Skillet w Stodole - relacja

28 października w warszawskim Klubie Stodoła wystąpiła amerykańska formacja Skillet. Był to trzeci koncert tego zespołu w naszym kraju. 

Kapela zdążyła nas odwiedzić już tym roku grając 11 czerwca na łódzkim Impact Feście, rok wcześniej natomiast mogliśmy ich zobaczyć w roli supportu Nickelback. Październikowy koncert był więc pierwszym polskim koncertem na którym Skillet pełnili rolę headlinera, za co wokalista nie omieszkał podziękować w czasie koncertu. A słów tej nocy ze sceny padło wiele.

Koncert rozoczął się od energetycznego "Whispers in the Dark", następnie "Forsaken" oraz "Sick of it" i nikt nie miał już wątpliwości, że ta noc będzie wyjątkowa. Nie zabrakło flagowych utworów zespołu w postaci  "Awake and Alive", "Hero" czy "Monster". Każdy z utworów angażował także gardła fanów a muzyków skłaniał do tańczenia na scenie, tak iż pod koniec jedni i drudzy zlani byli potem i mieli problemy z wydawaniem dźwięków. John Cooper chętnie dzielił się swoimi uwagami ze sceny, kilka razy krzycząc, że od krzyku publiczności bolą go już uszy i że jesteśmy wspaniali. Zapewnił także, że wrócą niebawem. 

Formację supportował polski zespół Alegorya, grający rocka z wpływami punka. Choć nie wszyscy znali dokonania łódzkiej kapeli to energia którą przywieźli ze sobą muzycy nie pozwoliła długo stać w miejscu. W czasie półgodzinnego występu muzycy zdołali przygotowac publiczność do występu głównej gwiazdy. 

Koncerty tego pokroju są dla mnie czystą przyjemnością. Kiedy czujesz buzującą wokół Ciebie energię, obserwujesz nakręconych artystów i czujesz chemię zachodzącą między idolami i publicznością. Takie koncerty dają energię na długo i pozwalają uświadomić sobie za co kocha się muzykę.  Dla mnie to jeden z lepszych koncertów tego roku. Trwający półtorej godziny koncert dał mi kopa na długi czas. 

Monika Matura