RELACJA: Kings of Leon w TAURON Arena Kraków
8 września, po trzech festiwalowych występach w Polsce, nastał nareszcie czas na halowy koncert Kings of Leon. Jednak nie tylko z tego powodu polski koncert zasługuje na miano szczególnego.
Nim na scenę weszła główna gwiazda, zgromadzoną publiczność rozgrzała formacja OCN, niektórzy pamiętają ją może z piosenki "Czas by krzyczeć" święcącej swoje triumfy w rockowych stacjach w roku 2009. Tej piosenki nie zabrakło również podczas czwartkowego koncertu. Zgromadzona publiczność dała się ponieść gitarowym dźwiękom grupy z Wrocławia. Swój udział miał w tym również chętnie nawiązujący z publicznością kontakt wokalista. Jeśli jeszcze nie słyszeliście o tym zespole, to pora to nadrobić, świętują oni w tym roku 15- lecie działalności. Na zakończenie setu usłyszeliśmy balladowy "Dom".
14 października na półki sklepowe trafi siódma studyjna płyta zespołu "Walls", stąd fani zadawali sobie przed występem pytanie o to, czy może koncert w Polsce będzie okazją do usłuszenia nowego materiału na żywo. Tak też się stało! Występ otworzyła premierowa piosenka "Over", następnie z głośników popłynęły doskonale znane "Crawl" czy "Supersoaker". Sekcja instrumentalna brzmiała znakomicie, a głos Caleba niósł się z całą mocą po sali krakowskiej Areny. Kolejną muzyczną niespodzianką był singiel "Waste a Moment", który Polacy mogli usłyszeć, jako pierwsi.
Wokalista podkreślił, że managment radził im, aby nowe piosenki zagrali dopiero za kilka dni na festiwalu w Niemczech, „fuck it, we will play it in Poland!" zawołał ze sceny. Nie zabrakło także wyczekiwanych "Closer", "Pyro", "Use Somebody" czy "Notion". W ramach bisu zespół zagrał „Radioactive” oraz "Sex on Fire", to ostatnie wyśpiewane wspólnie z publicznością przy świetle specjalnie ściągniętych aplikacji. Followill pryzynał również, że Polska jest jednym z jego ulubionych miejsc do grania, można to poczytać za kokieterię z drugiej strony, obecność nowych piosenek potwierdza tę tezę. Dłużni nie pozostali mu również fani, którzy chętnie wykrzykiwali refreny piosenek. Jak widzać, sympatia ta jest obustronna. Muzyczną stronę dopełniły wizualizacje znajdujące się na trzech telebimach. Chociaż przekrojowa setlista prezentowała się bardzo przystępnie, to jednak nie obyło się bez momentów przestoju, przy nieco spokojniejszym obliczu amerykańskiego zespołu. Jest to jednak element, na który można przymknąc oko, uznając występ Kings of Leon, za profesjonalny i stanowiący dowód na to, że zespół jest w naprawdę dobrej formie, a na nowy album warto czekać!
Foto: mfk.com.pl
Tekst: Monika Matura