Fifth Harmony "7/27" (recenzja)
Cztery lata istnienia, dwa albumy, tysiące sprzedanych płyt i kilka tras koncertowych, a do tego jeszcze kilka rozpoznawalnych hitów. Tak można by krótko opisać grilsband Fifth Harmony, którego historia sięga amerykańskiej edycji X-Factor. Dziewczyny co prawda programu nie wygrały, ale wpadły w oko Simonowi Cowellowi, a ten pan jak wiemy ma nosa do przyszłych gwiazd.
Wydany w ubiegłym roku album "Reflection", znany jest najlepiej z piosenki "Worth It" i chociaż album sprzedał się całkiem nieźle osiągając również stosunkowo wysokie pozycje na listach przebojów, to dla wielu Fifth Harmony stanowi grupę, o której zapomnimy równie szybko, jak szybko się ona pojawiła. Być może w tym kontekście wydanie drugiego albumu wydaje się tak istotne i może dlatego pojawił się w zaledwie rok po premierze debiutu.
Otwierające album „That’s My Girl” to typowa popowa artyleria o sporej sile rażenia. Jest dynamiczne i nie zabrakło wpadającego w ucho refrenu. Jeśli album otwiera taka piosenka, to moje oczekiwania momentalnie rosną. Podtrzymuje je "Work from Home", które pełniło rolę pierwszego singla z albumu. Dalej jest już niestety nieco gorzej. "The Life" delikatnie zwalnia, ale i atakuje nas sporą dawką elektroniki. Choć jest to piosenka, która niczym szczególnym się nie wyróżnia, to i tak słucha się jej z całkiem dużą dawką przyjemności. Podobnie jest w przypadku "Write On Me" delikatnej kompozycji, która pozwala nam lepiej zapoznać się z wokalami poszczególnych dziewczyn, bo dla owych, głosów za sprawą przeniesienia muzyki na drugi plan, wykrojono sporo miejsca. Pierwszą połowę zamyka "I Lied", nieco tylko podkręcające tempo swojej poprzedniczki. Druga część wypada dość przeciętnie, chociaż z całą pewnością warto posłuchać "All in My Head (Flex)" wykonanego wraz z Fetty Wap. Gdyby nie ta kolaboracja istnieje spore prawdopodobieństwo, że moglibyśmy stracić rozeznanie wśród piosenek. Stają się one bowiem po pewnym czasie do siebie niepokojąco podobne, a może po prostu niczym szczególnym się nie wyróżniają i stąd to wrażenie. Przed zakończeniem przygody z tym albumem warto posłuchać jeszcze "Not That Kinda Girl" z Missy Elliott.
"7/27" jest albumem dobrym, produkcja nie uwiera, materiał ma swoje lepsze momenty, które nawet chcemy zapętlać, a głosy dziewczyn to chyba najmocniejszy z elementów tej płyty. Szkoda tylko, że piosenek, dla których chcemy ten album odsłuchać jeszcze raz, jest tak niewiele. W przypadku Fifth Harmony drugi album nie okazał się ani wyznacznikiem ich spadku, ani tendencji wzrostowej, raczej je to gruntowanie drogi. Z racji wiosennej pory i chęci na lżejsze utwory warto skusić się na kilka piosenek z tego albumu, nic ponad to. Do końca roku pewnie doczekamy się jeszcze sporo produkcji, które sprawią, że zapomnimy o tych pięciu paniach. A szkoda, bo te lepsze piosenki świadczą o tym, że potencjał był.
Tracklista:
- That’s My Girl
- Work from Home feat. Ty Dolla $ign
- The Life
- Write On Me
- I Lied
- All In My Head (Flex) feat. Fetty Wap
- Squeeze
- Gonna Get Better
- Scared of Happy
- Not That Kinda Girl feat. Missy Elliot
Recenzowała: Monika Matura
Ocena: 3,5/6
Warto posłuchać: "That’s My Girl", "Work from Home", "I Lied"