Riverside - relacja z Ucha
Riverside to zespół przede wszystkim koncertowy. Zainteresowania ze strony publiczności nie brakuje od lat. Grupa przecież ma w dorobku koncerty z legendarnym Teatrem Snów. Nie dziwne więc, że udało się zorganizować trasę, liczącą blisko 50 koncertów w całym kraju i za granicą. W tym dwa koncerty w Trójmieście, jeden po drugim. Był to swoisty eksperyment.
28 września Riverside zagrał w Gdyni, a dzień wcześniej w Parlamencie w Gdańsku. Jak się okazało udany, gdyż kilkanaście osób wybrało się na oba koncerty. W sumie ponad 650 sprzedanych biletów. Trasa jest pierwszym sprawdzianem dla wydanej w czerwcu płyty Anno Domini High Definition. Płyty innej od poprzednich. Także fani z zaciekawieniem czekali na występ na żywo.
Pierwsze osoby zaczęły gromadzić się w klubie już kilka minut po 19. Ku ich zaskoczeniu była okazja na wymianę paru zdań z zespołem i zdobycie podpisów na najnowszym krążku.
Kwadrans po ósmej światła zgasły i na scenę weszło czterech muzyków, ubranych w ciemne podkoszulki. Jako pierwsze zabrzmiało „02 Panic Room". Zespół i publika początkowo zdawali się być senni. Pierwsze ożywienie nastąpiło po kilku minutach, gdy Mariusz Duda sięgnął po gitarę akustyczną i zabrzmiały pierwsze takty „In Two Minds”. Utworu nigdy wcześniej niegranego na koncertach. Wielkie poruszenie wywołało natomiast utwór „Hiperactive” z ostatniej płyty, a atmosfera zagęszczała się już z minuty na minutę.
Energiczne piosenki z ADHD przeplatane były nastrojowymi z „Out of Myself’. Każdy kolejny utwór był nagradzany gromkimi brawami. Nie trzeba było mobilizować publiki. Ruszali się i śpiewali razem z zespołem. Każdy z członków zespołu miał swoją chwilę by zaprezentować swoje umiejętności. Liczne piękne długie solówki wykonywane zarówno na gitarę, jak i klawisze dodawały smaczku tego wieczoru. Dominujące oświetlenie w kolorze czerwieni, koloru notabene przewodniego ostatniej płyty, wpasowało się idealnie do wnętrza klubu. Gdy zespół po raz pierwszy zszedł ze sceny, publika zaczęła skandować „jeszcze siedem”, nawiązując do słów Mariusza Dudy, że w Uchu grali już koncert z pięcioma bisami. Ostatecznie skończyło się na czterech dodatkowych numerach, z rewelacyjnym „Rapid Eye Movement” na sam koniec.
Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że na koncercie obecny był również znany trójmiejski gitarzysta Grzegorz Skawiński. Usłyszeliśmy wszystkie utwory z ostatniej płyty, najlepsze z tych starszych oraz dwa wcześniej nieprezentowane, więc chyba nikt nie wyszedł z koncertu rozczarowany. Koncert w Uchu był piątym z kolei na trasie. Można domniemywać, że koncert w Gdyni był właśnie tym, na którym zespół złapał falę i zaczął grać na miarę swoich (wysokich) umiejętności.
Tekst i zdjęcia: Sabina Lawrów