16 lutego 2009
11:01
Info
Sonic Sp. z o.o. ul. Mścisławska 6
01-647 Warszawa
Beirut i dwie EPki
Dwie EP-ki w jednym opakowaniu. Dwie szokująco kontrastujące ze sobą muzycznie propozycje - meksykańska i synth-popowa - fenomenalnego Zacha Condona, tu występującego pod dwoma kryptonimami: Beirut i Realpeople.
Pod tym bardziej sławnym na całym świecie szyldem Beirut - pod którym Zach Condon opublikował dwa kultowe albumy „Gulag Orkestar" (2006) i „The Flying Cup Club" (2007) - ukrywa się nagrany w Oaxaca w Meksyku, z udziałem 19-osobowej orkiestry The Jimenez Band, EP „March Of The Zapotec". Pod kryptonimem Realpeople powstała natomiast płytka „Holland", inspirowana elektronicznym euro-popem, ale i „kosmiczną" muzyką fusion z lat 70. i 80.
Na „March Of The Zapotec", w bogatych aranżacjach na instrumenty dęte (ale bez zbytniej bombastyczności), Condonowi udało się znakomicie uchwycić liryzm i egzystencjalny smutek muzyki meksykańskich mariachi, w której od ekstatycznej witalności do rozpaczliwej skargi jest tylko jeden mały krok. Dla odmiany, na „Holland" - rozpiętym między dawnymi, „plastikowymi" dźwiękami, a nieco bliższymi współczesnej muzyce brzmieniami - jest jakby coś z wizyty w muzeum, którego twórcy zatroszczyli się o to, aby wystawić nie tylko archaiczne analogowe syntezatory, ale też odtworzyć klimat epoki, w jakiej były one używane i przypomnieć niegdysiejszą nabożną fascynację możliwościami tych instrumentów, jaką dzielili zarówno zawodowi dance'owi tandeciarze, jak i muzycy i kompozytorzy tej miary, co Philip Glass, Herbie Hancock, Chick Corea czy Joe Zawinul.
Pod tym bardziej sławnym na całym świecie szyldem Beirut - pod którym Zach Condon opublikował dwa kultowe albumy „Gulag Orkestar" (2006) i „The Flying Cup Club" (2007) - ukrywa się nagrany w Oaxaca w Meksyku, z udziałem 19-osobowej orkiestry The Jimenez Band, EP „March Of The Zapotec". Pod kryptonimem Realpeople powstała natomiast płytka „Holland", inspirowana elektronicznym euro-popem, ale i „kosmiczną" muzyką fusion z lat 70. i 80.
Na „March Of The Zapotec", w bogatych aranżacjach na instrumenty dęte (ale bez zbytniej bombastyczności), Condonowi udało się znakomicie uchwycić liryzm i egzystencjalny smutek muzyki meksykańskich mariachi, w której od ekstatycznej witalności do rozpaczliwej skargi jest tylko jeden mały krok. Dla odmiany, na „Holland" - rozpiętym między dawnymi, „plastikowymi" dźwiękami, a nieco bliższymi współczesnej muzyce brzmieniami - jest jakby coś z wizyty w muzeum, którego twórcy zatroszczyli się o to, aby wystawić nie tylko archaiczne analogowe syntezatory, ale też odtworzyć klimat epoki, w jakiej były one używane i przypomnieć niegdysiejszą nabożną fascynację możliwościami tych instrumentów, jaką dzielili zarówno zawodowi dance'owi tandeciarze, jak i muzycy i kompozytorzy tej miary, co Philip Glass, Herbie Hancock, Chick Corea czy Joe Zawinul.
więcej: www.beirutband.com
reklama