Kult - "Wstyd" (recenzja)
Jeśli przyjmiemy, że miarą jakości płyty jest to, jak utwory na niej zawarte przechodzą próbę czasu i „próbę ognia” podczas koncertów, to śmiało można wysunąć tezę, że albumy nagrane przez Kult w XXI wieku były słabsze od tych z lat 80. i 90. Publiczność na koncertach legendy polskiego rocka najlepiej bawi się bowiem przy repertuarze nagranym w poprzednim stuleciu, a utworów nagranych po 2000 roku, które przeszły entuzjastyczną weryfikację na koncertach, jest stosunkowo niewiele. Oczywiście jest to uproszczenie, a także paradoks, bowiem płyty Kultu nagrane w tym wieku pod względem produkcyjnym i aranżacyjnym dla wielu brzmią lepiej od poprzedniczek. To normalne: zespół dojrzał, jego muzycy są po prostu coraz lepsi. Normalne jest też jednak zachowanie publiki, która ma sentyment do tego, co już było. Taka natura ludzka. Moim zdaniem jednak wszystkie płyty nagrane po roku 2000 (poza „Hurra!” z 2009 r.) istotnie były mniej „kultowe”. Na szczęście nie mogę tego napisać o albumie najnowszym „Wstyd”, który premierę miał 14 października.
Nagrywaniu materiału na płytę towarzyszyło chyba hasło „pierwszy raz”. Pierwszy raz lider zespołu Kazik Staszewski pisał teksty już w trakcie pracy nad muzyką. Pierwszy raz producentem płyty został gitarzysta Wojciech Jabłoński (w produkcji pomagał mu Kajetan Aroń). Pierwszy raz pomysłodawcą okładki oraz całej oprawy graficznej płyty był puzonista Jarosław Ważny. Po raz pierwszy na płycie zespołu pojawiła się też kompozycja perkusisty Tomasza Goehsa, który skomponował muzykę do znanego nam już z koncertów Kultu utworu „To nie jest kraj dla starszych ludzi”. Po raz pierwszy wreszcie dominującym kompozytorem na albumie był Tomasz Glazik. Do tej pory saksofonista (na recenzowanym albumie grający także na dość egzotycznym instrumencie pinkullo) Kultu miał na swoim koncie tylko jedną kompozycję („Moja myszko” z albumu „Prosto” z 2013 r.). Tym razem na jego konto możemy zapisać aż 5 numerów (tytułowy, który skomponował wspólnie z Kazikiem, „Dwururka”, „To nie jest zbrodnia”, „Pęknięty dom część 1” i „Apokalipsa”). Co istotne swój wkład autorski mieli też: Ważny („Jeśli będziesz tam”), Jabłoński („Madryt”, wspólnie z Kazikiem i „Cisza nocna”), trębacz Janusz Zdunek („Odejdę”) i grający na instrumentach klawiszowych Janusz Grudziński („Bezbronni w furii”, „Pęknięty dom część 2”).
To wszystko sprawia, że płyta jest bardzo zespołowa. Poza oczywiście jednym, jakże ważnym elementem, którym są teksty, w całości napisane przez lidera. Możemy chyba zaryzykować stwierdzenie, że jest to najbardziej polityczna płyta w karierze zespołu. Kazik dużo w niej pisze na temat sytuacji w naszym kraju. Wyraźnie widać, że ma on podobny punkt widzenia do wielu Polaków, że nasz kraj jest wewnętrznie podzielony jak nigdy. Staszewski na płycie śpiewa wprost o Donaldzie Tusku i Jarosławie Kaczyńskim w utworze „Odejdę”, a także poświęca dwie części utworu „Pęknięty dom” partiom, z którymi są oni utożsamiani (część pierwsza dotyczy PiS, druga PO – pod względem muzycznym są bardzo różne). Nie padają wprawdzie żadne nazwiska ani nazwy, ale bohaterowie tych utworów są oczywiści dla słuchacza. Nie muszę chyba dodawać, że nie są to bohaterowi pozytywni… Społeczno-polityczne elementy wokalista (tym razem na płycie niegrający na saksofonie) przemyca także w innych utworach. I tak „Dwururka” traktuje o osobach biseksualnych, którym trudno z pewnością żyć we współczesnej Polsce. Z kolei w mającej bardzo liberalny przekaz „To nie jest zbrodnia” tytułową „zbrodnią” jest życie w zgodzie z własnym sobą, bez względu na aparat administracyjno-państwowy. Zresztą cała graficzna oprawa płyta jest bardzo „polityczna”. Okładka przedstawia biało-czerwoną, do połowy rozpiętą dresową bluzę. Widniejący na niej wymownie napis „Wstyd” ma też związek ze zdjęciami znajdującymi się w książeczce dołączonej do płyty. A przedstawiają one m.in.: uchodźców, przemoc domową, problemy ludzi mających kredyty we frankach, bezdomność czy służbę zdrowa. A więc sfery życia, za które nie tylko Polacy muszą się wstydzić. To są problemy globalne współczesnego świata. Do takich odnosi się także utwór tytułowy, traktujący zwłaszcza o potężnych siłach, jakimi są pieniądze i władza. Międzynarodowy aspekt znajdziemy zaś w dwóch, póki co najbardziej znanych, utworach z tej płyty: wydanym na pierwszym singlu „Madrycie” i znanym już z koncertów „To nie jest kraj dla starszych ludzi”. Ten pierwszy to luźny zapis przygód przyjaciela Kazika, który jako emigrant mieszkał w stolicy Hiszpanii, a później robił remont mieszkania lidera Kultu na Teneryfie (Kazik spędza tam od lat znaczną część wakacji). Drugi natomiast, którego tytuł nawiązuje do filmu braci Coen („To nie jest kraj dla starych ludzi” z 2007 r.) traktuje o życiu w Stanach Zjednoczonych. Zachęcam Państwa do samodzielnego odkrycia tematów pozostałych tekstów.
Od strony muzycznej „Wstyd” jest płytą bardzo różnorodną. Jednocześnie jednak ma ona swoją koncepcję. Całość otwiera energiczny i utrzymany w nieco marszowo-pulsującym rytmie „Jeśli będziesz tam”, do którego zgrabnie wplecione zostały różne ozdobniki, np. pogłosy w tle. Zarówno ten, jak i każdy kolejny utwór cechuje indywidualne podejście. Słuchając kompozycji „czuje się” drobiazgowość w pracy nad nimi, zarówno w aranżacji, jak i produkcji. Być może wpłynął na to miał fakt, że ogromny muzyczny wkład przy powstaniu płyta miała sekcja dętą, a więc także autorzy czasem niemal jazzujących solówek saksofonu (Glazik), puzonu (Ważny) i trąbki (Zdunek). Płyta jest więc z pewnością mniej gitarowa od swej poprzedniczki, czyli „Prosto” z 2013 r. Niemniej gitarzyści: Jabłoński, Piotr Morawiec oraz basista Ireneusz Wereński też zaakcentowali swoją rolę w jej nagraniu, a z pewnością ich udział w koncertowych wersjach utworów będzie jeszcze większy. Każdy numer ma coś charakterystycznego. W utworze tytułowym jest nim np. industrialny klimat, w naszym kraju kojarzony przede wszystkim z zespołem Oberschlesien. Ale dla kontrastu np. „Pęknięty dom część 2” ma w sobie synthpopowy fragment, który może przywodzić na myśli muzykę Pet Shop Boys. Z muzyki lat 80., w których to wspomniana formacja odnosiła największe sukcesy, czerpie też „Dwururka”, i to pomimo tego, że jej początek kojarzyć się może trochę z muzyką barokową. „To nie jest zbrodnia” z kolei brzmi wręcz funkowo. Najsubtelniej na płycie brzmi zaś częściowo akustyczna „Cisza nocna”. Potencjalnym hitem ma być wybrany na pierwszy singiel „Madryt”, w którym w pamięć najbardziej poza tekstem zapada klawiszowa partia Grudzińskiego. Kwintesencję muzyki Kultu, czyli zmiany nastroju, ogromną siłę sekcji dętej i monumentalny refren mieszający się ze zróżnicowaną pod względem klimatu (tutaj także mamy urokliwe akustyczne wstawki) i tempa muzyką, mamy zaś w bardzo melodyjnym utworze „Bezbronni w furii”, moim zdaniem najlepszym na albumie, który zamyka równie monumentalna „Apokalipsa”. Co ciekawie, na płycie nie znalazła się „Modlitwa o wchodzie słońca” tria Gintrowski–Łapiński–Kaczmarski (do tekstu Natana Tenenbauma). Ten utwór jest od pewnego czasu wykonywany zarówno przez Kult, jak i podczas koncertów Kazika z Kwartetem ProForma. Znajdzie się on jednak w planowanym na grudzień suplemencie do płyty, na którym dostaniemy także 7 innych piosenek (w tym „Leave the Kids Alone” – cover zespołu Booze and Glory, także grywany już na koncertach), które nie zmieściły się na płycie głównej, a zostały zarejestrowane w trakcie prac nad nią.
Kilka słów należy także poświęcić wokalowi Kazika. Staszewski uważa, że na tej płycie jego linie wokalne są najbardziej rozbudowane w jego karierze. Trudno się z nim do końca zgodzić bowiem na płytach „Tata Kazika” (1993 r.), „Mój wydafca” (1994 r.) czy też „Ostateczny krach systemu korporacji” (1998 r.) Kazik o wiele częściej modulował głosem i śpiewał (a czasem melorecytował) w charakterystyczny sposób (np. imitując chrypkę). Niemniej jednak różnorodność aranżacyjna oraz tekstowa (różny ładunek emocjonalny) utworów znajdujących się na płycie „Wstyd” sprawiają, że Kazik może popisać się różnymi barwami swego charakterystycznego głosu. A śpiewać, wbrew opinii niektórych, to on naprawdę umie.
Ta płyta to złoty środek i świetny łącznik między „dawnym” a „nowym” Kultem. Sądzę też, że kilka utworów z niej wejdzie na stałe do koncertowego repertuaru grupy. Kult cały czas jest w absolutnej czołówce polskiego rocka.
Autor recenzji: Michał Bigoraj