James Blunt w Kongresowej
Sala Kongresowa
W 2002 roku artysta, narażając się na dezaprobatę całej rodziny, wystąpił z armii. Lepiej czuł się w podartych jeansach niż w mundurze, od broni wolał instrumenty, a zamiast musztry – śpiew i komponowanie. Po raz pierwszy w życiu poczuł się wolny, bo mógł w końcu robić to, co kochał najbardziej. Wtedy właśnie poznał Lindę Perry (byłą wokalistkę 4 Non Blondas, producentkę i kompozytorkę). Oczarowana jego twórczością, którą zaprezentował podczas South By Southwest Music Conference, od razu dostrzegła w nim wielki talent i z chęcią podpisała kontrakt płytowy. Wokalista przeniósł się więc do Los Angeles i zaczął pracę nad swoim debiutanckim krążkiem. „Back to Bedlam” ukazał się wiosną 2005 roku. Promujący singiel „You’re beautiful” niemal natychmiast zaczęły grać rozgłośnie na całym świecie. Utwór stał się wielkim hitem, w 18 krajach był numerem jeden, w 35 wszedł do pierwszych dziesiątek list przebojów. Posypały się najważniejsze nagrody przemysłu muzycznego, po prawie dekadzie przerwy brytyjski utwór uplasował się na szczycie amerykańskiej listy singli. Po sukcesie debiutanckiego utworu Blunt stal się rozpoznawalny na całym świecie. Album rozszedł się w 11 milionach egzemplarzy, a jego charakterystyczny głos, charyzmę i styl przypominający lata 70te pokochały fanki na całym świecie. Mimo to, nie osiadł na laurach. Zamiast korzystać z wielkiej sławy, obracać się wśród znanych osobistości i prężyć się w blasku fleszy, zaszył się na Ibizie i zaczął pracę nad nowym albumem. Inspiracją dla niego była muzyka Eltona Johna, Beatlesów, Davida Bowiego, jak i przeżycia, których doświadczał na długiej drodze od armii na scenę. Tak powstał krążek „All The Lost Souls” – rewelacyjna mieszanka rocka, soft rocka i soulu z promującym go singlem 1973. Skąd ten tytuł skoro Blunt urodził się w 1974 roku – „po prostu się rymowało” odpowiada artysta. Taki właśnie jest on i jego muzyka - szczery, prawdziwy, zniewalający. Jedyna okazja, żeby to sprawdzić, już na początku roku.