"Lubicie to, albo nie. Proste!": Reggaeland 2015 - relacja
Czy można w czasie dwóch dni zakochać się w reggae nie znając go wcześniej zbyt dobrze? Można! Wystarczy pojechać do Płocka na Reggaeland.
Tegoroczna edycja festiwalu odbyła się w dniach 10-11 lipca i była wyjątkowa. Nie tylko ze względu na okrągłą rocznicę, ale i gwiazdy, które po raz pierwszy zawitały do naszego kraju. Piątkowe koncerty rozpoczęły się o godzinie 17:00 od występu Reggae On - Kompanija Reggae Sound czyli połączonych siły gruzińskiej formacji Reggaeon z Rustawi oraz polskiej Kompaniji Reggae Sound.O godzinie 18 na scenę wkroczył Damian Syjonfam, wokalista, który w ubiegłym roku wydał swój debiutancki album "Wracam do domu". Z godziny na godzinę ilość ludzi pod sceną rosła. Gdy o 19 na deskach pojawił się Mesajah, było ich już całkiem sporo. Pomiędzy piosenkami muzyk podzielił się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi wyborów prezydenckich i wezwał do jedności. Przypominając, że polityka nie jest warta kłótni. W ramach niespodzianki podczas piosenki "Szukajac szczęścia" pojawił się Kamil Bednarek.
Po energetycznym występie publiczność do końca rozruszał Grubson i Jarecki, którzy pojawili się ubrani w kitle lekarskie. No ale jak tu stać w miejscu przy kawałkach pokroju "Sanepid" czy "Jedna z planet". Nieco po 22 na scenie pojawiła się legenda polskiego reggae czyli Daab z garścią hitów: "Do Plastica’’, ,,Fryzjer na plaży’’ czy ‘’W moim ogrodzie’’. Następnie pora na bodaj największą tego wieczoru gwiazdę czyli Jah Cure. Koncert w Polsce był jednym z pierwszych po dłuższej przerwie, przypadł również na dzień premiery jego nowego albumu. Pierwszy dzień Reggaelandu zamknął polski akcent w postaci Mariki. To oczywiście nie koniec, bo na drugiej scenie w namiocie Soundsystem impreza trwała do rana.
O godzinie 16 ruszyły koncerty drugiego dnia festiwalu. Jako pierwsi na scenie zaprezentowali się Bongostan. Opolski zespół w ciekawy sposób łączy różne gatunki muzyczne pośród których usłuszeć możemy reggae, ska, rocka a nawet dancehall.Spragnieni reggae mogli nacieszyć uszy muzyką Roots Rockets z pięknymi tekstami. Nieco później na scenie pojawili się dobrze znani szerzej publiczności TABU. Jednak prawdziwy armagedon miał dopiero nadejść i to pod całkiem niepozorną postacią. Mowa oczywiście o Kamilu Bednarku, który jest żywym wulkanem energii. Chłopak ma w sobie tyle optymizmu i radości, że mógłby nimi naładować niejedną elektrownię. Po koncercie przyszła pora na urodzinowy tort i wspólnie odśpiewane sto lat, a później na jedną z gwiazd wieczoru czyli Tokyo Ska Paradise Orchestra, którzy po raz pierwszy gościli w Polsce. Żywiołowi panowie z licznym instrumentarium ustąpili następnie miejsca kolejnej gwieździe czyli Popcaan. Jamajski artysta wielokrotnie zachęcał widownie do wspólnej zabawy. Drugi dzień festiwalu zwieńczył koncert Mellow Mood z Włoch.
Muzyka to nie wszystko co ma do zaproponowania Reggaeland, tak naprawdę działo się tyle, że trudno w pełni doświadczyć każdej z atrakcji. Zainteresowani mogli nauczyć się robić dredy, uczestniczyć w warsztatach jogi czy wybrać się do kina na filmy o muzyce.Festiwalowiczów dowoził do centrum reggae bus, gdzie czekały na nich atrakcje w obniżonej cenie. O 50 procent taniej można było np. odwiedzić miejscowe ZOO. Zgłodniali festiwalowicze mogli także spróbować specjałów ze specjalnie przygotowanego menu restauracyjnego.
Pomimo lekkiego chłodu publiczność bawiła się świetnie przy gorących rytmach, a Reggaeland zapadł mi w pamięć jako festiwal, na który z całą pewnością warto wrócić. W sposób szczególny ujęły mnie słowa Kinga z kolaboracji King& Krakowski, który powiedział urokliwą polszczyzną, ze sceny soundsystem "-Lubicie to, albo nie. Proste!" W dobie wszechobecności facebooka nie sposób się nie zgodzić. Ja Reggaeland polubiłam bardzo.
Monika Matura