Jessie Evans - diwa berlińskiej alternatywy - relacja z Sopotu

Jessie Evans to postać nietuzinkowa, której wulkan energii wybucha przed oczyma niczego niespodziewających się słuchaczy. Niedługo przed wydaniem drugiej, bardzo oczekiwanej płyty, zawitała ponownie do Polski, tym razem z dwoma koncertami.

Jessie Evans to istna wariatka, w pozytywnym sensie oczywiście. Ilość energii i charyzmy tak wielka, że spokojnie mogłaby wypełnić największe hale i poruszyć największych flegmatyków na końcu sali. Były elementy burleski, tańce z publicznością, śpiewy i wygibasy, a muzycznie cały czas na najwyższym poziomie. Zachodzę w głowę czemu ta kobieta nie jest bardziej znana od Lady Gagy. A propo... ta druga mogłaby podpatrzeć kilka trików. Jessie umiejętnie żongluje konwencjami, ale nigdy nie przekracza granicy kiczu. To czysta przyjemność ją oglądać. 

Na takich koncertach, gdzie pojawia się 40 osób, człowiek zastanawia się co jest z nim nie tak. Przecież to świetna muzyka, wyjątkowa kobieta, światowej klasy perkusista: Toby Dammit (ten od Iggy'ego Popa) czy może jednak nie? Czemu brak zainteresowania? Tobie się wydaje, że taka osoba powinna występować na największych festiwalach, może nie jako headliner, ale taka scena namiotowa o północy - jak najbardziej! A tu trzy osoby na krzyż i nie wiadomo kto popełnił tu błąd. Czy może już czas na laryngologa, a może już na psychiatrę.. haha. Na szczęście frekwencja w Warszawie lepiej dopisała i wychodzi na to, że tylko Trójmiasto zaspało.

Na tę dziewczynę trzeba chuchać dmuchać by nie znikła ze sceny. W tym przypadku szczególnie uzasadnione jest powiedzenie, że zasługuje na więcej. Wielce utalentowana, ma dobre kompozycje, charyzmę, jest też trochę nieokrzesania, ale i sporo wariactwa. I charyzmy i siły by mimo niewielkiej ilości ludzi, wykrzesać z siebie to co potrafi najlepiej. Dużo szczęścia życzę z drugą płytą!

 tekst i foto: Sabina Lawrów

Galeria zdjęć z koncertu Jessie Evans @ Mewa Towarzyska, Sopot 06.03.2013