Budka Suflera - Cień wielkiej góry - Live Przystanek Woodstock 2014 -recenzja
Nie pamiętam, by jakikolwiek koncert zarejestrowany podczas Przystanku Woodstock doczekał się tak rozbudowanego wydawnictwa jak występ Budki Suflera, która na imponującej, ogromnej scenie zaprezentowała się w tym roku 31 lipca.
Zespół kończy w tym roku swoją 40-letnią karierę, a podczas specjalnego koncertu, w którym zaprezentował przede wszystkim repertuar z debiutanckiej płyty „Cień wielki góry” (1975 r.), muzykom towarzyszyli powiązani z zespołem goście. Całość, poszerzona m.in. o spotkanie z grupą na woodstockowej Akademii Sztuk Przepięknych, które poprowadził jeden z inicjatorów koncertu, Piotr Metz, została wydana w postaci eleganckiego digipacku: 2 CD + 2 DVD. Oprawa absolutnie słuszna i godnie upamiętniająca tamto wielki artystyczne wydarzenie.
Pomysł na koncert zrodził się rok wcześniej, a perkusista i zarazem menedżer Budki – Tomasz Zeliszewski w 2013 r. pojawił się nawet na woodstockowym polu, by zrobić swoisty rekonesans i wybadać atmosferę. Chyba jednak ani on sam, ani pozostali muzycy Budki nie spodziewali się aż tak gorącego przyjęcia, jakie zgotowała im blisko 500-tysięczna publiczność, bez przesady nazywana przez Jurka Owsiaka najpiękniejszą publicznością świata. Muzycy Budki w pełni odwdzięczyli się za to przyjęcie, dając znakomity koncert i udowadniając dobitnie, że pomimo flirtu z popem, z którym utożsamiany jest pewien etap kariery grupy, są przede wszystkim zespołem rockowym. W dodatku takim, który ten gatunek prezentuje w sposób wyrafinowany, rozbudowany, czasem wręcz wirtuozerski. Pierwszy okres kariery grupy, przypadający na lata 70., należy do najbardziej udanych w całej historii naszego krajowego rocka progresywnego. Imponujący „Sen o Dolinie” zagrany na otwarcie koncertu świetnie rozgrzał publiczność od samego początku. Ten utwór w wykonaniu Krzysztofa Cugowskiego wypada o wiele lepiej niż jego słynny pierwowzór „Ain’t No Sunshine” (z 1971 r.) w wykonaniu Billa Withersa.
Podczas woodstockowego występu popularny „Cug” dodał od siebie jeszcze kilka charakterystycznych wokaliz. Drugim w kolejności był bodaj najbardziej hardrockowy kawek w całej twórczości grupy, mający tempo i rockową oprawę, których nie powstydziliby się nawet muzycy Deep Purple. Mowa oczywiście o utworze „Memu miastu na do widzenia”, w którym zespół wspomógł syn Krzysztofa Cugowskiego – Piotr, a oprócz tego przedstawieni zostali także dwaj gitarzyści towarzyszący grupie podczas koncertu: drugi z Braci Cugowskich Wojtek oraz Mietek „Mechanik” Jurecki. Ten drugi formalnym członkiem grupy już wprawdzie nie jest, ale w Budce z przerwami grał w latach 1981–2003 a w tym roku jest bardzo częstym gościem koncertów w ramach pożegnalnej trasy „A po nocy przychodzi dzień”. Zespół, którego trzon od 40 lat stanowią obdarzony znakomitym, rockowo-operowym wokalem Krzysztof Cugowski, klawiszowiec Romuald Lipko – jeden z najlepszych kompozytorów w historii polskiej muzyki rozrywkowej, oraz wspominany już wcześniej energiczny i precyzyjny perkusista Tomasz Zeliszewski, uzupełniali: gitarzysta Łukasz Pilch i grający na basie Mirosław Stępień oraz gościnnie śpiewające w chórkach Tatiana Rupik i Małgorzata Orczyk.
Kolejny numer był kawałkiem świetnie udowadniającym tezę, że Budka znakomicie prezentowała się także w latach 80. – mam bowiem na myśli piękną balladę „To nie tak miało być” (1988 r.), w której popisową solową partię zagrał Jurecki, który podczas koncertu, poza gitarą, grał także na kontrabasie elektrycznym. Następnie przyszła pora na dwie kompozycje z drugiej studyjnej płyty zespołu „Przechodniem byłem między wami” (1976 r.): monumentalnie zaśpiewaną „Pieśń Niepokorną” oraz „Noc nad Norwidem”, po których zespół ponownie wrócił do repertuaru z pierwszej płyty: „Cień wielkiej góry”, „Lubię ten stary obraz”, oraz „Samotny nocą”.
Zwłaszcza pierwszy utwór, będący tytułowym kawałkiem płytowego debiutu formacji a zarazem tytułem woodstockowego koncertu, wypadł majestatycznie i nostalgicznie, ściskając za serca ogromną publiczności. Nie bez znaczenia był tekst autorstwa Adama Sikorskiego, odpowiedzialnego także za teksty wszystkich wspomnianych wcześniej utworów (poza „To nie tak miało być” i „Samotny nocą”). Zresztą Budka zawsze miała szczęście do wybitnych tekściarzy, pisali dla niej m.in. Andrzej Mogielnicki (autor zagranego na bis utworu „Głodny”) czy Bogdan Olewicz, odpowiedzialny m.in. za wspomniane wcześniej „To nie tak miało być”. Inny świetny tekściarz – Marek Dutkiewicz – jest zaś autorem i bohaterem słów, które podczas koncertu zostały wyśpiewane chóralnie przez niemal całą widownię i do spółki z muzyką oraz charakterystycznym wokalem składają się na jeden najbardziej rozpoznawalnych polskich utworów. Mowa oczywiście o „Jolka, Jolka pamiętasz”, zaśpiewanym jak zwykle bardzo pięknie i emocjonalnie przez Felicjana Andrzejczaka (którego wspomagali Krzysztof i Piotr Cugowscy), kolejnego gościa zespołu, a także wokalistę Budki w latach 1982–1983.
Po tym absolutnie magicznym momencie koncertu przyszła pora na blisko 20-minutową piękną, rozbudowaną suitę „Szalony koń” (w której szczególnie imponowała muzyczna oprawa Lipki), świetnie świadczącą o progresywnym rodowodzie grupy. Na koniec popłynęły zaś dźwięki i słowa, które w tym roku brzmią jakże szczególnie – „A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój” z utworu „Jest taki samotny dom” (obydwa utwory także pochodzą z „Cienia wielkiej góry” i są autorstwa Sikorskiego). Zespół zagrał jeszcze bis w postaci utworu „Głodny”, udowadniającego, że nawet na uznawanej za popową płycie „Nic nie boli, tak jak życie” (1997 r., zawierającej m.in. wielki przebój „Takie Tango”) były rockowe kawałki. Tak po burzy oklasków, podziękowaniach zarówno zespołu, Owsiaka, jak i publiczności, która chóralnie odśpiewała artystom „100 lat”, ostatni (nie licząc krótkiego występu na Festiwalu Solo Życia w Lublinie 29 sierpnia) występ zespołu przed festiwalową publicznością dobiegł końca.
Już wówczas szczerze wzruszony Jurek Owsiak wiedział, że musi z tego powstać DVD. Wspaniale, że zdania nie zmienił, tym bardziej, że koncert z pewnością usatysfakcjonował samych muzyków, którzy mieli przedtem pewne obawy. Niewiele jednak miesiąc po koncercie Krzysztof Cugowski, będący cały czas w nadzwyczajnej wokalnej formie, mówił o nim: „Był przede wszystkim pokazaniem młodej publiczności, bo trzeba sobie powiedzieć jasno, że publiczność Przystanku Woodstock to głównie ludzie młodzi, naszej dawnej twórczości. Myślę, że dla przeważającej większości tych ludzi repertuar, który zagraliśmy, był niespodzianką, i na pewno takiej Budki Suflera nie znają. I dlatego jest chyba naszym sukcesem, że oni ten repertuar w pewnym momencie zaakceptowali i reagowali na niego doskonale. Nie mówię oczywiście o piosence „Jolka, Jolka pamiętasz”, która jest przebojem znanym przez małych i dużych, ale np. suita „Szalony koń” to jest bardzo trudna muzyka. Komuś może się wydawać, że jest inaczej, natomiast jest to muzycznie i technicznie bardzo trudna muzyka. To, że oni to przyjęli, sprawia, że jestem pod ogromnym wrażeniem.” Od siebie dodam, że przyjęli to z wielkim entuzjazmem i podziwem.
Tekst: Michał Bigoraj
Zdjęcia: Piotr Barbachowski. Zdjęcia dzięki uprzejmości Fundacji WOŚP.