Devil is a loser ? - relacja z koncertu Lordi w Krakowie
8 grudnia w krakowskim Klubie Kwadrat zagościła wesoła kompania rodem z Finlandii, a że niedziela z całą pewnością miała zimowy klimat, zespół postanowił nas nieco rozgrzać.
Większość z Was kojarzy być może Lordi z sukcesu, jaki odniosła na Eurowizji w 2006 roku i słusznie, choć warto wspomnieć, że muzycy datują początek swojej akrtywności muzycznej na rok 1992. Koncert był idealną okazją, by przekonać się co takiego mają w sobie te potwory ze skandynawskich okolic, że udało im się wygrać konkurs europejskiej piosenki.
Nim na scenie zagościła główna gwiazda, publicznośc przy ponad półgodzinnym secie rozgrzała formacja Exlibris z Warszawy. Panowie grają muzykę utrzymaną w klimacie heavy/power metalu na poziomie, którego nie powstydziłyby się kapele z zagranicy. Dodatkowym smaczkiem był cover "Fight for Your Right" z repertuaru Beastie Boys.
Koncert Lordi był częścią trasy promującej najnowsze wydawnictwo Finów a mianowicie “To Beast Or Not To Beast”. Jednak myliłby się ten, kto uważał, że usłyszy wyłącznie nowe utwory, tych bowiem pojawiło się dosłownie kilka, a wśród nich "The Riff" czy "Sincerely With Love", ze specjalną dedykacją i z prośbą skierowaną do publiczności aby wyciągnęła środkowy palec.
Muzycznie było raz dynamicznie, innym razem spokojnie. A moze po prostu na tyle spokojnie na ile Lordi potrafi. Cieszyła obecność starszych utworów porkoju "Who's Your Daddy?", "Blood Red Sandman" no i oczywiście obowiązkowego utworu "Hard Rock Hallelujah".
Lordi oczywiście to nie tylko muzyka ale i miły dla oka wystrój sceniczny czy też stroje muzyków, bez których nie ruszają się na krok. Gdy na scenę wkroczył potężnych rozmiarów (buty na koturnach), wokalista formacji w skórze wilka, wiedzieliśmy, że będzie się działo. Jeśli zaś mowa o scenie, to gościł na niej kościotrup w trumnie (gumowy jak się zdaje), czy makabryczne koło fortuny z podobiznami członków zespołu.
Skóra wilka nie była jedynym przebraniem Pana Lordi, tego wieczoru, nieco później wdział również strój Mikołaja odśpiewując wcześniej wspomniany "Blood Red Sandman". Nie obyło się także i bez krawewgo akcentu w postaci krojenia na scenie niewiasty a wszystko to w rytm odpowiedniej muzyki. Muzycy równie chętnie zrzucali na publiczność biały puch jak i zadymiali salę, kurząc z mrocznej czaszki. Pojawił się także świecący topór, którym wymachiwał wokalista. Wygłupy wygłupami, ale umiejętności tej gromadce nie brakuje, każdy z nich miałteż swoje pięć minut solo.
Tandetni, kiczowaci lub satanistyczni ? Nie sądzę. Nie pierwszy raz przyznam, że mam słabość do zespołów, które potrafią prócz nienagannie odeganej partii muzycznej poszczyić się jeszcze naprawde fajnym pomysłem na show. Jedno i drugie dopełnia się idealnie tworząc coś co z pewnością warto zobaczyć. Za dodatkowy plus policzę im także próby oswojenia języka polskiego pod postacią chociażby - dzięki. A i zapomniałam o kwiatach, diademie i szarfie dla wokalisty, przy utworze "I'm the beast". Gdyby Lady Gaga grała metal z całą pewnością nazywałaby się Lordi, kto inny bowiem moze poszczycić się w tej branży podobnym show?
Foto: Romana Makówka
Tekst: Monika Matura