Najlepszy festiwal w Polsce Południowej
14 września odbyła się 5. edycja Krushfestu, określanego mianem najlepszego festiwal w Polsce Południowej, promującego ambitną rockową muzykę.
Na scenie zagrało 9 zespołów prezentujących szerokopojętą muzykę rockową, począwszy od bluesa aż po doom metal. I właśnie dzięki takiej mieszance, trudno było się nudzić, a i każdy mógł znaleźć coś dla siebei. Jeśli nigdy nie słyszeliście o Krushfeście, to niech za jego rekomendację posłużą zespoły, które już na tym festiwalu gościły-Tim Ripper Owens czyli były wokalista Judas Priest, Crimfall czy nasz rodzimy Closterkeller.To festiwal, który wciąż się rozwija, mając jednocześnie coraz więcej do zaoferowania i stając się coraz wyraźniejszym punktem na festiwalowej mapie Polski.
Pierwszym koncertem, na który dotarłam był występ grupy Pneumatic Frost, grającej death metal, nie są to może do końca moje klimaty ale z całą pewnością panowie rokują pozytywnie na przyszłość. Następnie na scenie pojawiła się grupa Iscariota, zespół z bogatą tradycją bo istniejący już od roku 1990 i specjalizujący się w przyjemnym dla ucha heavy metalu. Moimi ulubieńcami zostali jednak Steel Velvet reprezentujący z kolei rock'n' roll, panowie ciekawie prezentowali się w strojach, nawiązujących do lat.70. Przyznaję, że to chyba moje pierwsze, tak namacalne zetknięcie z muzyką z tego okresu, tym bardziej cieszy mnie, że w Polsce mamy takie zespoły.
Około godziny 18, na scenie pojawiła się formacja Phatology, która jak odniosłam wrażenie, miała być jedną z głównych gwiazd tego festiwalu, pewnie także przez wzgląd na wokalistę, którym jest Tomasz Struszczyk, znany między innymi z Turbo. O ile technicznie nie mogę im nic zarzucić, a Struszczyk dysponuje całkiem ciekawym wokalem o tyle pozostawili we mnie wrażenie, że więcej w ich koncercie performansu i to głównie wokalisty, niż muzyki. byłabym jednak ignorantem, nie oddając im chwały za śpiew a cappella gdy zabrakło prądu.
Gdy udało już przywrócić się prąd, na scenę wpadli organizatorzy festiwalu czyli zespół Krusher, tym razem z garścią coverów, było różnorodnie, usłyszeliśmy bowiem rockowe wykonanie przeboju Lady Gagi "Poker Face", jeszcze lepszą wersję "Zombie" The Cranberries (tak to możliwe), czy utwór "Vodka" Korpiklaani.. Każdy z coverów wyszedł im w zasadzie imponującą, żałuję jedynie, że nie dane było mi usłyszeć ich autorskiego "Ognia", ale w końcu takie było żałożenie.
Nieco później niż w zamierzeniu ze względu na problemy z dostawą prądu, wystąpił Trelleborg z Rosji, reprezentujący folk metal i choć ubiór wokalisty bardziej kojarzy mi się z muzyką industrial, to tylko pozory. Choć zespół ten był mi obcy, zainteresowali mnie na tyle by sięgnąć po ich albumy i stwierdzić, że brzmią tam zupełnie inaczej, a może i lepiej niż na żywo. Muzycy wykonali cover "Titanium" w moim odczuciu niestety niezbyt udany. Na zakończenie wystąpili Gods Tower czyli panowie z Białorusi wykonujący 1,5 godzinny koncert.
Jaki jest Krushfest w odniesieniu do powstających jak grzyby pod deszczu w całej Polsce festiwali ? Z całą pewnością obiecujący. Po pierwsze, cena jest przystępna (30 złotych to zaiste niewiele), fakt, może powiedzieć ktoś, nie występują tam zespoły z najwyżej półki a czasami te dopiero rozpoczynające swoją karierę, ale nie jest to w moim odczuciu wadą, biorąc za przykład choćby świetne Steel Velvet, którego pewnie nie poznałabym gdyby właśnie nie ten festiwal. Po drugie warto wspomnieć również chociażby o stoisku z gastronomią i tutaj także przystępne ceny są zaletą (5 złotych za grillowaną kiełbaskę), po trzecie to dla mnie wciąż festiwal tworzony przez ludzi z pasją, jakimi niewątpliwie są muzycy formacji Krusher, pozostaje mi życzyć im aby z roku na rok wzrastali w siłę i coraz więcej osób miało świadomość, że taki festiwal w ogóle istnieje i jest na niego miejce.
Tekst i foto: Monika Matura