6 sierpnia 2011
09:53
Pobłogosławieni przez Erykę Badu - relacja z koncertu w Gdańsku
"Podejdźcie pod tę piep**oną barierkę" - po tych słowach Eryki Badu dopiero koncert tak naprawdę się rozpoczął. Pierwsze pięć piosenek (na siedząco) należy jak najszybciej wymazać z pamięci.
Już w drodze na koncert wiedziałam, że miejsca siedzące na płycie to nie będzie dobry pomysł. Widziałam kilkakrotnie na żywo naszą królową i za każdym razem było energetycznie, tanecznie.. tak, że człowiek nie mógł ustać w miejscu. Sama Erykah zawsze uwielbia kontakt z publicznością, dosłownie - taki na wyciągnięcie ręki. Tym razem nie było inaczej. Po zaledwie kilkunastu minutach Erykah wypowiedziała magiczne słowa "Goodnight Poland" i ochrona zdecydowanie wyluzowała (przed tym zawracali fanów na miejsca). A po słowach wspomnianych w nagłówku wszyscy powolutku, bez pchania się, tanecznym krokiem podeszli pod scenę.
Mała obserwacja socjologiczna... publiczność Eryki się starzeje. Na pierwszych koncertach w Warszawie była w większości młodzież ok. 20-tki, dziś, kilka lat później, widziałam tych samych ludzi, po prostu kilka lat starszych, nowego narybku brak :(
Muzycznie - z jednej strony dobrze, że usłyszeliśmy największe przeboje artystki. Zawsze świetnie się człowiek bawi do dźwięków, które dobrze zna, ale liczyłam na więcej kawałków z ostatniej "dwupłytówki" królowej. Zwyczajnie chciałam zobaczyć jak sprawdzają się na żywo. Ku uciesze moich bioder znalazło się miejsce dla fenomenalnego "Window Seat.". Jak zawsze, Badu przywiozła ze sobą kilkunastoosobowy zespół - 11 osób + Erykah. Były dwa zestawy perkusyjne, 4 osoby w chórkach (w tym niezastąpioną i dobrze nam znaną z poprzednich koncertów Keishę Jackson, Koryan Wright - siostra Eryki), czy chociażby Dwayne Kerr grającego na flecie poprzecznym, który w berecie i szelkach wyglądał zupełnie jak Bill Crosby sprzed lat. :)
Piękna Erykah ubrana była tego wieczoru na biało, na nogach 20 cm czarne szpilki, na głowie związane w kucyka włosy i niebieski kapelusz. Dalej świetnie się trzyma i zupełnie nie wygląda na niedawno skończone 40 lat. Koncert uduchowionej Eryki nie mógłby się odbyć bez szamańskich rytuałów - na sam koniec koncertu błogosławiła nam i życzyła miłości, owoców, pięknych kwiatów....
Na widowni wczoraj nie mogło zabraknąć Hirka Wrony, największego autorytetu w dziedzinie "czarnych" dźwięków" w kraju nad Wisłą, a zarazem największego fana tej muzyki. Wyglądało na to, że mu się podobało!
I mnie również! Szczerze polecam dzisiejszy koncert w Warszawie i jutrzejszy we Wrocławiu.
tekst: Sabina Lawrów
Fotogaleria
Foto: Jerzy bartkowski
Foto: Mariusz Pszczółkowski
reklama