Coke Live Music Festival 2012 - fotorelacja
Zakończył sie właśnie Coke Live Music Festival. Przeczytajcie relację z festiwalu.
Po zakończonej w niedzielę siódmej edycji Coke Live Music Festival możemy z całą pewnością napisać dwie rzeczy. Pierwsza: koncerty promujące album na długo przed jego wydaniem na stałe wpiszą się w grafiki światowych festiwali. Zarówno The Killers, Placebo jak i Snoop Dogg przyjechali do Polski bez oficjalnie opublikowanego nowego materiału, choć z premierowymi utworami. Druga rzecz, być może ważniejsza – hip-hop to nowy rock. Możemy zapomnieć o hip-hopowych koncertach, gdzie na scenie pojawiają się raperzy, a z nim muzykę odtwarza dj. Teraz liczą się gitary i instrumenty perkusyjne, musi być naturalny groove, a dj może jedynie stanowić dodatek do „żywego brzmienia”. Taka sytuacja miała miejsce nie tylko na koncercie The Roots, ale także podczas występu Snoop Dogga i reprezentantów krajowej sceny: grupy Tabasko oraz Pezeta & Małolata. Po tych czterech koncertach wydaje się, że to zmiana która przynosi korzyść obu stronom – publiczności i artystom.
The Killers w swoim pierwszym od wielu miesięcy występie festiwalowym pokazali, że są głodni sceny i mało kto może zagrozić ich pozycji jednego z najpopularniejszych zespołów na scenie rockowej. Ciężko wyobrazić sobie lepszy początek koncertu tego zespołu niż „Somebody Told Me” z debiutanckiego albumu, a oni właśnie tak przywitali się z 30-tysięczną publicznością. I choć sobotniego wieczora zagrali mniej nowych utworów niż podczas kameralnego, piątkowego koncertu, to w zamian fani dostali „Shadowplay” Joy Divison i właściwie same przeboje.
Z kolei The Roots w 90 minut dali pokaz totalnej wirtuozerii. To już nie jest zespół, to fenomen, który dawno przekroczył granicę zwyczajnego koncertowego grania. „You Got Me” czy „The Seed”, obudowane w instrumentalne solówki, muzyczne cytaty i rozpasane improwizacje dostają na koncercie nowej energii. Ciężko odetchnąć w tej pogoni dźwięków, a jeszcze ciężej jest pozwolić The Roots zejść ze sceny.
Występujący tego dnia na Main Stage zespół Mystery Jets wiele słyszeli o polskiej publiczności przed swoim koncertem i jesteśmy pewni, że nie wyjadą z Krakowa zawiedzeni przyjęciem. Skupienie przede wszystkim na promocji swojej nowej płyty, „Radlands” nie zapomnieli o przebojach – „Two Doors Down” czy „Half In Love With Elizabeth”.
W niedzielę na głównej scenie narodziła się gwiazda. Tego jesteśmy pewni. Kolejny występ Crystal Fighters w naszym kraju to tysiące fanów reagujących na każdy gest dowodzącego barwną ekipą Sebastiana Pringle’a i repertuar, który wydaje się nie mieć słabych punktów. A na pewno ma same jasne strony. Crystal Fighters doskonale sprawdzą się na festiwalu rockowym, elektronicznym, folkowym czy na pokazie najnowszego kombajnu, ale szczerze przyznajemy, boimy się, że następnym razem scena nie wytrzyma tego pozytywnego szaleństwa.
Niepotrzebne okazały się za to obawy fanów Snoop Dogga, że pojawi się w Krakowie w swoim nowym wcieleniu, jako Snoop Lion. Choć artysta wyszedł na scenie w jamajskim berecie, był to zaledwie jeden z trzech motywów wskazujących na jego fascynację muzyką reggae i kulturą rastafariańską. Pozostałe dwa, to w wykonanie nowego singla „La La La” oraz puszczenie utworu Boba Marleya po zakończonym występie. W czasie 70 minutowego koncertu Snoop sięgał chętnie do klasyki swojej twórczości („Gin & Juice”; „Who Am I”), utworów nagranych z innymi wykonawcami („Still D.R.E”; „Sweat”; „California Gurls”) czy aktualnych przebojów („Young, Wild And Free”).
Choć ciężko znaleźć muzyczny łącznik między kalifornijskim raperem a formacją Placebo, to właśnie festiwale są od tego by szukać porozumienia, choćby za sprawą wspólnej zabawy pod sceną fanów jednego i drugiego wykonawcy. A fani Placebo mieli się z czego cieszyć. Półtorej godziny muzyki zespołu będącego w znakomitej formie. Brain Molko nic nie stracił ze swojego magnetyzmu i nadal doskonale „czuje” scenę. Perkusista Steve Forrest, który dołączył do zespołu cztery lata temu zdecydowanie okrzepł i poczuł się pewnie w towarzystwie założycieli Placebo. Zaczęli od „Kitty Litter” z cały czas aktualnego i najmocniej reprezentowanego podczas całego występu „Battle for The Sun”, ale nie stronili od niespodzianek, choćby „I Know” z debiutu czy „Meds” wykonywanego oryginalnie z Alison Mosshart. Drugą część swojego koncertu Placebo rozpoczęli od utworu „Running Up That Hill’ z repertuaru Kate Bush. Co ciekawe, godzinę wcześniej ta piosenka odegrała istotną rolę podczas ceremonii zamknięcia Igrzysk Olimpijskich. Na bis, prócz tego coveru oraz utworów „Infra-Red” i „Post Blue”, Placebo zagrali jedyny nowy utwór - „B3”.
Coke Live Music Festival zakończył się koncertem kanadyjskiej formacji Azari & III, dokładnie w tym samym momencie, co Igrzyska XXX Olimpiady w Londynie. Kolejne Igrzyska dopiero za cztery lata, ale CLMF już za rok!
foto: Tomek Kamiński, Grzegorz Adamski