Good Charlotte - "Youth Authority" (recenzja)
Jeśli zapytać ludzi urodzonych pod koniec lat 80. i na początku lat 90., co kojarzy im się z muzyczną młodością utrzymaną w klimacie punka, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że wymienią oni takie zespoły jak Blink 182, Good Charlotte czy Sum 41. Każdy z wymienionych zespołów łączy nie tylko gatunek, ale i lata powstania czy pochodzenie. Każdy z nich na ten rok zaplanował również premierę nowego albumu.
Kiedy w latach 90. powstawały wcześniej wymienione zespoły, ich członkowie oscylowali w granicy wieku lat 20, dzisiaj mają dwa razy tyle i nieco więcej doświadczeń na karku, mimo to słuchając ich albumów siłą rzeczy będziemy odwoływali się do ich przeszłych dokonań, bardzo często uznając je za lepsze. Nie inaczej jest w przypadku Good Charlotte i ich "Young Authority". To 6 wydawnictwo w dorobku amerykańskiej formacji, tyle samo lat minęło od ostatniego albumu. W międzyczasie bliźniacy zdążyli się ustatkować zmieniając stan cywilny i wydali album pod szyldem The Madden Brothers. Te doświadczenia siłą rzeczy powinny wpłynąć na zawartość krążka, czy tak właśnie się stało?
Płytę otwiera piosenka o wiele mówiącym tytule „Life Changes”, żywiołowy i optymistyczny kawałek stanowi świetny wstęp do albumu. Tempa nie zwalnia również kolejny singiel, czyli ”Makeshift Love” pełny rockowych gitar. Natomiast "40 oz. Dream" przenosi nas w leniwe rejony Kalifornii, to piosenka, która znalazłaby swoje miejsce w amerykańskich komediach dla nastolatków. To nie tylko potencjalny hymn współczesnych 40-latków, ale i rozliczenie muzyków z upływającym czasem. Po tej dawce rocka, pora na spokojniejsze, jednak absolutnie nie mniej wpadające w ucho rytmy "Life Can't Get Much Better".
Good Charlotte nie na długo dadzą nam jednak odsapnąć i w "Keep Swinging'" ponownie śmiało eksploatują gitary i perkusję. W kawałku gościnnie usłyszymy Kellin Quinn z zespołu Sleeping with Sirens. Nie jest to jedyny gość na tym albumie, bo tuż za nim plasuje się Simon Neil z Biffy Clyro w "Reason to Stay". Oba te kawałki różnią się od siebie jednak niczym ogień i woda. Pierwszy z nich to wyróżniająca się ponad przeciętność petarda rockowa. Drugi należy natomiast zdecydowanie do ballad. Nie ukrywam, że twórczość tego zespołu przemawia do mnie bardziej w tej pierwszej odsłonie. Dlatego z prawdziwą ulgą przyjęłam obecność, takich piosenek, jak "The Outfield", "War" czy "Moving On", choć ta ostatnia to taka ballada w rockowym stylu. Panowie nie szczędzą nam jednak również piosenek z akustycznym podkładem, pośród których znalazło się "Stray Dogs" i "Cars Full of People". Innymi słowy, swoje miejsce znajdą tutaj zarówno miłośnicy wesołych, rockowych piosenek, jak i marzący o błogim spokoju. Jeszcze kilka lat temu określenie - błogi spokój, byłoby nie na miejscu podczas opisywania płyty spod szyldu punk-rocka, od kiedy jednak panowie coraz śmielej idą w stronę rocka z dopiskiem pop, określenie to wydaje się całkiem zasadne.
Nowym albumem Good Charllote nie próbują zawrócić czasu i doskonale zdają sobie sprawę ze swojego wieku. Muzycy nagrali album przyjemny, może nieszczególnie wybijający się na tle ich całej dyskografii, za to taki, po który warto sięgnąć, gdy chce się posłuchać czegoś lżejszego z pewną ilością gitar i pozytywnym przekazem. Ten ostatni przyda nam się natomiast zwłaszcza podczas zbliżającej się jesieni.
Tracklista:
1. Life Changes
2. Makeshift Love
3. 40 oz. Dream
4. Life Can't Get Much Better
5. Keep Swingin' (feat. Kellin Quinn)
6. Reason to Stay (feat. Simon Neil)
7. Stray Dogs
8. Stick to Your Guns (Interlude)
9. The Outfield
10. Cars Full of People
11. War
12. Moving On
Recenzowała: Monika Matura
Ocena: 5/6
Warto posłuchać: "Life Changes", "Keep Swingin'", "The Outfield"