Lacuna Coil - relacja z Progresji
"Wrócimy tak szybko jak będziemy mogli" - Lacuna Coil wystapiła w warszawskiej Progresji.
Koncerty są dla mnie specyficznym rodzajem obcowania z muzyką i możliwością spotkania z jej twórcami. Sam ten fakt daje mi sporo satysfakcji, jeszcze więcej dotyczy zespołu, który bardzo lubię, a tak właśnie rzecz ma się w przypadku Lacuna Coil. 19 listopada włoska grupa zagrała w warszawskiej Progresji.
Zespół supportowała amerykańska grupa This Is She. O której przyznaję, nigdy wcześniej nie słyszałam, co więcej w zasadzie nie wiedziałam nawet kto będzie suportem. Niemniej jednak, grupa z Ameryki muzycznie zaprezentowała się w sposób profesjonalny. Jedyne do czego musiałam się chwilę przyzwyczajać to do głosu wokalistki, ale nie ze względu na słaby wokal, raczej na fakt, że czasami korciło mnie by powiedzieć, że bardziej pasuje on do popowych produkcji. Może jednak i ten kontrast ma swój urok. W każdym razie zespół wzbudził moje zainteresowanie a i sprawił, że nóżka podrygiwała w rytm muzyki.
Około godziny 21 na scenie pojawili się muzycy z Włoch, aby zaprezentować nam dwugodzinne show. Jako, że koncert był częścią trasy promującej ich ostatnie wydawnictwo, w zasadzie spodziewałam się całej masy utworów z tego albumu. Fakt, tych było kilka, jednak muzycy przygotowali dla nas również utwory, których wcale się nie spodziewałam. Koncert rozpoczęto od „I Don't Believe in Tomorrow”, właśnie z najnowszego albumu. Z nowszych kompozycji nie zabrakło również „Kill the Light” czy „Trip The Darkness”. Teraz chyba pora wspomnieć o perełkach pokroju włoskojęzycznego „Senzafine”.
W okolicach połowy występu grupa ewakuowała się do garderoby by po kilku minutach powrócić z gitarą akustyczną. Nadszedł czas na 5 utworów w odsłonie akustycznej a wśród nich: „Falling”, „Closer” ,”Within Me”, „End of Time”, „Shallow Life” . Przyznać muszę, że akustyczne wykonanie urzekło mnie również o tyle, że brzmiało lepiej niż elektryczne, bowiem ze względu na przedziwną akustykę a może nagłośnienie, niekiedy dość ciężko było usłyszeć wokalistów.
Następnie część trzecia i powrót do elektrycznych wykonań i kolejne utwory z przeróżnych albumów w tym „Our Truth”, ale spełniona poczułam się dopiero gdy usłyszałam „ Spellbound”. Naprawdę mi się podobało. Być może to kwestia mojego sentymentu do tej grupy i mojej sympatii, ale Lacuna dała mi porządnego kopa. Jedyne na co czekam, to, że wrócą niebawem, tak jak obiecali. Scabbia stwierdziła bowiem, że w Polsce podobało im się tak bardzo, ze wrócą najszybciej jak to będzie możliwe. Warto wspomnieć również, że wokalistka pomiędzy utworami dzieliła się swoimi spostrzeżeniami, między innymi nt tego, że „My Spirit” opowiada o osobach, które odeszły, im również zadedykowała ten utwór. Podobnie było w przypadku „Give Me Something More”, zachęciła do wiary w siebie i tego by nie zadowalać się byle czym. Tak oto Lacuna Coil ma szansę zapisać się w moim odczuciu jako jeden z najbardziej udanych koncertów na które dane mi było dotrzeć.
Tekst: Monika Matura