6 lipca 2006
17:30
TV On The Radio - porządkowanie własnych myśli
Grupa TV on the Radio, która właśnie wydała album Return To Cookie Mountain jest bez wątpienia najważniejszym wykonawcą w barwach 4AD od czasu legendarnych Pixies.
Muzyka TV On The Radio zyskała nadzwyczajnego orędownika w osobie samego Davida Bowiego (którego głos słyszymy w utworze „Province") - może dlatego, że stary kameleon rocka dostrzegł w nich pokrewne mu dusze. Takie, co to nie tylko nie boją się ryzykownych posunięć, będących wyzwaniem dla przyzwyczajeń publiczności, ale mają dość inwencji, pomysłów i talentu, by z powodzeniem je realizować. I zwyciężać - na warunkach własnych, a nie dyktowanych przez jakiś rynek, scenę czy klikę.
Niekonwencjonalne podejście do różnych muzycznych tradycji grupy założonej przez absolwenta nowojorskiej szkoły filmowej i malarza Tunde'ego Adepimbe'ego i grającego na instrumentach klawiszowych kompozytora i producenta (Yeah Yeah Yeahs, The Liars) Davida Andrew Sitka, charakteryzowało już ich debiutancką EP-kę „Young Liars".
Okazało się ten pierwszy dysponuje jednym z najlepszych głosów na współczesnej scenie indie-rockowej i naturalnym darem sugestywnej interpretacji pisanych przez siebie tekstów, w których odbija się tak jego afro-amerykańskie doświadczenie i dziedzictwo muzyczne, jak i nowojorski stan ducha po traumie 11 września. Sitek natomiast jest naładowany taką ilością pomysłów, że - zdaniem kilku recenzentów - pierwszy pełnowymiarowy album TV On The Radio, wspomniany „Desperate Youth, Blood Thirsty Babes" był nimi tak nafaszerowany, że w dużym stopniu zatarła się jego komunikatywność.
Tego rodzaju argumentacja raczej dawała wyraz bezradności krytyka, który nie umiał docenić oryginalności, z jaką do postpunkowej i postrockowej muzyki zespół (już zasilony przez gitarzystę Kypa Malone'a) wprowadzał elementy gospels, jazzu, doo wop i soulu oraz poetykę hip-hopu i współczesnej miejskiej muzyki. Może jednak te uwagi podziałały, bo „Return To Cookie Mountain" (w USA wydany przez wytwórnię Interscope) rzeczywiście zdaje się mieć większy komercyjny potencjał. Ale to nie dlatego, że zespół zaprzedał duszę korporacyjnemu szatanowi i poszedł na kompromis, lecz dlatego, że uporządkował wszystkie elementy, które składają się na jego kalejdoskopowo różnorodną i wymykającą się wszelkim próbom klasyfikacji muzykę.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że jest to album, o którym jeszcze długo wiele będzie się mówić.
(Sonic Records)
Muzyka TV On The Radio zyskała nadzwyczajnego orędownika w osobie samego Davida Bowiego (którego głos słyszymy w utworze „Province") - może dlatego, że stary kameleon rocka dostrzegł w nich pokrewne mu dusze. Takie, co to nie tylko nie boją się ryzykownych posunięć, będących wyzwaniem dla przyzwyczajeń publiczności, ale mają dość inwencji, pomysłów i talentu, by z powodzeniem je realizować. I zwyciężać - na warunkach własnych, a nie dyktowanych przez jakiś rynek, scenę czy klikę.
Niekonwencjonalne podejście do różnych muzycznych tradycji grupy założonej przez absolwenta nowojorskiej szkoły filmowej i malarza Tunde'ego Adepimbe'ego i grającego na instrumentach klawiszowych kompozytora i producenta (Yeah Yeah Yeahs, The Liars) Davida Andrew Sitka, charakteryzowało już ich debiutancką EP-kę „Young Liars".
Okazało się ten pierwszy dysponuje jednym z najlepszych głosów na współczesnej scenie indie-rockowej i naturalnym darem sugestywnej interpretacji pisanych przez siebie tekstów, w których odbija się tak jego afro-amerykańskie doświadczenie i dziedzictwo muzyczne, jak i nowojorski stan ducha po traumie 11 września. Sitek natomiast jest naładowany taką ilością pomysłów, że - zdaniem kilku recenzentów - pierwszy pełnowymiarowy album TV On The Radio, wspomniany „Desperate Youth, Blood Thirsty Babes" był nimi tak nafaszerowany, że w dużym stopniu zatarła się jego komunikatywność.
Tego rodzaju argumentacja raczej dawała wyraz bezradności krytyka, który nie umiał docenić oryginalności, z jaką do postpunkowej i postrockowej muzyki zespół (już zasilony przez gitarzystę Kypa Malone'a) wprowadzał elementy gospels, jazzu, doo wop i soulu oraz poetykę hip-hopu i współczesnej miejskiej muzyki. Może jednak te uwagi podziałały, bo „Return To Cookie Mountain" (w USA wydany przez wytwórnię Interscope) rzeczywiście zdaje się mieć większy komercyjny potencjał. Ale to nie dlatego, że zespół zaprzedał duszę korporacyjnemu szatanowi i poszedł na kompromis, lecz dlatego, że uporządkował wszystkie elementy, które składają się na jego kalejdoskopowo różnorodną i wymykającą się wszelkim próbom klasyfikacji muzykę.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że jest to album, o którym jeszcze długo wiele będzie się mówić.
(Sonic Records)
więcej: www.tvontheradio.com
reklama