Doskonałe emocje ubrane w słowa, dźwięk i światło - fotorelacja z koncertu FINKA
Bez wątpliwości Fin(k)a można zaliczyć już do grona najlepszych singer-songwriterów (polska nazwa by się w końcu przydała!) naszych czasów. Na dowód mamy cztery rewelacyjne płyty w zaledwie 5 lat. Greenall zaczynał od dj’owania w angielskich klubach, potem przyszła produkcja pierwszych kawałków Amy Winehouse i współpraca m.in. z Johnem Legendem. Fin z płyty na płytę coraz bardziej przechodzi na folkową stronę mocy, zamieniając elektroniczne zdobniki na organiczne i tradycyjne brzmienie. Nawet w ostatnich tygodniach zapuścił folkową brodę, dołączając tym samym do elitarnego grona Folk Music Beard Community.
Jego urok kryje się też w tym, że to sympatyczny skromny facet z sąsiedztwa. Uwielbiany przez kobiety, które marzą by ich mężczyzna śpiewał im takie ballady (słowa są niezwykle ważne u Finka), ale i mnóstwo chłopaków, którzy zapewne identyfikują się z Finem, który tak naprawdę jest trochę nieśmiały i poprzez muzykę komunikuje się ze światem. Pewnie też dlatego, cały koncert wyśpiewywał swoje wdzięczne miłosne historie z przymkniętymi oczami.
W oparach dymu rozpoczęli (podkreślam mnogą liczbę, bo to już pełnoprawny trzyosobowy zespół) od łagodnych "Ciastek", by zaraz potem przejść do rytmicznej "Doskonałej Ciemności". Później zostaliśmy uraczeni pulsującymi „Jagodowymi Naleśnikami”, a dźwięki z każdą minutą nabierały coraz więcej kolorów. Fin, Guy i Tim pokazali wszystkie odcienie muzyki gitarowej od bluesa, folku do czystej akustycznej muzyki na kultowym Martinie. Nie pomijając efektów puszczanych gdzieś z reżyserki (przecież cały czas to jednaklegendarna wytwórnia electro Ninja Tune). Była też stylowa hybrydowa gitara Godin, która pozostawiała elektryczny rockowy posmak. Transowy rytm wygrywany techniką fingerpicking podkreślało specjalnie przygotowane na tę trasę oświetlenie, które pięknie wkomponowało się w artystyczny wystrój Blue Note. Twórcami spektaklu świateł byli 59 Productions, którzy mają za sobą współpracę m.in. z samym Jonsi z Sigur Rós.
Jednak to seksowny baryton górował nad wszystkim. Porywał i wzniecał ogień gdzieś bardzo głęboko... Bo Fin dotyka delikatnie, ale jak już cię muśnie to takie uczucie wzrasta z każdą minutą i potem nie ma już odwrotu. Łapiesz tego bakcyla i wracasz z nim do domu odmieniony raz na zawsze. Można Greenalla i spółkę wsadzić w wiele szufladek, ale wszystkie one i tak nie oddadzą całości Finka. Najchętniej nazwałabym to jak jeden tag w last.fm - music from sensitive man.
Okropne było tylko to, że występ był tak krótki, a konkretnie za krótki o jakieś 12 godzin. Ale może za kilka miesięcy jeszcze powróci, bo trasa podobno ma trwać jeszcze rok.
Tekst i Zdjęcia: Sabina Lawrów
Mój głos to zasługa papierosów i alkoholu - rozmowa z Finem Greenallem
Galeria zdjęć z koncertu: Fink @ Poznań, Blue Note 19/11/2011
Video z koncertu