
Sophie Ellis-Bextor w Progresji (relacja)
Chociaż Sophie Ellis-Bextor gościła w naszym kraju kilka razy, czy to przy okazji promocji płyt czy festiwali, to pierwszy samodzielny i pełnoprawny koncert dała dopiero w tym roku. Długo przyszło nam na niego czekać, ale zdecydowanie było warto. Artystka wystąpiła 8 marca w warszawskiej Progresji.
Moi znajomi różnie reagowali, kiedy mówiłam, że wybieram się na koncert Sophie Ellis-Bextor. Jedni mówili, że bardzo fajnie, inni, że niewiele mówi im to nazwisko. Wynikało to jednak prawdopodobnie nie z rzeczywistej nieznajomości twórczości tej pani, a braku świadomości, że to właśnie ta brytyjska wokalistka stoi za takimi hitami jak "Heartbreak (Make Me A Dancer)" czy "Murder On The Dance Floor". Nie jest to jednak takie zadziwiające, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że okres świetności tej artystki to początek ubiegłej dekady i jej koniec. Pierwsza połowa to hity takie, jak wcześniej wspomniane "Murder On The Dance Floor" czy "Take Me Home", a druga to między innymi "Catch You" czy "Me and My Imagination".
Artystka przywitała się mówiąc, że wielokrotnie była w Polsce w różnych miastach ale nigdy na koncercie. Wspomniała też, że to ostatni koncert na trasie i że przywiozła ze sobą swoje dwa ostatnie albumy "Wanderlust" i "Familia" oraz nieco disco. Rozróżnienie to wydaje się o tyle słuszne, że dwa ostatnie albumy znacznie różnią się od tej popularnej, elektronicznej wprost odmiany Sophie, którą podbijała klubowe parkiety. W tym miejscu warto wspomnieć, że inspirację do stworzenia poprzedniego albumu stanowiła Europa Wschodnia, a ostatniego Ameryka Południowa. W ten sposób taneczne bity nabrały ogłady i spokoju, jednak nadal wpadają w ucho.
Sophie przywiozła ze sobą jednak nie tylko dobrą muzykę ale i mnóstwo energii, radości i tańca. Każdy obecny na warszawskim koncercie mógł przekonać się, że w przypadku tej pani inteligencja i uroda idą w parze z talentem. Wokalistka mogła poszczycić się też doskonałym głosem. Środowy wieczór był okazją do bliższego zapoznania się z albumem "Familia", który zgodnie z nazwą trasy otrzymał największą ilość miejsca. Reprezentowały go między innymi rozpoczynający koncert "Wild Forever" oraz następujący po nim "Death of Love", który niedawno doczekał się teledysku. Obie piosenki wprowadziły sporo magicznej aury. Nastrój ten kontynuowały również "Cassandra" czy "13 Little Dolls". Tej nocy nie mogło zabraknąć jednak największych hitów artystki, choć część z nich została zagrana w wersji akustycznej, takiej odsłony doczekało się między innymi "Catch You" i "Get Over You". Mimo tej mniej dyskotekowej formy, kawałki brzmiały równie przebojowo, a nawet nabrały pewnego uroku.
Sophie Ellis-Bextor snuła ze sceny również opowieści dotyczące inspiracji dla nowego albumu, którymi były wywodzące się z folkloru opowieści. Śmiała się przy tym często i żartowała. Zainicjowała również naukę polskiego ucząc się nowych słów i chętnie wypowiadając słowa - dziękuję czy zatańcz ze mną. Warszawski koncert podzielić można na momenty nastrojowe, które reprezentowane były przez piosenki spokojne i ten bardziej dyskotekowy, w czasie którego mogliśmy usłyszeć cover "Take Me Home" Cher, czy "Lady" Modjo albo "Groovejet",który lata temu przyniósł jej popularność. Środowy koncert to także idealna możliwość do tego by przekonać się, że Sophie nadal tworzy, nawet jeśli nie ma jej już w głównym nurcie i co ważniejsze nadal robi to z sercem.
Autor: Monika Matura