26 sierpnia 2009
12:24
Radiohead i po Radiohead - relacja z Poznania
Nieco ponad dwie godziny muzyki i godzina wydobywania się z koncertu czyli przechodzenia przez bramki, postój obejmujący picie i potrzeby fizjologiczne oraz wyjazd z miasta. Tak w dużym telegraficznym skrócie można by opisać wczorajszy koncert brytyjskiej grupy Radiohead w Poznaniu.
Ale po kolei. Na koncert dotarłam w dosyć komfortowych warunkach wieziona kawałkiem naszej polskiej autostrady przez kolegę z GL. Z powrotem to i nawet krótką drzemkę sobie ucięłam. Ale chyba jednak zbyt krótką, bo dziś w pracy raz po raz zaliczam spowodowany zmęczeniem zgon, ale trzymam się dzielnie, robiąc dobrą minę do złej gry. Cała nasza czwórka dotarła do Poznania ciut po 19-tej, jednak zanim udało nam się znaleźć miejsce do parkowania, odnależć znajomych i wdrapać się po wysokich schodach na teren Cytadeli minęła 20-ta. Siłą rzeczy przegapiliśmy support Radiohead, którym był niemiecki Moderat.
Występ Moderata widziałam nie tak dawno na festiwalu Audioriver w Płocku więc z czystym sumieniem zamiast pod scenę udałam się pod toi-toi. Jakież było moje zdziwienie gdy zobaczyłam zaledwie kilka przenośnych toalet na kilkadziesiąt tysięcy ludzi a co za tym idzie ogromniastą kolejkę! Ale to dopiero początek organizacyjnej padaki, która miała miejsce przy okazji Radiohead.
Kolejną rzeczą która przyprawiła mnie o blady strach i poirytowanie były przejścia na bramkach - nie dość że wąskie to jeszcze podwójne czy nawet potrójne. Raz trzeba było przejść po to by przejść, drugi raz po to by przejść do jakiegokolwiek sektora, a trzeci po to by trafić w końcu do sektora który widniał na bilecie. Organizacyjny kogel-mogel. W końcu wyszło tak, że jakiś pan z ochrony brutalnie przedarł mój bilet na pół i nie dając mi jakiejkolwiek opaski wpuścić pod scenę. A tam już spory tłumek gotował się do koncertu Radiohead.
Dwie minuty po wyznaczonej godzinie koncertu czyli 21.00 (wiem dokładnie, bo specjalnie patrzyłam na zegarek) spod sceny rozległy się gromkie brawa i skandowanie "Radiohead! Radiohead!". Aż w końcu pięć minut po 21-ej światła zgasły i pośród ludzkiej wrzawy Radiohead wyszli na scenę. Początek koncertu nie była dla mnie niespodzianką - zaczęli od ""15 Step", "There There", „Weird Fishes/Arpeggi” i "All I Need" z ostatniej wydanej w 2007 roku płyty "In Rainbows" - czyli żywiołowo i energetycznie. Po ok. 30-tu minutach w koncertowym repertuarze Radiohead pojawiły się spokojniejsze utwory, które wprowadziły mnie w oniryczny nastrój. Apogeum tego stanu osiągnęłam na "Karma Police" i pozostawałam w nim przez dalszą część koncertu śpiewając wraz z tysiącami osób „For a minute there, I lost myself, I lost myself”. Z półprzymkniętymi oczami bujałam się rozkosznie zaczarowana przez zespół w rytm "Bangers and Mash", "Idiotigue" czy "Everything In Its Right".
W zestawie obowiązkowym koncertu nie zabrakło takich klasyków jak "Paranoid Android", "Optimistic" czy "Jigsaw". Liczyłam na "House of Cards" no ale niestety. Za to prawdziwym rarytasem był wykonany na bis i jednocześnie zakończenie koncertu "Creep". Tego kawałka zespół nie grał chyba ze sto lat. Tym mniej dziwi fakt, że uradowana tą miłą muzyczną niespodzianką publiczność odśpiewała ten kawałek wspólnie z
zespołem.
![[img:1]](/img/artykuly/zdjecia/radiohead-i-po-radiohead-relacja-z-poznania-radiohead-5532.webp)
W sumie jednak muzyka to tylko 70% sukcesu Radiohead. Resztę stanowiła niebiańska oprawa świetlna (podświetlane zwieszone z góry sceny rurki, pręty, diody czy jak to tam zwał) oraz sceniczny image zespołu, który na początku sprawiał wrażenie lekko niezadowolonego z występu. Lecz w miarę rozwoju wydarzeń coraz bardziej przełamywał lody. Do tego stopnia, że w pewnym momencie małomówny do tej pory wokalista Tom York pozwolił sobie na koszmarnie pokaleczone (ale jednak) polskie "dziękuję". Potem rozbawił mnie do łez żarcikiem z okiem. Ogólnie nieco nieśmiały z poczatku z czasem zaczął się rozkręcać. Na zmianę tańczył i zagadywał do publiczności, a reszta zespołu nie pozostawała w tych scenicznych wygłupach w tyle. Zatem nie pozostawało mi nic innego jak patrzeć, tańczyć i cieszyć się całym tym widowiskiem. Bo kto wiem kiedy będzie następne.
Tekst: Ewa Kuba.
reklama