłówkę, saksofon, dudy, fortepian Freddiego, brutalne bębny, monumentalną ścianę gitar i popisy najlepszego na świecie człowieka od fletni Pana zarejestrowane w górach Peru.
Wszystko to bez poświęcania chwytliwych refrenów i piorunujących riffów, które zapewniły zespołowi miejsce w sercach słuchaczy. Równie udane, wręcz niesamowite, są partie wokalne. Niepodrabialny teatralny hard rock Justina, w tekstach mieszanka szczerości i humoru dotycząca złamanych serc, zdrady, żalu, męskości, czy nawet szkockiego folkloru, ale – przede wszystkim – ulubionego tematu The Darkness... Triumfu miłości.
To potężny materiał: od korzennego rocka „Knockers” i „Is It Just Me?” po pełne rozmachu, pompatyczne ballady w rodzaju „Blind Man” czy „Seemed Like A Good Idea At The Time”... Ton całemu materiałowi nadaje otwierający album, singlowy „One Way Ticket”.
(Warner Music)
Od opublikowania pierwszej EP w 2002 roku, zespół osiągnął więcej niż większość innych może sobie wymarzyć. Ponad 3,5 miliona sprzedaży debiutanckiego albumu („Permission To Land” z 2003 roku) na świecie, z czego 1,5 miliona przypada na Wielką Brytanię. Bezprecedensowe, trzy wyprzedane koncerty w Wembley Arena, cztery single w Top 10, trzy nagrody Brit, wyróżnienie Ivor Novello dla „Kompozytorów roku” oraz rola gwiazdy na festiwalach Reading i Leeds. Sukces na skalę nie widzianą od pokoleń...
Producentem albumu jest Roy Thomas Baker (David Bowie, Queen, The Rolling Stones, Free, The Who). „One Way Ticket To Hell... And Back” to Darkness w najbardziej ambitnej, pełnej polotu formie. Słychać orkiestrę, mellotron, syntezator Mooga, sitar, skrzydłówkę, saksofon, dudy, fortepian Freddiego, brutalne bębny, monumentalną ścianę gitar i popisy najlepszego na świecie człowieka od fletni Pana zarejestrowane w górach Peru.
Wszystko to bez poświęcania chwytliwych refrenów i piorunujących riffów, które zapewniły zespołowi miejsce w sercach słuchaczy. Równie udane, wręcz niesamowite, są partie wokalne. Niepodrabialny teatralny hard rock Justina, w tekstach mieszanka szczerości i humoru dotycząca złamanych serc, zdrady, żalu, męskości, czy nawet szkockiego folkloru, ale – przede wszystkim – ulubionego tematu The Darkness... Triumfu miłości.
To potężny materiał: od korzennego rocka „Knockers” i „Is It Just Me?” po pełne rozmachu, pompatyczne ballady w rodzaju „Blind Man” czy „Seemed Like A Good Idea At The Time”... Ton całemu materiałowi nadaje otwierający album, singlowy „One Way Ticket”.
(Warner Music)
więcej: www.thedarkness.com
reklama
Może Cię zaciekawić: