17 marca 2006
16:15
Scofield i Ponty - bisowy duet mistrzów - Era Jazzu
W tym roku Era Jazzu zrobiła miłośnikom-melomanom nie lada niespodziankę. Do Warszawy zaproszeni zostali uwielbiany przez polską publikę John Scofield i legenda jazz-rockowych skrzypiec Jean Luc Ponty.
Jako pierwszy tego wieczoru zaprezentował swój projekt John Scofield. Tym razem zagrał inaczej niż ostatnim razem, gdy gościł w Polsce. Nie były to szalone improwizacje i popisowe gitarowe riffy. Głównym motywem były tematy Ray’a Charlesa z ostatniej płyty „What’ d I say” będącej hołdem dla tego wybitnego muzyka.
Scofielda wspierał wokal Deana Bowmana. Pomimo dźwięcznego, bardzo wyraziście brzmiącego głosu daleko mu było od oryginalności „Mistrza”. W pewnym sensie może to trochę na plus, bo przynajmniej nie było tu niepotrzebnego naśladownictwa. „Hit The Road Jack” czy „What’d I Say” w jego wykonaniu zabrzmiało mimo to bardzo ciekawe, choć za dużo tu było mającego ubarwić temat, scatu. Scofield zaś czuł się w tym „lekkich” bluesowych tematach bardzo dobrze. Jego improwizacja na temat największego bodajże przeboju Raya, „Georgia On My Mind” spotkała się z aplauzem publiczności. Wydawać by się mogło, że utwory Raya powinny porwać z miejsc. Tak się nie stało, a większość kompozycji wysłuchano w spokoju. Ale takie było chyba zamierzenie lidera. W końcu to jego interpretacje repertuaru Mistrza.
Wielkim zaskoczeniem dla wszystkim zgromadzonych był końcowy numer, gdy Scofield zaprosił na scenę Jeana Luca Ponty. Ich mistrzowsko wykonany „Cantaloupe Island” pokazał prawdziwy kunszt tych muzyków. Szkoda, że cały koncert nie był w takiej właśnie konwencji.
Drugi występ tego wieczoru miał zupełnie inny charakter. Jean Luc Ponty ze swoim składem, zagrał repertuar, który plasuje się w zupełnie innej sferze jazzu. Usłyszeć można było „rasowy” fusion, który towarzyszy temu muzykowi od lat. Ciekawe motywy perkusjonaliów i popisowe improwizacje klawiszowca, z pewnością pobudziły większą część zgromadzonych. Poza tym sam Ponty udowodnił, że nadal jest jednym z mistrzów swojego instrumentu. "Imaginary Voyage” czy "Enigmatic Ocean” to jedne z utworów, które zagrał tego wieczoru skład francuskiego skrzypka. Brzmiały tak jakby muzycy zatrzymali się w czasie, gdy fusion było w swoim najlepszym okresie. Poza tym były też trzy kompozycje z dopiero mającego ukazać się nowego albumu oraz „Monk’s Mood” w hołdzie dla wielkiego pianisty, ulubionego kompozytora Pontiego.
Jako pierwszy tego wieczoru zaprezentował swój projekt John Scofield. Tym razem zagrał inaczej niż ostatnim razem, gdy gościł w Polsce. Nie były to szalone improwizacje i popisowe gitarowe riffy. Głównym motywem były tematy Ray’a Charlesa z ostatniej płyty „What’ d I say” będącej hołdem dla tego wybitnego muzyka.
Scofielda wspierał wokal Deana Bowmana. Pomimo dźwięcznego, bardzo wyraziście brzmiącego głosu daleko mu było od oryginalności „Mistrza”. W pewnym sensie może to trochę na plus, bo przynajmniej nie było tu niepotrzebnego naśladownictwa. „Hit The Road Jack” czy „What’d I Say” w jego wykonaniu zabrzmiało mimo to bardzo ciekawe, choć za dużo tu było mającego ubarwić temat, scatu. Scofield zaś czuł się w tym „lekkich” bluesowych tematach bardzo dobrze. Jego improwizacja na temat największego bodajże przeboju Raya, „Georgia On My Mind” spotkała się z aplauzem publiczności. Wydawać by się mogło, że utwory Raya powinny porwać z miejsc. Tak się nie stało, a większość kompozycji wysłuchano w spokoju. Ale takie było chyba zamierzenie lidera. W końcu to jego interpretacje repertuaru Mistrza.
Wielkim zaskoczeniem dla wszystkim zgromadzonych był końcowy numer, gdy Scofield zaprosił na scenę Jeana Luca Ponty. Ich mistrzowsko wykonany „Cantaloupe Island” pokazał prawdziwy kunszt tych muzyków. Szkoda, że cały koncert nie był w takiej właśnie konwencji.
Drugi występ tego wieczoru miał zupełnie inny charakter. Jean Luc Ponty ze swoim składem, zagrał repertuar, który plasuje się w zupełnie innej sferze jazzu. Usłyszeć można było „rasowy” fusion, który towarzyszy temu muzykowi od lat. Ciekawe motywy perkusjonaliów i popisowe improwizacje klawiszowca, z pewnością pobudziły większą część zgromadzonych. Poza tym sam Ponty udowodnił, że nadal jest jednym z mistrzów swojego instrumentu. "Imaginary Voyage” czy "Enigmatic Ocean” to jedne z utworów, które zagrał tego wieczoru skład francuskiego skrzypka. Brzmiały tak jakby muzycy zatrzymali się w czasie, gdy fusion było w swoim najlepszym okresie. Poza tym były też trzy kompozycje z dopiero mającego ukazać się nowego albumu oraz „Monk’s Mood” w hołdzie dla wielkiego pianisty, ulubionego kompozytora Pontiego.
Jak zawsze, Era Jazzu dostarczyła przybyłym wielu wrażeń, a organizator nie zapomniał na początku napomknąć o zbliżających się w wydarzeniach z cyklu Ery Gwiazd.
Co istotne już 24 kwietnia, Warszawę odwiedzi tegoroczna zdobywczyni Grammy, Dianne Reeves.
KAMILA CZERNIAWSKA
reklama