Jean Michel Jarre "Oxygene 3" (recenzja)
2 grudnia ubiegłego roku ukazała się trzecia część albumu, którego pierwsza odsłona była kamieniem milowym w historii muzyki elektronicznej i przez wielu uważana jest za najważniejszą w jej historii. Mowa o płycie „Oxygène” Jeana Michela Jarre’a. Teraz dostaliśmy trzecią część tego legendarnego dzieła zatytułowaną „Oxygène 3”.
W 1976 roku będący u progu wielkiej kariery Jarre zaprezentował światu album, który zrewolucjonizował muzykę elektroniczną. „Oxygène”, czyli po polsku – tlen, nie był pierwszym dziełem w jego dorobku. W poprzednich projektach Francuz był na etapie wyrabiania artystycznego przekazu i poszukiwaniu charakterystycznego stylu. „Oxygène” ukazał Jarre’a jako muzyka dojrzałego, genialnego kompozytora, który w nowatorski sposób połączył elektroniczne brzmienie z delikatną melodyką utrzymaną w niemal popowej stylistyce. Jest to tym bardziej imponujące, iż „Oxygène” utrzymany był w konwencji concept albumu, w którym to wszystkie ze znajdujących się na płycie sześciu utworów wzajemnie się przenikały, tworząc w efekcie spójną, harmonijną całość. Muzyka na płycie mogła być także odbierana jako odtworzenie w elektroniczny sposób dźwięków natury. Album do dziś sprzedał się na świecie w ponad 12 milionach egzemplarzy. Przyniósł też dwa wielkie hity: „Oxygène part 2” i „Oxygène part 4”. Są to najbardziej charakterystyczne utwory z płyty i jedne z najlepiej rozpoznawalnych motywów muzyki rozrywkowej! Po dziś dzień stanowią tło serwisów sportowych, programów informacyjnych, audycji popularnonaukowych czy imprez rozrywkowych. Przez następne 20 lat artysta nagrał wiele innych płyt, jego muzyka ewoluowała, eksperymentował z innymi gatunkami oraz wyznaczał nowe trendy w podejściu do muzyki elektronicznej. Pointę tego okresu może stanowić album „Oxygène 7–13” (z 1997 roku), zawierający nowe utwory „nasycone tlenem”, znakomicie łączące ówczesne brzmienie ze stylistyką pierwowzoru. Najlepszym na to dowodem świetna kompozycja „Oxygène part 12”.
Pod koniec 2007 roku do sprzedaży trafiły wydawnictwa poświęcone 30. rocznicy wydania „Oxygène”. Najważniejszym z nich był „Oxygène – Live in Your Living Room”. W jego skład wchodziła płyta CD zawierająca nagrane na nowo wszystkie sześć utworów zmiksowane i zmasterowane w technologii High Definition 24 bits/96kHz oraz płyta DVD w technologii stereoskopowej 3D z zapisem koncertu, na którym oprócz utworów zaprezentowanych na płycie audio znajdowało się ok. 20 minut zupełnie nowej muzyki w postaci preludium oraz trzech fragmentów utworu „Variation”. Nie był to występ zarejestrowany podczas pokazu dla konkretnej publiczności, a nagrany w Alfacam Studios w belgijskim mieście Lint, specjalnie na potrzeby tego wydawnictwa, adresowany więc do każdego słuchacza, który może go obejrzeć w tytułowym salonie. Zapis tego niezwykłego występu to pierwsze tego typu wydarzenie zarejestrowane stereoskopowo i stanowiło ono postęp w rozwoju rozrywki audiowizualnej, poprzez trójwymiarowy obraz dający wrażenie oglądania koncertu z domowego zacisza. Do zestawu dołączono dwie pary trójwymiarowych okularów, które w pełni pozwalały docenić zamierzony efekt. Jarre’owi towarzyszyli dobrze mu znani muzycy: Francis Rimbert, Claude Samard i Dominique Perrier. Koncepcja koncertu była rewolucyjna: odtworzenie dzieła na żywo wymagało bowiem czterech par rąk. Wspólnie z wymienioną wyżej trójką artysta zagrał w grudniu 2007 roku 10 koncertów w paryskim teatrze Marigny. Podczas nich muzycy posługiwali się oryginalnymi analogowymi instrumentami wykorzystanymi zarówno podczas nagrywania klasycznego „Oxygène”, jak i jego reedycji. W 2008 roku Jarre i jego ekipa wyruszyli zaś w trasę koncertową Oxygène 2008 Tour, podczas której 1 grudnia wystąpili na warszawskim Torwarze.
Płyta, która ponad 40 lat temu pokazała muzykę elektroniczną z „ludzką twarzą”, ciągle zachwyca słuchaczy. „Oxygène” to dzieło ponadczasowe, które nie straciło na wartości. Spowodowane jest to faktem, że za wszystkimi trzema wydawnictwami stał geniusz gatunku, który pod koniec ubiegłego roku wskrzesił swoje legendarne dzieło, tworząc bardzo dobre połączenie klasyki muzyki elektronicznej z możliwościami, które daje współczesna technika oraz świeżością nowoczesnego brzmienia. Ta kombinacja znajduje się na wyjątkowym wydawnictwie, które po raz kolejny udowadnia mistrzostwo jego twórcy.
2 grudnia 2016 roku Francuz dał nam bowiem kolejną porcję tlenu. Bałem się tej płyty. Jestem fanem i entuzjastą twórczości Jarre’a, ale jego premierowa muzyka z XXI wieku ma niewiele wspólnego z tym, co tworzył w latach 70., 80. i 90. poprzedniego stulecia. Do wyjątków należały ostatnie płyty: „Electronica 1: Time Machine” z 2015 roku oraz wydana w poprzednim roku „Electronica 2: The Heart of Noise”. Stanowiły one hołd dla muzyki elektronicznej, którą, jak wiemy, Jarre wzniósł na inny poziom z artystycznego, jak i marketingowego punktu widzenia. Były także swego rodzaju podsumowaniem twórczości Francuza, ale i eksperymentem, bowiem nagrał je z pomocą znanych muzyków, nie tylko tych związanych z nurtem muzyki elektronicznej, będących dla niego inspiracją w trakcie przebogatej kariery. Na pierwszej płycie możemy usłyszeć m.in. efekty współpracy z Tangerine Dream, Vince’em Clarkiem, Mobym, ale też liderem zespołu The Who Pete’em Townshendem lub pianistycznym wirtuozem – Chińczykiem Lang Langiem. Nie mniej ciekawie jest na drugiej części, bowiem tym razem oprócz słynnego niemieckiego kompozytora muzyki filmowej Hansa Zimmera czy kojarzonej z muzyką ambientową formacji The Orb Jarre zaprosił m.in. legendy muzyki pop: Cyndi Lauper i Pet Shop Boys. Materiał z albumów zdominował trasę „Electronica”, w ramach której Jarre wystąpił w 2016 roku w Polsce (5 listopada w łódzkiej Atlas Arenie, dzień później w katowickim Spodku). Dla wielu jednak najbardziej wyczekiwanym momentem jego występów był „Oxygène part 17”, stanowiący zapowiedź płyty „Oxygène 3”.
Ten utwór stanowi dobrą wizytówkę płyty. Moim zdaniem właśnie „Oxygène part 17” i zamykająca całość „Oxygène part 20” to najlepsze kompozycje na „Oxygène 3”. Słuchając tego drugiego, ma się poczucie obcowania ze starym, dobrym klasycznym Jarre’em. Ostatni utwór pełnymi garściami czerpie z płyt „Oxygène” i „Oxygène 7– 13”. Jest w nim bowiem sporo motywów do tych albumów nawiązujących. Jarre momentami sam siebie cytuje. Ponadto, podobnie jak w przypadku poprzednich części trylogii „Oxygène”, ostatni utwór jest bardziej mroczny i posępny od reszty i zostawia u słuchacza poczucie pewnego niedopowiedzenia. Jarre podczas tworzenia nowego materiału bardziej chciał podkreślić inspiracje współczesną muzykę elektroniczną niż nawiązać do klasycznego „Tlenu”, tak jak to zrobił na płycie z 1997 roku – „Oxygène 7–13”. „Oxygène part 20” na początku ma w sobie „coś” ze słynnej uwertury z musicalu „Upiór w Operze”. Można napisać, że zarówno w tym utworze, jak i na całym albumie jest różnorodnie, choć wszystko mieści się w pewnej spójnej konwencji. „Oxygène part 20” wypada chyba jeszcze bardziej przejmująco niż kończące poprzednie „oxygènowe” wydawnictwa – „Oxygène part 6” i „Oxygène part 13”. Niemniej całość recenzowanego albumu wyróżnia podobna do poprzednich płyt dźwiękowa oszczędność i minimalizm. Poza poszczególnymi fragmentami płyta brzmi dość współcześnie, ale Jarre umiejętnie przemyca w niej swoje sprawdzone, klasyczne patenty, jak charakterystyczną rytmikę, harmonię czy melodię. Takie zabiegi słyszymy np. w utworze płytę otwierającym „Oxygène part 14”, świetnie łączącym współczesne oblicze muzyki Jarre’a z tym, za co kochaliśmy go w XX wieku. Bardziej nowocześnie brzmi utwór drugi – „Oxygène part 15”, w której piękna, syntezatorowa melodia Jarre’a miesza się z czymś z pogranicza ambientu, a nawet techno. Zachowana jest jednak przy tym tak dobrze znana nam przestrzenność muzyki i rozpoznawalny klimat. I o ile płyta z okazji 30-lecia „Oxygène” była swoistą konfrontacją muzyki analogowej z cyfrową, o tyle „Oxygène 3” jest bardzo dobrym uzupełnieniem klasycznego syntezatorowego brzmienia Jarre’a o dźwięki instrumentów kojarzące się niekiedy bardziej z techniką niż muzyką i wydobywające się z komputera, a nawet iPada. Elementy typowe dla współczesnej muzyki elektronicznej możemy także usłyszeć w 16., 18. i 19. części nowego „Tlenu”. Jednocześnie jednak „Part 16”, podobnie jak „Part 15” przywodzą na myśl charakterystyczne szumy i inne dźwiękowe efekty znane z pierwszej części „Oxygène”. Chyba najnowocześniej brzmi wspomniany „Oxygène part 17”. Kompozycja ma radosny, optymistyczny wydźwięk, którego próżno szukać na poprzednich płytach nasiąkniętych tlenem. Nie jest to jednak zarzut, a bardziej znak czasów i konwencji, którą Jarre przyjął przy okazji prac nad albumem.
Pisząc o „Oxygène”, nie należy zapominać także o jego ekologicznym przesłaniu, które poza tytułem najbardziej symbolicznie ukazane zostało w wizjonerskiej okładce. Słynny motyw czaszki autorstwa Michela Grangera powtarza się zarówno na części pierwszej, jak i trzeciej trylogii. Oddajemy głos Jarre’owi: „40 lat temu odkryłem artystyczny świat Michela Grangera i od razu poczułem całkowitą adekwatność jego twórczości z muzyką, którą komponowałem. Okładka albumu, mroczna i surrealistyczna, była ekologicznym sygnałem ostrzegawczym, stała się dla mnie nierozerwalnie związana z moją muzyką. Chciałem, aby okładka do „Oxygène 3” pozostała w tym samym duchu i dlatego poprosiłem Michela Grangera o pozwolenie na wykonanie kolejnej wersji okładki”.
Jarre powiedział także: „Niekoniecznie lubię rocznice… ale kiedy dwa lata temu nagrywałem album „Electronica”, zrobiłem kawałek (dziś zatytułowany „Oxygène part 19” – przyp. M.B.), który dał mi do myślenia, jaki byłby album „Oxygène”, gdybym skomponował go dzisiaj”. To już wiem jak: bardzo dobrze.
Recenzował: Michał Bigoraj