RECENZJA: Kazik & Kwartet ProForma - Tata Kazika kontra Hedora
Wydana w 1993 r. płyta „Tata Kazika” Kultu jest moim ulubionym polskim albumem. Znakomite teksty (i gotowe w większości przypadków melodie), być może jedynego lepszego od Kazika Staszewskiego tekściarza w historii polskiej muzyki rozrywkowej, czyli jego ojca Stanisława (plus wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i jeden utwór tzw. tradycyjny, nieznanego autora - oba jednak z repertuaru Stanisława), w połączeniu z doskonałą ich interpretacją jego syna i aranżacją muzyków Kultu dały dzieło wybitne. Idealne zarówno do kontemplacji w samotności, biesiady, jak i picia wódki „na smutno”. Tak uniwersalne były bowiem teksty (niektóre inspirowane twórczością innych i zawierające jej fragmenty) pisane i śpiewane przez Staszewskiego. Poetyckie, ale jednocześnie rubaszne. Trudne, refleksyjne, ale jednocześnie napisane ze swadą i lekkością. Nikt nie mógłby lepiej zinterpretować tekstów barda, docenionego głównie dzięki płycie z 1993 r., niż jego syn. A zarówno przed, jak i po zespole Kazika próbowało wielu, od Jacka Kaczmarskiego do Artura Andrusa. Ale to właśnie Kult dał tekstom idealną muzyczną oprawę, w której rock miesza się z wieloma innymi, odległymi od niego gatunkami.
Bardzo dobrze wypadła też wydana trzy lata później kontynuacja pod tytułem „Tata 2” (na niej także znalazło się miejsce na twórczość Gałczyńskiego, utwór tradycyjny i dwie piosenki innych autorów, w tym „Kochaj mnie, a będę Twoją” - ze słowami Andrzeja Własta i muzyką Henryka Warsa - śpiewaną przez Kazika wspólnie z Violettą Villas). Tym razem zabrakło hitów, które weszły do kanonu polskiej muzyki rozrywkowej pokroju „Baranka”, Celiny” czy „Królowej życia” znanych z pierwszego „Taty”. Kazik i spółka wzięli bowiem na warsztat trudniejsze i bardziej wieloznaczne utwory jego ojca.
Teraz dostaliśmy trzecią płytę, prawdopodobnie ostatnią część trylogii - „Tata Kazika kontra Hedora”. Nieco niespodziewaną. O ile bowiem od pewnego czasu Kazik przy różnych okazjach sugerował, że myśli poważnie o kolejnym albumie z utworami napisanymi przez ojca, o tyle mało kto spodziewał się, że nie zrobi tego pod szyldem Kultu, a wspólnie z kolegami z Kwartetu ProForma. Z drugiej jednak strony jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Przemysław Lembicz - lider, wokalista i gitarzysta tej grupy – był w ostatnich latach głównym badaczem twórczości Staszewskiego seniora i wielkim jej fanem, to już dziwi nas to mniej. Punktem wyjścia do wydania nowej płyty były wiersze Stanisława Staszewskiego. Lembicz ich poszukiwał, nadzorował ich opracowania, a w konsekwencji doprowadził do ich wydania w formie książkowej – jako tomik poetycki „Samotni ludzie, wiersze i piosenki” (w pracach redakcyjnych uczestniczył też dr Krzysztof Gajda), dla powstania którego jedną z inspiracji była biograficzna książka „Tata mimo woli” (w której to lider Kwartetu ProForma zobaczył skany tych wierszy) autorstwa Jarosława Dusia wspomaganego przez Kazika. Obie książki (podobnie jak powieść „Czarna Mańka” autorstwa Stanisława Staszewskiego i Andrzeja Bonerskiego) wydane zostały przez wydawnictwo „Kosmos, Kosmos”, założone przez syna Kazika Kazia Staszewskiego - który wspólnie z Lembiczem odnalazł rękopisy i maszynopisy wierszy oraz piosenek swego dziadka.
Zresztą, gdyby nie twórczość swego ojca, Kazik nigdy nie zdecydowałby się na współpracę z formacją. Nawiązanie kontaktu zaczęło się od tego, iż dowiedział się on, że poznańska grupa wykonuje repertuar Stanisława Staszewskiego. Początkowo spotkało się to z jego oburzeniem i gniewną reakcją, ale z czasem obie strony przypadły sobie do gustu. Poza Przemysławem Lemibczem Kwartet, który tak naprawdę jest kwintetem, tworzą: jego brat, gitarzysta Piotr, basista i kontrabasista Wojciech Strzelecki, obsługujący rozbudowany zestaw perkusyjny Marek Wawrzyniak oraz grający na instrumentach klawiszowych (w tym akordeonie) Marcin Żmuda. Ci muzycy także udzielają się wokalnie. Cechą charakterystyczną grupy są rozbudowane i efektowne aranżacje, w których poza podstawowym instrumentarium możemy usłyszeć m.in. mandolinę, marakasy czy tzw. przeszkadzajki. W połączeniu z wokalem lidera Kultu daje to bogaty efekt wokalno-instrumentalny. O trudnych początkach Kazik wspomina czasem podczas wspólnych koncertów (na których pojawia się też gościnnie, obecny także na recenzowanej płycie, trębacz Kultu Janusz Zdunek). W ich trakcie, poza utworami Stanisława Staszewskiego, możemy usłyszeć repertuar z licznych solowych płyt Kazika, głównie tych, na których popisywał się własnymi interpretacjami cudzych utworów (zwłaszcza Toma Waitsa, Nicka Cave’a - także ulubieńców Kwartetu, Kurta Weilla czy Silnej Grupy pod Wezwaniem), a także niektóry utwory Kultu, czy nawet Kazika na Żywo. Albumowym efektem tej współpracy była dotychczas jedyna płyta sygnowana szyldem Kazik i Kwartet ProForma - „Wiwisekcja” z 2015 r. Teraz przyszedł czas na drugą.
W wypadku płyty „Tata Kazika kontra Hedora” nie sposób nie zacząć od jej tytułu, którego „zapowiedź” pojawiała się w utworze „12 groszy” (z tak samo nazwanej solowej płyty Kazika wydanej w 1997 r.). Syn Stanisława śpiewał tam prześmiewczo i autoironiczne: „Tata 2, Tata Kazika, niedługo przyjdzie pora... Tata Kazika kontra Hedora”. I pora, po 20 latach istotnie przyszła, a jest to zasługa - a jakżeby inaczej - Przemysława Lembicza. To właśnie on był pomysłodawcą tego tytułu i jego głównym orędownikiem. Większość jednak, włącznie z fanami, Kazikiem i kolegami Lembicza z Kwartetu przyjmowała ten pomysł z przymrużeniem oka. Niedługo przed premierą płyty wypuszczona został nawet oficjalna informacja, że album będzie nazywał się „Syn Staszka” (nalepka z takim tytułem została zresztą na płytach). Ten tytuł, także autorstwa Lembicza, wydawał się bardzo dobrym pomysłem (choć co ciekawe innego zdania są teraz zarówno Lembicz, jak i Kazik), tym bardziej że współgrał niejako z tytułami płyt Kultu, jednocześnie będąc symboliczną wskazówką, że to jednak coś innego. Ponadto okładka i cała oprawa graficzna płyty autorstwa Arkadiusza Szymańskiego jest wzorowana na dwóch wspomnianych Kultowych albumach (zdjęcia Kazika - autorstwa Szymańskiego - z okładki, na których bardzo przypomina swego ojca, pozostałe stylizowane na archiwalne, jednolita kolorystyka, minimalistyczna oprawa z zapisem tekstów i umieszczonych przy nich gitarowych chwytach). Ostatecznie jednak muzycy zdecydowali się wrócić do pierwotnego tytułu, który jest dla mnie symbolem artystycznej odwagi i dystansu. Myślę, że Staszek - znany ze swego ironicznego poczucia humoru - byłby zadowolony z takiego rozwiązania. Podobnie jednak jak - uprzedzając nieco fakty - z samej zawartości płyt, która łączy przebojowość i przekorną wesołość „Taty Kazika” z refleksją i powagą znaną z „Taty 2”.
Przede wszystkim jednak aranżacje utworów - autorstwa głównie muzyków Kwartetu - zbliżone są do tych znanych z opracowań Kultu. A tego bałem się najbardziej. Nie tylko dlatego, że dotychczasowe utwory w wykonaniu Kazika i Kwartetu ProForma były nieco bardowskie, bardziej akustyczne, poetyckie niż poruszającego się głównie w rocku Kultu. Także dlatego, że w odróżnieniu od dwóch „Tat” przy okazji pracą nad płytą „Tata Kazika kontra Hedora” muzycy tworzyli muzykę sami od początku. Tym razem wzięto się bowiem za opracowanie nie utworów ze skomponowanymi melodiami, a głównie wierszy. I to wierszy w większości napisanych przez Stanisława w wieku 22–24 lat. Jest to więc swoista kronika przemyśleń młodego literata, który dopiero później stał się kompozytorem, czego efekty słyszeliśmy na płytach „Tata Kazika” i „Tata 2”, opartych na twórczości dojrzałego Staszewskiego. W tekstach wierszy, które słyszymy na płycie, wyczuwalna jest np. fascynacja Staszewskiego komunizmem, która z czasem osłabła. Młody wiek nie powinien jednak zmylić słuchacza, bowiem niezwykle inteligentne teksty były pisane z perspektywy kogoś, kto miał ogromny bagaż życiowych doświadczeń. Kogoś, kto cudem uniknął śmierci. Stanisław Staszewski udawał martwego, dzięki czemu uwolnił się, z pomocą innego człowieka, z niemieckiego obozu koncentracyjnego. Nawiązał do tego w tekście do utworu (wiersza) „Gdybym miał kogoś”: „Hymn bałwochwalczy temu, co mą duszę / Bogom wyrwawszy, znów wcielił w człowieka”. Zilustrowane to jest piękną, dynamiczną, ale jednocześnie wzruszającą muzyką. Być może jednak przypadkową! Kazik i Kwartet ProForma przyjęli bowiem w kilku przypadkach nietypowy sposób pracy. Najpierw wybrali teksty ze wspomnianego tomiku „Samotni ludzie”, a później starali się dobrać do nich stworzoną muzykę. Trzeba jednak podkreślić, że w większości przypadków muzyka powstawała „na żywo” w sali prób (od Wojciecha Strzeleckiego wiem, że w przypadku niektórych kawałków wykorzystywany były motywy przygotowane wcześniej - np. muzykę wykorzystaną w utworze „1947” napisał on dawno temu, w wieku 13 lat!). Jak łatwo można się domyślić, już w toku pracy okazało się, że niektóre wiersze brzmią lepiej z akompaniamentem pierwotnie przeznaczonym dla innego utworu. Były też takie, które wstępnie odrzucone, po dopasowaniu do nich muzyki okazywały się odpowiednie do umieszczenia na płycie. Najlepszym tego przykładem utwór „Jest między nami obcość”, którego obecny podkład przypisano pierwotnie do innego kawałka. Na szczęście i przez przypadek (Kazik ponoć źle otworzył tomik w miejscu, do którego był przypisany wiersz do innej muzyki) stało się inaczej i biesiadno-folkowa melodia kontrastuje z poważnym tekstem, którego treść oddaje tytuł. Utwór otwierają i kończą jednak posępne chóralne zaśpiewy (autorstwa Przemysława Lembicza), a tylko w środku słyszymy wesołą melodię, niemal żywcem wyjętą z tradycyjnego polskiego wesela, także dlatego że ważną rolę gra tu akordeon.
Takie kontrasty jednak dziwią mniej, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że muzycy ProFormy to doświadczeni metalowcy, dla których piosenka autorska, poetycka z domieszką folku i jazzu miała być tylko odskocznią. Równie eklektyczne jak twórczość ProFormy były poza tym także płyty „Tata Kazika” i „Tata 2”, w których rock cudownie przenikał się z miejskim folkiem, piosenką powojenną, a nawet muzyką barokową i wodewilową. Ta różnogatunkowość musiała się więc udać przy okazji „Tata Kazika kontra Hedora”. I tak np. wojenny „Apel poległych” ma riff kojarzący się bardzo z Black Sabbath (i zespołem Kazik na Żywo). Metalowo brzmi też „Ay pee, ah yee”, wzbogacone dodatkowo udziałem Janusz Zdunka - trębacza Kultu, a „Nie dali ojce” (dwa wspomniane wcześniej utwory też) równie dobrze mógłby znaleźć się na płycie Kultu. Zresztą muzyka do tego ostatniego jest wariacją na temat utworu, który ten zespół grał na początku swej działalności, w roku 1982 r. Co ciekawe tekst Stanisława jest w nim iście Kazikowy, np.: „Bo tylko w jedną w życiu noc / Będzie cię stać na szczere łzy / A potem spadniesz znów na dno / Najzwyczajniejszych dni”. W tym kawałku muzyka akustyczna świetnie współgra z elektryczną, a całość dopełniają klawisze. „Nie dali ojce” i „Ay pee, ah yee” to jedyne na płycie utwory, do których teksty nie były wierszami, a prawdopodobnie piosenkami, o czy może świadczyć sposób ich zapisu na kartkach odnalezionych w piwnicy Kazika. A mamy też na krążku dla kontrastu np. przebojową, wybraną na pierwszy singiel kompozycję „Ta droga była daleka” czy mój ulubiony utwór z płyty - „Ogrodnik”. Pierwszy z nich utrzymany jest w skocznym tempie, ciekawie zaaranżowany (charakterystyczna linia fortepianu) i zilustrowany romantycznym tekstem. Tematyka miłosna w ogóle często na tej płycie dochodzi do głosu, co tylko podkreśla, że wrażliwość młodego Staszewskiego była i inna niż w pełnych tęsknoty, obserwacji i refleksji tekstach, które słyszymy na „Tatach”. Utworami miłosnymi są też utrzymany trochę w konwencji walca „Most” czy delikatna ballada „Zmysłowa i pijana”, swoją tematyką nawiązująca nieco do Kultowego „Baranka”. Wspomniany „Ogrodnik” to zaś piękna, subtelna, ale na koniec potężnie brzmiąca ballada w stylu Jacka Kaczmarskiego. Uniwersalny i metaforyczny tekst świetnie współgra z zaangażowanym głosem Kazika, który jak zwykle mocno wczuwa się w postać bohatera, z którego perspektywy śpiewa utwór.
Wokal jest bardzo mocnym punktem płyty. Niemniej na płycie „Tata Kazika kontra Hedora” swój charakterystyczny głos lider Kultu wykorzystuje mniej różnorodnie niż choćby na „Tacie Kazika”. Wokalista wówczas używał o wiele bogatszej modulacji i śpiewał (a czasem recytował) w charakterystyczny sposób, np. imitując chrypkę. Na recenzowanej płycie nietypowy wokal Kazik prezentuje np. w utworach odbiegających nieco stylistycznie (także poprzez wyraźnie zaznaczone elektroniczne klawisze) i tematycznie od reszty. Jednym z nich jest satyryczny, wręcz kabaretowy (ale z gorzką refleksją) „Starszy asystent John”. Tekst dotyczy pracy ojca Kazika, który był architektem. Staszewski junior inaczej śpiewa też w najsłabszym moim zdaniem na płycie „Leonardo”, traktującym o rzekomych skłonnościach homoseksualnych Leonarda da Vinci.
Teksty jednak są ogromną siłą tej płyty, co było wiadomo jeszcze przed jej wydaniem. Dobrym tego przykładem jest choćby „Klub Cynicznych Egoistów”, którego tytuł w tym wypadku mówi sam ze siebie. Staszewski, wielbiciel Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i jego hedonistycznego podejścia do życia, takim cynicznym egoistą trochę właśnie był. Ale ten numer jest też bardzo dobry dzięki świetnej, ostrej warstwie instrumentalnej z organami Hammonda na czele. Ta klawiszowa pieczęć sprawia, że ten kawałek też brzmi Kultowo. Wiele utworów ma oczywiście muzykę kojarzoną z ProFormą. Wydawać by się mogło, że odtworzenie specyficznego brzmienia i klimatu „Tat” z lat 90. jest niemożliwie. Muzykom to się jednak udało, a produkcja płyty momentami brzmi żywcem jak wyjęta z tamtej dekady. A ponieważ to zabieg celowy, jest to atut! Wspomniany klimat słyszymy już w pierwszym utworze (nie licząc otwierającego całość „Imtronu”, czyli zarejestrowanych słów Stanisława) „1947”. Skoczna melodia, kojarząca się z muzyką powojenną, z dominującą rolą akordeonu uroczo współgra z autobiograficznym, przesiąkniętym poczuciem niedocenienia tekstem. Już tutaj słyszymy także obcy dla Kultu, a jakże charakterystyczny dla ProFormy instrument, czyli kontrabas, który na płycie pojawia się często, np. w utworach „Kongres Nauki Polskiej” czy „Nic nie słyszę”. Ten ostatni wymieniony (w całości skomponowany przez Przemysława Lembicza, któremu się przyśnił!) to w ogóle ciekawy numer, bo jego brzmienie przynosi na myśl tango, a całość ma potężny klawiszowy podkład (zarówno fortepianu, jak i syntezatora – zresztą oba te instrumenty występują też razem w innych utworach), jakże z kolei typowy dla Kultu. Dominujące instrumenty akustyczne na płycie to jednak gitara klasyczna i fortepian. Pojawia się też jednak choćby tamburyn („1947”), trójkąt („Most”) i oczywiście wspomniana trąbka. Janusz Zdunek poza wspomnianymi „Ay pee, ah yee”, „Leonardo” i „Nic nie słyszę” ślad swego instrumentu zostawił też w ciekawym marszowo-cyrkowym i podzielonym na części wspomnianym „Kongresie Nauki Polskiej”. Nie zapomnijmy także o perkusji, która występuje w każdym utworze, czasem subtelnie podkreślając rytm utworu („Starszy asystent John”), a czasem kierując piosenkę na właściwe muzyczne tory („Ogrodnik”).
To wszystko czyni przepiękny muzyczno-tekstowy wachlarz, sprawiający, że Kazik z kolegami z Kwartetu wyszli z tej próby obronną ręką. A próba była to trudna, bo „Tata Kazika kontra Hedora” to jedna z najbardziej oczekiwanych od lat płyt, jednocześnie taka, której towarzyszyły duże obawy. Na szczęście okazały się niesłuszne. Jest to bowiem, moim zdaniem, najlepszy krążek Kazika nagrana poza Kultem. Kamień z serca.
Autor recenzji: Michał Bigoraj