Planet of The Abs - trzy koncerty w Polsce
Na przełomie sierpnia i września na trzy koncerty do Polski przyjedzie Planet Of The Abts. W skład której zespołu wchodzą m.in. muzycy Gov't Mule.
Planet Of The Abts - Stwórzmy zespół nie z tej ziemi - krzyknął kiedyś w autobusie do Jorgena Carlssona, perkusista Gov’t Mule, Matt Abts. Niby nic w tym dziwnego bo Jorgen jest basistą Gov’t Mule, a jechali autobusem na Mountain Jam właśnie ze swym macierzystym zespołem. Jak się domyślacie Gov’t Mule. Wracając z owego festiwalu Jorgen wykrztusił w końcu z siebie to o czym przez ostatnie trzy dni ustawicznie myślał; Ok ok., niech to faktycznie będzie zespół nie z tej ziemi – Planeta Matta Abtsa. 0czywiście oni wiedzieli o czym mówią. Warren Haynes prawie od roku wędrował po świecie ze swym solowym projektem Warren Haynes Band. Mule praktycznie w 2011 roku nie koncertowali. Nic więc nie stało na przeszkodzie aby ruszyć z czymś własnym. Początków Planet Of The Abts szukać należy jednak wiele lat wcześniej. Na przełomie 1999 i 2000 roku za sprawą Matta Abtsa i Allena Woodego, ówczesnego genialnego basisty Gov’t Mule powstał koncertowy projekt, Blue Floyd a chwilę później Beatlejam. Ale to głównie Matt nalegał, aby powołać do życia obydwa projekty. Miał najwięcej wolnego czasu. Warren i Allen zaangażowani byli dodatkowo w The Allman Brothres Band. Tak więc bywały okresy, że Matt po prostu się nudził. A należy raczej do gatunku tych nadpobudliwych. Zawsze ciągnęło go w kierunku bardziej rozbudowanych form. Jak sam wielokrotnie powtarzał – uwielbiam progresję. We wszystkim. Blue Floyd, którego trzon stanowili Matt Abts, Allen Woody, Berry Oakley Jr. (tak, tak , to syn Tego Berrego) i wyśmienity klawiszowiec, legendarny Johnny Neel. Grali głównie utwory Pink Floyd, fantastycznie zmienione na własną modłę. Ale trafiały się również perły w postaci utworów King Crimson, Procol Harum czy Van Der Graf Generator. Z kolei projekt Beatlejam to bardzo swobodnie potraktowane utwory The Beatles i Grateful Dead. Zmieniali się jedynie na scenie gitarzyści. Audley Freed, Marc Ford, John Scofield, Rich Robinson czy sam Warren Haynes. Nie było to jednak wierne kopiowanie klasycznych utworów. Nieskrępowni żadną stylistyką, po prostu bawili się muzyką. Możecie sobie wyobrazić Shine On You Crazy Diamond w absolutnie porywającej bluesowej konwencji? Zapewniam was, że nie odebrali ani kruszyny z piękna oryginału.
Jak widać progresywne duchy przeszłości od dawna kołatały się w głowie Matta. Myślę, że to już wtedy rodził się Planet Of The Abts. Kiedy Gov’t Mule zawiesił na rok działalność postanowili z Jorgenem trochę poeksperymentować. Jorgen zachwycony wczesną, nieco psychodeliczną twórczością Gov”t Mule doskonale wiedział o co Mattowi chodzi. Mając do dyspozycji Roger’s Boat Studios, którego Jorgen jest współwłaścicielem zaczęli spotykać się regularnie. Carlsson, fantastyczny basista, podczas tych sesji obsługiwał również instrumenty klawiszowe. Pewnie pogrywali by sobie tak do dziś; dla relaksu , ale pewnego dnia Jorgen przyprowadził na próbę swego wieloletniego przyjaciela, wspaniałego gitarzystę T – Bone Anderssona. Obydwaj są Szwedami, którzy swego muzycznego szczęścia postanowili szukać w USA. Jak wspominał Matt Abts, pierwszym utworem, który zagrali z T-Bone był… No Quarter z repertuaru Led Zeppelin. Podobno T-Bone popłynął dokładnie w tą stronę, w którą, zamierzali wyruszyć Jorgen i Matt. Odpowiednia chemia pojawiła się natychmiast. Pojawiło się również to coś, co powoduje, że grający ze sobą muzycy, doskonale słyszą swoich kolegów, Taka totalna symbioza pojawia się w niewielu zespołach. Matt Abts geniusz swego instrumentu. Od nominacji do nagrody Grammy za mułowski Sco- Mule i miano najlepszego perkusisty świata w Drum Magazine ,mówiono, że jest jedynym muzykiem, który godnie zastąpił Johna Bonhama. Faktycznie, jego oszołamiająca, niezwykle mocarna gra w skomplikowanej, bardzo otwartej stylistyce tak Gov’t Mule jak i Planet Of The Abts może przyprawić wszystkich o zawrót głowy. Jorgen, który również odrobił z najwyższą notą swą arcytrudną lekcję w Gov’t Mule, powoduje, że brzmią z Mattem jak monolit. Zjawiskowy T-Bone grający niezwykle nowatorsko, idealnie wpasował się w psychodeliczny, potężny świat stworzony przez Planet Of The Abts. Dwóch maksymalnie zakręconych Szwedów i ja. Z tego musiało wyjść coś dziwnego – wspomina Matt. Dziwnego i wyjątkowo pięknego. Ich jedyny do tej pory album zachwyca od początku do końca. Niczym nie ograniczeni, nie związani z żadnym muzycznym nurtem zagrali po prostu swoje. Rzeczywiście muzyka nie z tej ziemi; Planeta Abtsa. Warren, który z początku dość sceptycznie podchodził do projektu swych kolegów, usłyszał ich po raz pierwszy na koncercie. Jak mi mówił, to było coś wręcz nieludzkiego. Jakbyś wrzucił do jednego tygla muzykę King Crimson, Hawkwind, Free, wczesny Pink Floyd czy Toola. To było niewiarygodne. Wychodzili na scenę bez przygotowanej setlisty. Ktoś rzucał tytuł następnego utworu a oni to grali. Oczywiście, gdy pojawił się No Quarter, Warren nie wytrzymał i wyszedł do nich na scenę. Ale jak sam przyznaje, poczuł się tam niepotrzebny. Oni stanowili już prawdziwy zespół. Z takimi nazwiskami nie trudno było im wyruszyć w trasę. Wszędzie przyjmowani owacyjnie, utwierdzali się jedynie w przekonaniu, że to co grają i to w jaki sposób postrzegają swoje granie w tym zespole, trafia na niezwykle podatny grunt. W ten sposób narodził się kolejny, muzyczny gigant. Jak kiedyś – Gov’t Mule. Nie przesadzam, przekonacie się o tym niebawem sami. Tim Palmieri z The Breakfast powiedział, że właściwie wszyscy chcieli tak grać, ale nikomu nie starczyło odwagi. Planet Of The Abts jak kiedyś Gov’t Mule, przetarli szlak. Nie próbujcie ich nawet szufladkować. To na nic się nie zda. Grają bardzo nowoczesną muzykę, mocno osadzoną w przeszłości. Inaczej przecież nie można. Coś musi stanowić drzwi, przez które w końcu trzeba przejść i szukać własnego brzmienia. Muzyczny język, którego używa na swym porywającym albumie i koncertach Planet Of The Abts, przypomina mi bardzo dźwiękowy slang Grateful Dead. Tyle że w POA jest ciężej, dużo ciężej i dusznej. Nie ma tu dłużyzn, choć w każdym utworze aż roi się od genialnych, aranżacyjnych i brzmieniowych pomysłów. Wydaje mi się, że tak jak wspominałem wyżej, kiedyś Gov’t Mule, dziś POA wytycza szlak dla bardziej odważnych. Trzech wirtuozów stworzyło potężną, natchnioną, mocno uskrzydlającą muzykę. POA jest też chyba znakiem czasów. Zespołów o mocnym, psychodelicznym zabarwieniu pojawia się na świecie coraz więcej. Niektórzy jeszcze szukają. Inni świadomie rezygnują z komputerowych efektów i grają żywą muzykę. Planet Of The Abts z całą pewnością należy do elity najmocniejszych. Wyobraźcie sobie lawinową perkusję, rodem z When the Levee Breaks Led Zeppelin, gitarę z holenderskiego Focusa, bas z Rush i klawisze z Echoes Pink Floyd zespolone w całość. Podane oczywiście inaczej. Przykłady podałem jedynie po to aby łatwiej było Wam wyobrazić sobie na co możecie trafić, wybierając się w Polsce na koncert tego absolutnie wyjątkowego zespołu. Dave Matthews kiedy ich usłyszał, gdy supportowali jego band, powiedział: strach po nich zagrać. Są wielcy, a nagrali przecież dopiero jedną płytę. Świat o nich jeszcze usłyszy. Nie widziałem potężniej brzmiącego zespołu od wielu lat. Tyle Dave Matthews, a my zapraszamy Was na polskie koncerty Planety Abtsa.
Planet of The Abts zagra w Polsce w Polsce:
30 sierpnia - Kraków, Rotunda, otwarcie 18:00 - początek 19:00
31 sierpnia - Warszawa, Proxima, otwarcie 18:00 - początek 19:00
1 września - Kalisz, Hala Sportowo-Widowiskowa Kalisz Arena (festiwal
im. Pawła Bergera) początek 19:00
Bilety dostępne w sieci Eventim oraz Kupbilet oraz na stronie Tangerinemusic.pl.