29 grudnia 2008
16:11
Allenowski dixieland - relacja
Na co dzień wybitny nowojorski reżyser, wczoraj skromny klarnecista. Woody Allen oczarował warszawiaków. Jako jeden z członków grupy Eddiego Harrisa, pokazał, że oprócz kręcenia filmów, całe serce wkłada również w grę na klarnecie. Mimo to, że wczorajszego wieczoru w Sali Kongresowej, nie rozbrzmiał jazz z najwyższej półki, koncertu wypełnionego tak wielkimi emocjami, dawno tam nie było.
Na to wydarzenie tańszych biletów zabrakło już wiele miesięcy temu. Tydzień przed, zostało ich zaledwie sto. A warto wiedzieć, że ich cena wahała się między 180-680zl. Jednak w tym wypadku ta niebagatelna suma, jak się okazało nie grała roli. Fani nowojorskiego reżysera chcieli bowiem po raz pierwszy w Polsce, zobaczyć swojego mistrza na żywo. Woody Allen w Warszawie nie mówił o swoich filmach. Do stolicy przyjechał w roli klarnecisty, członka zespołu Eddiego Harrisa. Gdy w swoich lekko startych sztruksach i luźnej koszuli pojawił się na scenie publiczność na moment wstrzymała oddech, by po chwili burzą oklasków przywitać nowojorczyka.Allen mówił krótko, zaznaczając tym samym, że to nie do niego należy ten wieczór. Po krótkim wstępie dotyczącym muzyki, którą zagrają, skromnie usiadł na krześle i zaczął grać. Może i daleko mu do takich mistrzów tego instrumentu jak Sydney Bechet czy Woody Herman, ale i tak wypadł świetnie.
Widać było, że Allen do gry na klarnecie podchodzi bardzo poważnie chcąc choć po części dorównać swoim kolegom z zespołu.Przez prawie dwie godziny fani reżysera wysłuchali iście nowoorleańskiego grania, prawdziwego dixielandu, który muzycy ci co tydzień serwują słuchaczom nowojorskiego Hotelu Carlyle.
Tekst & Foto: Kamila Czerniawska
Na to wydarzenie tańszych biletów zabrakło już wiele miesięcy temu. Tydzień przed, zostało ich zaledwie sto. A warto wiedzieć, że ich cena wahała się między 180-680zl. Jednak w tym wypadku ta niebagatelna suma, jak się okazało nie grała roli. Fani nowojorskiego reżysera chcieli bowiem po raz pierwszy w Polsce, zobaczyć swojego mistrza na żywo. Woody Allen w Warszawie nie mówił o swoich filmach. Do stolicy przyjechał w roli klarnecisty, członka zespołu Eddiego Harrisa. Gdy w swoich lekko startych sztruksach i luźnej koszuli pojawił się na scenie publiczność na moment wstrzymała oddech, by po chwili burzą oklasków przywitać nowojorczyka.Allen mówił krótko, zaznaczając tym samym, że to nie do niego należy ten wieczór. Po krótkim wstępie dotyczącym muzyki, którą zagrają, skromnie usiadł na krześle i zaczął grać. Może i daleko mu do takich mistrzów tego instrumentu jak Sydney Bechet czy Woody Herman, ale i tak wypadł świetnie.
Widać było, że Allen do gry na klarnecie podchodzi bardzo poważnie chcąc choć po części dorównać swoim kolegom z zespołu.Przez prawie dwie godziny fani reżysera wysłuchali iście nowoorleańskiego grania, prawdziwego dixielandu, który muzycy ci co tydzień serwują słuchaczom nowojorskiego Hotelu Carlyle.
To był wspaniały wieczór, podczas którego nawet ci najbardziej zagorzali miłośnicy jazzu powinni byli przełożyć emocje związane z muzyką, na osobę Allena.
Tekst & Foto: Kamila Czerniawska
więcej: www.woodyallen.com
reklama