RECENZJA: Moose the Tramp - Histerie Medytacje
Ewolucja muzyki rockowej posunęła się już na tyle daleko, że obecnie ciężko jest jednoznacznie wskazać jej wyraźne ramy. Muzyczny synkretyzm i ogrom naleciałości gatunkowych sprawia, że udzielenie precyzyjnej odpowiedzi na pytanie: „co rockiem jest, a co rockiem nie jest?” wydaje się być w równym stopniu niemożliwe, co bezsensowne.
Płyta „Histerie Medytacje” trójmiejskiego zespołu Moose the Tramp, której oficjalna premiera miała miejsce 27 listopada 2016, wydaje się być dość wyraźnym odstępstwem od aktualnie panujących trendów. Innymi słowy – mamy tu do czynienia z chyba najbardziej klasyczną formą melodyjnego rocka, której dawno już na naszym krajowym podwórku po prostu nie było.
„Histerie Medytacje” są bowiem żywym dowodem na to, że wciąż da się nagrać dobrą rockową płytę bez użycia siedemnastu laptopów i czterdziestu strun w gitarze, jednocześnie unikając przy tym wrażenia wtórności. Słowem, które emanuje dosłownie z każdej sekundy tego albumu jest szeroko rozumiany autentyzm, który od zawsze był przecież nadrzędna cechą rockowej estetyki. Płyta jest wypełniona muzycznym konkretem – zarówno w warstwie instrumentalnej, jak i tekstowej.
Przede wszystkim, album jest bardzo spójny pod względem kompozycyjnym i brzmieniowym. Naczelną cechą stylu Moose the Tramp wydaje się być tworzenie specyficznego nastroju. W niemal wszystkich utworach budują go delikatne i przestrzenne partie gitar (zwłaszcza zwrotek). Ich liryczny charakter płynnie przeplata się z sekcją rytmiczną, by w refrenie doprowadzić do klasycznie rockowego wybuchu. Co ciekawe - bez użycia przesterowanych gitar.
Singlem promującym płytę został utwór "Dance (as you are)". Wybór ten wydaje się być słuszny. Warto zaznaczyć, że album zamyka jego polski odpowiednik - "Zostań (jaka jesteś)". Chyba najbardziej charakterystycznym utworem (i moim subiektywnym numerem jeden) jest jednak "Mos Eisley" (dla mniej "nerdowskiej" części czytelników dodajmy, że tytuł nawiązuje do "Gwiezdnych Wojen"), głównie z uwagi na swój rozbudowany charakter i zmienną dynamikę. Oprócz tego na płycie znajdziemy też cover Rebubliki - "My Lunatycy".
Najbardziej „muzykotwórczym” elementem brzmienia zespołu są tu jednak partie wokalne Piotra Gibnera i Jakuba Leonowicza. Mamy tu bowiem pełen przekrój wokalnej ekspresji – od intymnego szeptu po przenikający krzyk, za pomocą których muzycy umiejętnie wyrażają prawdziwą panoramę emocji, składających się w szereg melodii, które jeszcze długo będą nucić się w głowach słuchaczy.
Bardzo ważną warstwą albumu są teksty, które ponownie kierują nas do pojęcia autentyzmu. Po przesłuchaniu całej płyty, nie można oprzeć się wrażeniu, że w każdym utworze zwraca się do nas ten sam podmiot liryczny – żywy człowiek, który ze swoimi skrajnymi emocjami próbuje utrzymać się w ryzach rzeczywistości. Tutaj właśnie dopatrywałbym się interpretacji tytułu całego albumu.
„Histerie Medytacje” to rockowa opowieść prawdziwego człowieka, który czuje, doświadcza, wątpi, kocha, nienawidzi, wstaje i upada.
Moose the Tramp - Histerie Medytacje:
Setlista:
- Dance (as you are)
- Múlk
- Wszędzie
- Postanowienia
- Anger
- Echoes
- Mos Eisley
- Yelm
- Follow
- My Lunatycy
- Milestone
- Zostań (jaka jesteś)
Skład zespołu:
- Piotr Gibner – wokal
- Jakub Leonowicz – gitara, wokal
- Bartosz Nosewicz – gitara
- Jakub Michalak – bas
- Arek Wądołowski – perkusja