Lady Gaga - "Joanne" (recenzja)
8 lat minęło od debiutanckiego albumu Lady Gagi, którym amerykańska wokalistka podbiła listy przebojów i serca fanów. W trzy lata po niekoniecznie udanym albumie "Artpop" Mother Monster powraca by raz jeszcze pokazać na co naprawdę ją stać. "Joanne" wskazuje na to, że namaszczana na następczynie Madonny wokalistka niejednym może nas jeszcze zaskoczyć.
40-minutowe wydawnictwo otwiera "Diamond Heart", gitarowy pokład zapowiada, że tym razem prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z czymś innym, niż to co znamy z dotychczasowych dokonań panny Germanotty. Wspomniana piosenka jest delikatna, dość oszczędna w środkach, a elektronika nie pojawia się tak od razu. Głośniejszy i bardziej dynamiczny jest natomiast dopiero refren, w którym Gaga śpiewa "Come on, baby, do you have a girlfriend? I might not be flawless but you know I got a diamond heart" - kokietując nas. Kolejny utwór to zupełna petarda "A-YO" sięga w rejony country, pełne mocy i zadziornej gitary. To jedna z moich ulubionych kompozycji na tym albumie. Tytułowy utwór zmienia rejestry na spokojne, a głosowi Gagi towarzyszy gitara. Całość to soul w pięknym wydaniu. Jeśli zdążyliście się stęsknić za elektroniką, to nie trzeba będzie długo na nią czekać. Swoje pięć minut dostanie ona w utworze "John Wayne", który śmiało mógłby znaleźć swoje miejsce na wcześniejszych albumach wokalistki.
Gaga uwodzi bitem również w "Dancin' in Circles", które wokalnie przypomina czasami Gwen Stefani i jej ostatnie dokonania z No Doubt. Co ciekawe wybrany na pierwszy singiel "Perfect Illusion" niekoniecznie wpisuje się w brzmienie całego albumu. Doskonale czyni to za to "Million Reasons" udowadniające, że piosenka wcale nie potrzebuje bogatego instrumentarium by zachwycić. "Sinner's Player" to kolejny z moich ulubieńców, a zaczyna się niczym utwory ze ścieżki dźwiękowej do kryminału. Tutaj również instrumenty zostały ograniczone do minimum - uświadczymy fortepianu i gitary. Całkiem nieźle wypada również bluesowe "Come To Mama". Na albumie znalazło się nawet miejsce na duet z Florence Welch, niestety "Hey Girl" niekoniecznie porywa. Duża w tym zasługa muzyki, wokalnie utwór mógłby się bronić tyle tylko, że zdolności wokalne obu pań znamy już doskonale z innych dokonań. Zdecydowanie lepiej wypada wieńczący album "Angel Down".
Germanotta zawsze miała tendencje do eksperymentów, jednak dopiero na tym albumie czuć, że wychodzi poza do tej pory wytyczoną konwencję, swobodnie poruszając się w soulu, bluesie czy country, a elektronikę chętnie zastępuje gitarą. Ogromną rolę pełni tutaj także wokal Gagi, sięgający rejestrów, które może przyjdzie nam usłyszeć u niej po raz pierwszy. Bardzo często to właśnie on wysuwa się na pierwszy plan. W "Joanne" bezsprzecznie można się zakochać, jest tu mnóstwo mocnych piosenek, zwłaszcza takich, w których brylują rytmy z ubiegłych dekad. Muzycznie jest to bowiem podróż przez lata 60.,70., i 80. Nowy album Gagi to z jednej strony pierwszy krok w rejony do tej pory dla niej nieznane, z innej nieśmiałe nawiązania do patentów doskonale już znanych z jej twórczości. Istnieje więc spora szansa, że Gaga zdobędzie nowych fanów, nie tracąc przy tym dotychczasowych. Ja ten album kupuję w całości, nawet jeśli w głowie wciąż pobrzmiewa mi "Poker Face" i "Bad Romance".
Tracklista:
1. “Diamond Heart”
2. “A-YO”
3. “Joanne”
4. “John Wayne”
5. “Dancin’ in Circles”
6. “Perfect Illusion”
7. “Million Reasons”
8. “Sinner’s Prayer”
9. “Come to Mama”
10. “Hey Girl (feat. Florence Welch)”
11. “Angel Down”
Autor recenzji: Monika Matura
Ocena: 5/6
Warto posłuchać: "A-YO", "Dancin' in Cicrles", "Sinner's Prayer"