15 czerwca 2010
15:33
Europe, Fun Lovin' Criminals i Muniek na Wiankach 2010 w Warszawie
Europe, Fun Lovin' Criminals i Muniek Staszczyk będą gwiazdami tegorocznych Wianków warszawskich. Impreza ze względu na zagrożenie powodziowe odbędzie się wyjątkowo Pod Pałacem Kultury i Nauki, 19 czerwca br.
Formacja Europe powstała w 1979 roku i do 1983 roku nosiła nazwę Force. Grupę założyli przyjaciele Joey Tempest – wokalista i lider zespołu oraz John Norum – gitarzysta. W pierwszym składzie towarzyszyli im również Peter Olsson, na gitarze basowej oraz Tony Reno na perkusji. W 1983 roku zespół wygrał konkurs młodych talentów i otrzymał szansę na nagranie swojej debiutanckiej płyty „Europe”. W roku 1986 nastąpił wielki przełom w karierze Europe – trzeci album – „The Final Countdown” zapewnił formacji światową sławę. Singiel z utworem o tym samym tytule rozszedł się w ponad 8 milionach egzemplarzy.
W 1992 Europe zawiesił swoją działalność, aby spotkać się ponownie 11 lat później i reaktywować zespół. Muzycy spotkali się po latach w składzie w jakim grali od 1984 roku: Joey Tempest – śpiew, John Norum – gitara, John Levén – gitara basowa, Mic Michaeli – instrumenty klawiszowe, Ian Haugland – perkusja. Do starego składu zabrakło jedynie gitarzysty Kee Marcello. Efektem spotkania po latach okazał się szósty album zespołu „Start From The Dark” wydany w 2004 roku entuzjastycznie przyjęty przez wiernych fanów oraz krytyków. Muzycy powrócili do korzeni z czasów przed „The Final Countdown”, a ich kolejny album „Secret Society” był jeszcze bardziej hard rockowy niż poprzedni.
Europe to dzisiaj dojrzały rockowy zespół. Teksty ich piosenek również zmieniły swój charakter – są znacznie bardziej osobiste i refleksyjne. Warto przytoczyć przykład singla "Always the Pretenders" promującego album „Secret Society”, który został zainspirowany tragicznymi wydarzeniami 11 września 2001 roku.
Najnowszy album Europe - „Last Look at Eden” pojawił się na rynku w sierpniu 2009 i zebrał mnóstwo pozytywnych opinii. Obecnie trwa jego trasa koncertowa po Europie i Azji.
Historia Fun Lovin' Criminals sięga 1993 roku, klubu Rave Club Limelight. Wtedy właśnie spotkały się trzy 'czarne' charaktery, które dwa lata później stały się znane młodzieży na całym świecie. Cała trójka pracowała w klubie: Huey pracował w barze, Fast był kasjerem a Steve zajmował się tzw. public relations. Potem także zamieszkali razem. Zanim jednak się spotkali ich losy były różne. Będąc pod dużym wpływem muzyki z jaką stykali się na co dzień w klubie Limelight, zaczęli przygrywać w domu na perkusji i keyboardzie tworząc swój własny styl techno [!] o którym teraz wstydzą się nawet mówić. Na szczęście Huey akompaniował na gitarze, grając coś podobnego do bluesa. Nie wiadomo jak to się stało, ale zaczęli być naprawdę dobrzy. Grali ten swój kryminalny hip hop oglądając stare policyjne filmy z wyłączoną fonią. Rok 1995. Zdecydowali, że chcą pokazać to, co robią większej grupie ludzi. Tą 'większą grupą' była garstka zaledwie 10 osób, które przypadkiem zjawiły się w Limelight. Koncert trwał 10 minut. Niecały miesiąc później siedzieli w studiu z podpisanym z EMI kontraktem w kieszeni. Jedną z dziesięciu osób, które obejrzały ich pierwszy występ był Davitt Sigerson - dyrektor EMI...
Pierwsza płyta Pierwsza płyta Fun Lovin' Criminals "Come Find Yourself" ukazała się 20.05.96 roku i od razu zapewniła zespołowi pozycję w ścisłej czołówce. Był to jeden z najlepszych debiutów 96 roku. Album "Come Find Yourself" nagrali w pięć dni. Wytwórnia kazała im jednak wrócić do studia na następne trzy tygodnie, stwierdziwszy, że nikt nie nagrywa całej płyty w pięć dni. Zespół posłusznie zamknął się w studiu raz jeszcze. Oglądali filmy, zapijali się na umór, biegali po włoskie jedzenie, ponieważ akurat za rogiem mieli włoską dzielnicę. Po kilkunastu dniach byli już tak znudzeni, że skonstruowali gigantyczną katapultę na dachu swojego domu. Strzelali z niej jajkami i owocami. "Nie robiliśmy nic, co miałoby związek z muzyką" - mówi Huey - "Piosenki były przecież już dawno skończone".
Pierwsza płyta Pierwsza płyta Fun Lovin' Criminals "Come Find Yourself" ukazała się 20.05.96 roku i od razu zapewniła zespołowi pozycję w ścisłej czołówce. Był to jeden z najlepszych debiutów 96 roku. Album "Come Find Yourself" nagrali w pięć dni. Wytwórnia kazała im jednak wrócić do studia na następne trzy tygodnie, stwierdziwszy, że nikt nie nagrywa całej płyty w pięć dni. Zespół posłusznie zamknął się w studiu raz jeszcze. Oglądali filmy, zapijali się na umór, biegali po włoskie jedzenie, ponieważ akurat za rogiem mieli włoską dzielnicę. Po kilkunastu dniach byli już tak znudzeni, że skonstruowali gigantyczną katapultę na dachu swojego domu. Strzelali z niej jajkami i owocami. "Nie robiliśmy nic, co miałoby związek z muzyką" - mówi Huey - "Piosenki były przecież już dawno skończone".
Druga płyta Oczekiwania wobec kolejnej płyty - "100% Colombian" były po tak dobrym początku ogromne. Fani nie zawiedli się . Stworzyli piosenki, które w tej chwili są już legendą. Świetny singiel "Love Unlimited" na stałe zagościł na imprezach, pod prysznicami, w samochodach.... To samo stało się z utworami "Big Night Out" i "Korean Bodega".
Kolejnym albumem, który ukazał się na rynku była płyta "Mimosa"- w pełni ukazująca fascynację latami 30., którą widać było już płycie "100% Colombian" - ostre rockowe gitary zastąpione zostały bujającymi, swingowymi rytmami. Hip-hopowo wykrzykiwane refreny ustąpiły miejsca spokojnie nuconym, wręcz mruczanym wersom. Rock'n'rollową energię zastąpił niespotykany klimat. Klimat gangsterskiego półświatka Nowego Jorku lat 30 - tych. Oprócz przeróbek piosenek innych wykonawców znajdują się tu także utwory z repertuaru zespołu, wszystkie w całkowicie nowych wersjach. Jest więc największy przebój Fun Lovin' Criminals z pierwszej płyty - "Scooby Snacks" w spokojnej, wręcz balladowej wersji. I mimo, iż nie ma tu już ostrej, elektrycznej gitary, mocnego, pulsującego basu i dialogów z filmów Quentina Tarantino, ta wersja wydaje się być nawet lepsza niż pierwowzór, jest o wiele bardziej dorosła, spokojniejsza ale dojrzalsza.
W 2001 roku ukazała się kolejna płyta FLC "Loco", która powstawała w studio na Hawajach i w Nowym Yorku. FLC współpracowali przy tej płycie ze swoim ulubionym kolegą Timem Lathamem. W 2005 ukazał się piąty album "Livin' In The City", nakładem wytwórni Sanctuary. To kolejna porcja muzyki, która - podobnie jak ta ze znakomicie przyjętego "Welcome To Poppy's" z 2003 r. - jest refleksem nocnego życia i pulsu miasta. A, że jest to rzeczywiście coś niezwykłego ze strony FLC, dowodzi intrygujący video-clip do pierwszego singla z nowej płyty - "Mi Corazon"!
Formacja Fun Lovin’ Criminals po pięciu latach powraca z nowym albumem. Szósta płyta w dyskografii nowojorczyków zatytułowana będzie “Classic Fantastic” i do sprzedaży trafi już 1 marca. Tymczasem dzisiaj prezentuję Wam pierwszy singiel, do którego zrealizowano teledysk. Utwór zatytułowany jest tak samo jak nadchodząca wielkimi krokami płyta. Brzmieniowo jest tak, jak zawsze, czyli czuć groove, lekkie jazzowo-bluesowe gitarki i dobrze nastrojone instrumenty dęte.
Zygmunt Staszczyk - częstochowianin z urodzenia, warszawiak z wyboru - z niejednego już pieca chleb jadł. 28 lat temu założył T.Love, formację bez której polski rock byłby uboższy i mniej kolorowy. No i bylibyśmy głupsi o tyle znakomitych tekstów… Lider T.Love od zawsze jednak zdawał sobie sprawę z tego, że istnieje życie poza jego macierzystym zespołem. Poza Szwagremkolaską , szukał wyzwań, u boku m.in. Myslovitz , Zipery, Pidzamy Porno, Habakuka, czy też Krzysztofa Krawczyka. Dzisiaj – dokładnie: w połowie marca - postanowił zadebiutować po raz drugi. I choć dostrzegliście pewnie już pierwszy siwy włos na Muńka skroni, artystycznie wciąż jest niepokornym dzieciakiem, który tekstami celnymi jak kamienie posłane z procy, chce wybijać szyby w oknach waszych spokojnych mieszczańskich sypialni.
Jego solowy projekt nazywa się Muniek i płyta też „Muniek” – jakżeby inaczej? Bo Staszczyk nie wymyślił się na tę okazję od nowa, nie stroi się w cudze fatałaszki, nie udaje. Jest dokładnie taki, jakim znamy go z T.Love, tylko być może bardziej dojrzały. Mniej cyniczny, z większą wyrozumiałością traktujący bohaterów swoich, jak zwykle do bólu życiowych, tekstów. Usłyszymy więc o samotności w tłumie wielkiego miasta („Tina”), seksualnych podbojach podtatusiałych królów parkietu („Stary Boy”), dramatach rodzinnych o kryminalnym drugim dnie („Kain i Abel”). Warto też zwrócić uwagę na numer „Święty” będący autobiograficzną podróżą na PRLoswskie podwórko Muńka w rodzinnej Częstochowie , oraz na dwie piosenki, w których dzieli on mikrofon ze wspaniałymi wokalistkami: Korą („Njutella Marcella”) i Anną Marią Jopek („Dzieje grzechu”).
Bo Muniek solo to nie znaczy, że Muniek sam. I nie tylko o znakomitych gości tu chodzi. Drugim filarem projektu jest bowiem gitarzysta, kompozytor i producent Jan Benedek, doskonale znany wszystkim fanom T.Love (grał w zespole na początku lat 90., to spod jego palców wyszły takie numery jak „Warszawa”, „King” czy „Dzikość serca”). Zespół uzupełniają: perkusista Ułan (na koncertach wymiennie z Budzikiem, grającym na bębnach technicznym T.Love), basista Jacek Szafraniec i klawiszowiec Michał Marecki. Producentem muzycznym płyty jest Benedek realizacją wspólnie z Jankiem zajął się Leszek Kamiński. - Włożyliśmy w to całe serducho, poświęciliśmy tej płycie dużą część naszego życia i zobaczymy, co teraz się stanie – mówi Muniek. - A jeśli ludzie płyty nie kupią, albo nie przyjdą na koncert, to chyba deprecha mnie nie złapie i nie popełnię samobója. Długo w tym wszystkim siedzę i wiem, co robię. Sto procent prawdy. „Muniek” jest płytą nagraną przez facetów, którzy wiedzą, co robią.
więcej: estrada.com.pl
reklama