Children of Bodom znowu w akcji - relacja z koncertu Children of Bodom
Na pewne koncerty chodzi się przez wzgląd na uwielbienie dla muzyków, na inne ze zwykłej ciekawości. 24 listopada w krakowskim Klubie Studio po raz kolejny mogliśmy oglądać występ kapeli Children Of Bodom.
Nie mogę nazwać się fanem Childrenów, choćby przez wzgląd na fakt, że moja wiedza na temat tego zespołu ograniczała się do kilku utworów, jednak uważam, że poszerzanie zakresu wiedzy z dziedziny muzyki, to nie tylko słuchanie nowych albumów, ale również i chodzenie na koncerty grup nieznanych. A fakt, że nie wiesz czego się spodziewać, nie ma większego znaczenia. Muszę to przyznać - niedzielny wieczór upłynął w naprawdę miłej atmosferze.
Tego wieczoru główna gwiazda supportowana była przez dwa zespoły: fińską Medeia i polski Decapitated. Pierwszy z zespołów gościł na scenie przez około pół godziny, solidnie rozgrzewając publiczność. Z kolei dobrze znany krakowskiej publiczności zespół Decapitated tylko dołożył swoją cegiełkę a oczekiwanie na główną gwiazdę, rosło z minuty na minutę.Szczerze powiem, że chyba jeszcze nigdy nie byłam na koncercie, na którym wszystko tak zgrabnie szło, trzymano się rozpiski, choć nie zabrakło przerw na uzupełnienie płynów w organizmie.
Mimo, że koncert był częścią trasy promującej nowe wydawnictwo, Panowie zaczęli od "Sixpounder" z "Hate Crew Deathroll", następnie sprawnie przeszli do "Living Dead Beat" i "Silent Night, Bodom Night", które ostatecznie rozruszało publiczność. I w końcu tytułowy kawałek z najnowszego albumu, dla tych, którzy byli ciekawi jak nowy album brzmi na żywo. Z nowego albumu zabrzmiały jeszcze "Dead Man's Hand on You" oraz "Scream for Silence". Fanów starszych dokonań zapewne ucieszyła obecność "Silent Night, Bodom Night" czy "Lake Bodom". Panowie bisowali "In Your Face".
Być może nie zostanę przesadną fanka panów z Finlandii, z całą pewnością jednak, zainteresowali mnie swoim występem na tyle, aby pogłębić nieco bardziej znajomość ich dyskografii, a jeśli jeszcze kiedyś odwiedzą nasz kraj, to wybiorę się aby ponownie ich zobaczyć.
Foto: Romana Makówka
Tekst: Monika Matura