Deep Purple w Łodzi - relacja
Deep Puple po latach? To brzmi jak koncert podwyższonego ryzyka. Dlaczego? Bynajmniej nie z powodu zachowania publiczności, która w sporej liczbie i w szerokim przekroju wiekowym stawiła się w łódzkiej Atlas Arenie. Owo ryzyko dotyczyło oczekiwań tejże publiczności.
Wychowałem się na muzyce „Purpli” i wiedząc co czas czyni z umiejętnościami muzyków (szczególnie dając się we znaki wokalistom), bardzo bałem się rozczarowania. Na szczęście byłem w błędzie, bo jedyne co mógłbym zarzucić niedzielnej imprezie to to, że trwała zbyt krótko. Tylu utworów nie usłyszałem…
Jako, że obowiązuje chronologia, to zanim przejdziemy do głównej gwiazdy, wypada kilka słów poświęcić zespołowi „rzuconemu na pożarcie” jako support - grupie CETI. W bieżącym roku 25- lecie zespołu zbiegło się z wydaniem znakomitej płyty „Brutus Syndrome”. Podczas występu zespół sięgał zatem zarówno do tradycji, jak i dokonań najnowszych. Mało tego, wokalista i lider zespołu Grzegorz Kupczyk nie omieszkał podkreślić, że mimo iż nie naśladują nikogo (w domyśle Turbo), to jednak chwilę już grają i mają solidny „background”. Na dowód wraz z publicznością odśpiewał jeden z największych przebojów tego ostatniego, ciągle niestety aktualne „Dorosłe Dzieci”. Lata mijają, a u mnie nadal ten kawałek powoduje skurcz gardła ze wzruszenia. I co dziwne, nie tylko u mnie i moich rówieśników, ale również u dzieciaków obecnych na płycie Areny.
Uświadomiłem sobie słuchając opowieści Kupczyka o tym, że jego przygoda z rockiem, zaczęła się od słuchania Deep Purple w wieku lat 12, iż na mnie Turbo miało podobny wpływ w ciut młodszym latach. Wróćmy jednak do teraźniejszości, a dziś mogę powiedzieć jedno- CETI to kawał dobrej, ostrej, rockowej muzyki. Jeśli macie taką szansę to koniecznie zobaczcie ich na żywo.
Przejdźmy jednak do gwiazdy wieczoru. Wybaczcie, że nie będę obiektywny, ale wielbię ten zespół, energię płynącą z ich muzyki, szalone solówki organowe i galopady gitar. No i ten wokal, ten wokal. Jak już pisałem, właśnie o niego bałem się najbardziej. Niesłusznie. Owszem Ian Gilan miewał delikatne błędy w wykonaniu, ale nie da się ich uniknąć przy śpiewie na żywo. Za to siła i energia wokalu porażała. Zauważyłem jednak u niego oznaki „bycia młodym inaczej”. Na zamieszczonych zdjęciach zobaczycie wielkie białe kartki przyklejone do podłogi. Nie, nie była to makabrycznie długa lista utworów, a teksty tych piosenek które mogłyby „ulecieć pamięci”. Zatem śpiew nie zawiódł oczekiwań fanów. A co z resztą instrumentów w tym klawiszami, które dostały się w inne ręce po śmierci Johna Lorda w 2012? Cóż, mogę napisać- to była rewelacja. Don Airley nie starał się być drugi Lordem, grał świetnie choć we własnym stylu.
W pewnym momencie koledzy zostawili mu pole do popisu i tu zaserwował publiczności miks klimatów i nastrojów. Zaczął niby organista w Oliwskiej Katedrze, by poprzez dźwięki jakby żywcem wzięte z wczesnych płyt Marka Bylińskiego i wariacje szopenowskie, dojść do Mazurka Dąbrowskiego. Naprawdę cała hala „była jego”. Nie znaczy to, że pozostali artyści odstawali od klawiszowca. Ian Anderson Paice zagrał świetne solo na perkusji, Roger Glover czarował swym basem a Steve Morse zadziwiał gitarowym kunsztem. A do tego co czasem nie wychodzi przy takiej składance wirtuozów i osobowości również razem brzmieli świetnie. Wielkie brawa należą się również akustykom, którzy zadbali o to by wszystko świetnie brzmiało.
Zatem Ci, którzy nie dotarli niech żałują. Wszyscy zaś inni długo zapewne będą pamiętać ten koncert. Zaś Waszemu wysłannikowi żal jeno, iż paru perełek nie dane mu było usłyszeć w tym mego ukochanego „Perfect Strangers”. Zabrzmiały za to:
Après Vous
Demon's Eye
Hard Lovin' Man
Strange Kind of Woman
Vincent Price
Contact Lost
Uncommon Man
The Well-Dressed Guitar
The Mule ( z genialnym Ian Paice's Solo na perkiusji)
Hip Boots
Silver Tongue
Hell to Pay
Keyboard Solo Don Airey
The Battle Rages On
Space Truckin'
Smoke on the Water
Encore
Hush
Black Night
Deep Purple wystąpili w składzie:
Ian Gillan - śpiew
Don Airey- klawisze
Ian Anderson Paice -perkusja
Roger Glover - bas
Steve Morse - gitara
Piotr "Bobas" Kuhny