17 listopada 2005
18:30
Zagubiony Peter Doherty
W tym tygodniu ujrzał światło dzienne "Down In Albion", dawno oczekiwany album nowego zespółu Petera Doherty'ego - byłego członka The Libertines. Co isotne krażek okazał się lepszy niż oczekiwano.
No i ukazuje się mniej więcej w terminie, co po wszystkich perypetiach lidera, chętnie porównywanego do Sida Viciousa i Oscara Wilde'a, w oczach wielu zakrawa na cud.
Po ukazaniu się pożegnalnego albumu The Libertines rzeczywiście wszystko wskazywało, że Doherty porzucił rock dla kokainy, a rockową publiczność dla żądnych sensacji i krwi pożeraczy tabloidów. Zespół Babyshambles rodził się w bólach, zaś płyta "Down In Albion" w męczarniach.
Coś z owego życiowego i twórczego chaosu, schizofrenicznego rozszczepienia osobowości na utalentowanego muzyka i beznadziejnego ćpuna, który na własne życzenie traci kontakt z rzeczywistością, zaskakująco silnie zaznacza się w takich utworach, jak "A'rebours' czy "Pipedown". Siłą albumu wyprodukowanego - z anielską cierpliwością przez Micka Jonesa z The Clash - są takie utwory, jak "La Belle Et La Bete" (próba zdefiniowania związku z Kate Moss, ale też sporo aluzji pod adresem dawnego partnera z The Libertines, Carla Barata) czy "Albion", ze swym mrocznym klimatem koszmarów jakby wprost z dzieł Williama Blake'a.
Nie cały repertuar na ponadgodzinnym "Down In Albion" udało się utrzymać na tym poziomie, ale z drugiej strony - czy ktoś jest też w stanie wskazać płytę z ostatnich lat, która jest równie szczerym i dramatycznym zapisem walki między światłem i ciemnością, która toczy się w sercu, duszy i świadomości człowieka?
(Sonic Records)
No i ukazuje się mniej więcej w terminie, co po wszystkich perypetiach lidera, chętnie porównywanego do Sida Viciousa i Oscara Wilde'a, w oczach wielu zakrawa na cud.
Po ukazaniu się pożegnalnego albumu The Libertines rzeczywiście wszystko wskazywało, że Doherty porzucił rock dla kokainy, a rockową publiczność dla żądnych sensacji i krwi pożeraczy tabloidów. Zespół Babyshambles rodził się w bólach, zaś płyta "Down In Albion" w męczarniach.
Coś z owego życiowego i twórczego chaosu, schizofrenicznego rozszczepienia osobowości na utalentowanego muzyka i beznadziejnego ćpuna, który na własne życzenie traci kontakt z rzeczywistością, zaskakująco silnie zaznacza się w takich utworach, jak "A'rebours' czy "Pipedown". Siłą albumu wyprodukowanego - z anielską cierpliwością przez Micka Jonesa z The Clash - są takie utwory, jak "La Belle Et La Bete" (próba zdefiniowania związku z Kate Moss, ale też sporo aluzji pod adresem dawnego partnera z The Libertines, Carla Barata) czy "Albion", ze swym mrocznym klimatem koszmarów jakby wprost z dzieł Williama Blake'a.
Nie cały repertuar na ponadgodzinnym "Down In Albion" udało się utrzymać na tym poziomie, ale z drugiej strony - czy ktoś jest też w stanie wskazać płytę z ostatnich lat, która jest równie szczerym i dramatycznym zapisem walki między światłem i ciemnością, która toczy się w sercu, duszy i świadomości człowieka?
(Sonic Records)
więcej: www.babyshambles.net
reklama