Werbińska i Pawlina w Daily Blues - relacja
Piątkowy koncert w sopockim Daily Blues upłynął pod znakiem autentycznych dźwięków z nad Missisipi. Co jest o tyle wyjątkowe, że na scenie pojawili się nie amerykanie, a rodzimi muzycy – Gosia Werbińska i Błażej Pawlina. Nastrojowy i zadymiony klub, pozytywna energia oraz łatwo wyczuwalna frajda z grania dodawały duetowi naturalności.
Koncert miał ponadto jeszcze jeden szczególny wymiar. Muzycy, którzy są regularnymi bywalcami trójmiejskich klubów, wystąpili po raz pierwszy po wygranej na Rawie Blues Festiwal. Dla przypomnienia – najważniejszej polskiej imprezy tego typu. Niezmiernie miło było patrzeć na tę radość bijąca od muzyków, którzy z przymrużeniem oka kilkukrotnie przypominali o swoim zwycięstwie.
Początkowo zmartwił mnie fakt, że zdecydowaną większość zebranych stanowili starzy fani bluesa. Czyżby ojciec chrzestny współczesnej muzyki rozrywkowej był na wymarciu? Na szczęście w miarę mijającego czasu klub wypełnili również młodzi słuchacze.
Gosia i Błażej naprzemiennie serwowali nam kompozycje własne jak i standardy. Zaczęli melancholijnie od „Got To Be Good”, czy „Summertime” z głębokimi solówkami na akustyku. Z każda minutą było coraz bardziej skocznie i dynamicznie. Punktem zwrotnym, chyba nie tylko dla mnie był moment, gdy Pawlina wziął do rąk jakże rzadko spotykaną gitarę Dobro. Jej ostry, metaliczny, szorstki dźwięk, specyficzny dla rdzennej odmiany bluesa, sprawił że w jego sprawnych rękach stał się gwiazdą tego wieczoru.
Byłoby błędem pominięcie kobiecej połówki duetu. Trzeba mieć niemałe umiejętności i odwagę, by zmierzyć się wokalnie z takimi przebojami jak „Unchain My Heart” czy “Ain't No Sunshine When She's Gone”. Efekt bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Wokalistka bardzo swobodnie porusza się pomiędzy stylami – od nostalgicznego bluesa poprzez radosny swing i soul, na współczesnym hip-hopie kończąc.
Widać było, że muzycy bardzo dobrze czują się ze sobą na scenie. Improwizowali spontanicznie i z łatwością, za co ostatecznie nagrodzeni zostali burzą oklasków. Przybyli nie tak łatwo dali zejść ze sceny duetowi, który parokrotnie musiał wracać z bisowymi numerami.
Tekst i foto: Sabina Lawrów.