Red hoci dali z siebie wszystko - relacja z Impact Festivalu
Żar lał się z nieba, a do tego jeszcze z głośników. A to wszystko dlatego, że w piątkowy wieczór LiveNation postanowiło zorganizować pierwszą edycję Impact Festivalu.
Bemowo ponownie stało się świadkiem wielkiego wydarzenia. Ten kto mieszka w pobliżu nie musiał nawet wychodzić z domu aby móc poczuć się jego częścią. Gwiazdę wieczoru - Red Hot Chili Peppers - słychać i widać było w promieniu kilkuset metrów. Na warszawskim Bemowie wystąpili poza tym: Kasabian, The Vaccines, The Charlatans, Public Image Ltd, I Blame Coco, wokalista Mattafix Marlon Roudette oraz Power of Trinity i Chemia.
Tegoroczne lato jest wyjątkowe. Praktycznie nie ma weekendu w czasie którego nie odbywałyby się mniejsze lub większe festiwale, co więcej czasem pokrywają się one ze sobą stawiając człowieka przed trudnym dylematem wyboru. Jednakże ten koncert i festiwal przejdzie do historii jako jeden z największych. I pozbawiony wątpliwości. Nie tylko za sprawą dobrego nagłośnienia (to akurat rzadko się zdarza na Bemowie) i ciekawych wizualizacji ale głównie dzięki cudnej grze "Red hotów". Mówi się, że człowiek wygląda na tyle lat na ile się czuje. Jeśli faktycznie tak jest to "Red hoci" czują się na osiemnaście, bo choć faktycznie zbliżają się do pięćdziesiątki i są brzydcy jak sto diabłów, to na scenie ruszają się jakby byli młodymi bogami i mieli po lat dwadzieścia. Rozszalały wokalista Anthony Kedis i wyczyniający akrobacje na rękach basista Flea muszą chyba nieźle pociskać na siłce albo kupować naprawdę dobre zioło aby być w takiej formie. Zazdroszczę. Nie tylko kondycji fizycznej ale i sprawności muzycznej, cudnych gitarowych solówek w wykonaniu Josh Klinghoffer i udanej setlisty, na której nie zabrakło moich ulubionyvh "Under the Bridge" i "Californication", "Give It Away", "Scar Tissue", "Can’t Stop" i "By The Way" oraz klasyków w stylu "Sir Psycho Sexy" a na deser coveru Davida Bowie - "Warsaw". A wszystko to podlane energią, energią i jeszcze raz energią! Blisko dwie godziny testosteronu w czystej formie na długo pozostanie w mojej głowie.
Tekst: Ewa Kuba. Foto: materiały prasowe.