
Hey w TAURON Arenie (relacja)
6 grudnia w krakowskiej TAURON Arenie wystąpiła grupa Hey, koncert był częścią trasy celebrującej 25-lecie zespołu oraz zapowiadającej zawieszenie działalności formacji.
Na koncertach tej grupy bywałam często i zawsze miałam pewność, że będzie to coś wyjątkowego. Nie mogłam więc odpuścić sobie i środowego wydarzenia, zwłaszcza tak wyjątkowego. 25-lat to poważny wiek, może nie dla człowieka, ale dla zespołu zdecydowanie tak. Hey prócz trasy koncertowej uraczył nas także albumem "CDN" z nagranymi na nowo wersjami starych utworów, które nabrały nowego szlifu. To z jednej strony taka ciekawostka, dla wszystkich znających ten zespół, a z drugiej okazja do poznania go dla tych, którym z różnych przyczyn z tym zespołem było nie po drodze. Wcześniej wspomniana rocznica, to doskonała okazja, by ich poznać, bez dwóch zdań, bo, że jest co poznawać tutaj nie mam wątpliwości i to już od dawna.
Przejdźmy jednak słusznie do tego, co jest tematem tej recenzji, czyli krakowskiego koncertu. Środowe wydarzenie było przekrojowym biegiem przez całość działalności grupy, ze szczególnym uwzględnieniem albumu "Fire", do wykonania którego na scenę Kasia zaprosiła założyciela Hey, Piotra Banacha. Po nim pojawiła się Kafi, na co dzień tworząca wraz z gitarzystą projekt BAiKA. Wokalistkę mogliśmy usłyszeć w dwóch utworach - "Anioł" i "Dreams". Nie byli to jedyni goście towarzyszący tego wieczoru Hey na scenie. Niedługo później mogliśmy usłyszeć "Mehehe" wykonane wspólnie z Natalią i Pauliną Przybysz, obie panie miały tez okazję zaśpiewać solo. Pierwsza z nich fenomenalnie wykonała "Boję się o nas", a druga w niczym jej nie ustępowała śpiewając "Heledore Babe". Nie zabrakło też "O.S.T.R.", który dołożył coś od siebie w "Że" i "Katasza".
Goście zdecydowanie stanowili ważny punkt tego wydarzenia. Drugim były komentarze Kasi Nosowskiej, która co prawda określa siebie mianem nieśmiałej i zawsze podkreśla, że wyjście ze strefy komfortu nieco ją kosztuje, ale kiedy już zrobi, nie sposób się nie uśmiechnąć, na to wszystko co mówi. Kasia opowiadała między innymi o początkach grupy, nie zabrakło jednak i anegdotek dotyczących jej samej. Każda z historii była równie ujmująca i zabawna. Ilekroć słucham opowieści Kasi Nosowskiej na koncertach, tylekroć myślę sobie, że koncert wiele straciłby bez tych komentarzy, a ją samą cechuje niebywała skromność.
Środowy koncert jak zwykle był popisem kunsztu muzyków i umiejętności Nosowskiej, której wokal nie stracił nic ze swej drapieżności. Jeśli nastąpiłoby teraz pożegnanie na zawsze, co mam nadzieję, nie stanie się, to grupa zostawiłaby nas ze świetnym dorobkiem, ja jednak mam nadzieję, że będę miała jeszcze okazję usłyszeć ich na żywo, a do tej pory bezsprzecznie będzie mi ich brakowało!
Tekst: Monika Matura