RECENZJA: Hurts - "Desire"
Pamiętacie jeszcze czasy, gdy Hurts porównywano do Depeche Mode? Pożegnajcie je bezpowrotnie! "Desire" każe Wam ściągnąć skórzane kurtki i zaprosi na parkiet.
Jak wiele osób i ja byłam w 2011 roku oczarowana debiutanckim albumem Hurts. Płyta towarzyszyła mi przez długi czas odsłuchiwana wielokrotnie w całości lub fragmentarycznie, do dzisiaj sięgam po nią z wielką przyjemnością. Za jej udaną kontynuację uważam wydane w dwa lata później "Exile". "Surrender" sprawiło mi jednak nieco kłopotu i nie przemówiło do mnie już z taką mocą. Kiedy światło dzienne ujrzało "Desire", dyskografia chłopaków stała się jednak dla mnie logiczną całością. Przedostatnim albumem chłopaki zmierzali powoli w stronę dyskotekowych numerów, po to by na nowym albumie w pełni opuścić mrok. Te zmiany widać już po okładkach, minimalistyczny debiut utrzymany był w ciemnej tonacji, podobnie, jak druga płyta ze zdjęciem chłopaków. Okładkę nowego albumu również zdobi ich zdjęcie, ale w tle znajduje się czerwień, kolor tytułowego pożądania.
Na to wszystko można by jednak nie zwrócić uwagi, gdyby nie zmiany, które zaszły na albumie w warstwie muzycznej. O ile single mogłyby uchodzić za chwyt marketingowy, są przecież zazwyczaj najbardziej przebojowymi wycinkami płyt, to już w odniesieniu do całego albumu trudno przejść obok nich obojętnie. "Beautiful Ones" to hymn pochwalny dla odmienności i akceptacji. Chwytliwa melodia sprawia, że nie sposób go zignorować i od razu wpada w ucho. Nie inaczej jest w przypadku drugiego singla "Ready to Go", którego przebojowość jednak jeszcze wzrasta.. Wydawać by się mogło, że panowie mają doskonały zmysł do wybierania numerów promujących krążki, ale cały ten album jest równie chwytliwy co jego reprezentanci. Z tonu spuszcza nieco "People Like Us", z wpadającą w ucho gitarą, smyczkami i klawiszami. Do dawnych dokonań nawiązuje spokojne 'Something I Need to Know", choć daleko mu do "Stay". Zgodnie z tytułem płyta przepełniona jest piosenkami o miłości. Jedną z nich jest "Thinking of You", krótkie i do bólu przebojowe. Już pierwsze przesłuchanie zmusiło mnie do nucenia refrenu i rozwiało jesienną chanrę. "Wherever You Go" także uderza w spokojniejsze struny, za to nadrabia refrenem. Do miłosnego zestawienia trafia także ostatni z singli "Chaperone", które co prawda, nie przypadło mi do gustu po pierwszym przesłuchaniu, ale jego noty sukcesywnie rosły. Zachwycić może nas dyskotekowy klasyk z lat 80. w postaci "Boyfriend". Wybór kolejnego singla wydaje się oczywisty. Warto bliżej przyjrzeć się jeszcze wesołemu "Walk Away", czy nastrojowemu "Magnificent" wieńczącemu album.
Jeśli po "Surrender" liczyliście na powrót do korzeni, to możecie srogo się rozczarować. Zamiast ewolucji muzycy postawili na rewolucję i skierowanie się w stronę chwytliwych melodii trwających nieco ponad 3 minuty. Zabieg ten wyszedł im całkiem dobrze. Miłośnicy debiutu także znajdą tu coś dla siebie, pod warunkiem, że pozwolą sobie na otwarcie głowy i akceptację, że drugiego "Hurts" najpewniej już się nie doczekamy. Za to mamy doskonałe antidotum na jesienną niepogodę.
Tracklista:
1. Beautiful Ones
2. Ready to Go
3. People Like Us
4. Something I Need to Know
5. Thinking of You
6. Wherever You Go
7. Chaperone
8. Boyfriend
9. Walk Away
10. Wait Up
11. Spotlights
12. Hold on to Me
13. Magnificent
Autor recenzji: Monika Matura
Ocena: 5/6
Warto posłuchać: "Thingkin of You", "Chaperone", "People Like Us"